Dla mnie. Z okazji dzisiejszej rocznicy.
Zakon
Feniksa nie dał Draconowi spokoju do później nocy. Młody Malfoy mniej lub
bardziej cierpliwie odpowiadał na ich szczegółowe pytania, a gdy wreszcie
wybiła czwarta nad ranem i Dorian doszedł do wniosku, że dowiedział się na
temat śmierciożerców wszystkiego, czego chciał, łaskawie pozwolono mu iść spać.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu Draco przyśniła się Wieża Astronomiczna.
Koniec
wakacji minął w oka mgnieniu i ani się obejrzano, kartka w kalendarzu wiszącym
na ścianie kuchni Nory pokazała 1 września 1997 roku.
Dracona
zdumiał gwar, jaki zapanował tego (o dziwo!) słonecznego poranka w domu. W
Dworze Malfoyów jego kufer szykowały skrzaty, a Narcyza i Lucjusza zdawali się
przypominać sobie, że należy odprowadzić go na pociąg dopiero przed dziesiątą.
W Norze bliźniacy wpadli do jego pokoju o wpół do siódmej (gumochłony!),
hałasując jak stado pierwszorocznych, i zwlekli z niego pierzynę, krzycząc, że
to jego wielki dzień, w którym wreszcie wyjdzie do ludzi.
Zakon
Feniksa dał mu różdżkę z niezliczoną ilością zabezpieczeń i zaklęć kontrolnych,
która nie mogła równać się z różdżką, jaką dostał od Hermiony Granger.
Pospolita tarnina kontra dąb, włos jednorożca, jakby był jakąś rozhisteryzowaną
wróżką, kontra smocze serce. Jakiś bliżej nieokreślony wytwórca różdżek z
Kornwalii kontra Ollivander. Postanowił więc wziąć do Hogwartu obydwie, a
używać tej od Ollivandera.
Draco
brał prysznic, czując rosnące podenerwowanie. Nie widział nikogo ze Slytherinu
przez dwa miesiące. Był Prefektem Naczelnym, zatem w lochach zamku czekało na
niego osobne dormitorium, ale przecież musiał przechodzić przez Pokój Wspólny i
co najmniej tuzin kolegów chcących za zdradę poderżnąć mu zaklęciem gardło. A
pierwsze starcie czeka go już o jedenastej na peronie 9 i ¾.
Na
śniadaniu przyszło mu do głowy, że to jego ostatni posiłek w Norze. Kolację zje
już w Hogwarcie. Przyzwyczaił się do smakowitych dań pani Weasley, podczas gdy
w szkole prawdopodobnie będzie zmuszony do schodzenia po posiłki do kuchni.
Śmierć przez otrucie także stanowiła dla innych Ślizgonów kuszącą propozycję na
zakończenie jego żywota. Nim zdążył rozwinąć tę myśl, pan Weasley wciągnął go w
dyskusję na temat jesiennej kolejki rozgrywek ligowych quidditcha.
Przed
wyjazdem poszedł pożegnać się z Astorią i powtórzyć, że dotrzyma obietnicy.
Coś
go ukłuło, kiedy znosił spakowany poprzedniego wieczoru kufer. Nie wiadomo, czy
jeszcze przestąpi próg tego domu, który bez wątpienia stał się dla niego
pewnego rodzaju symbolem. Jakby w odpowiedzi, pani Weasley sprawdzając po raz
siódmy, czy wszystko spakowali i zabrali, pierwszy raz wypowiedziała w jego kierunku
rozbudowane zdanie.
—
Draco, czekamy na ciebie w Boże Narodzenie.
—
Byłoby nam z Molly niezwykle miło, gdybyś zechciał spędzić święta z nami —
dokończył Artur.
Dracon
podziękował za zaproszenie i zapewnił, że się nad tym zastanowi.
Piętnaście
po dziesiątej przed Norę podjechały dwa małe czerwone samochody (Draco
dowiedział się, co to samochody w wieku pięciu lat, kiedy odkrył z Blaisem, że
rzucanie w nie łajnobombami z okien londyńskiego apartamentu wujka Thorna jest
wielce zabawne). Za kierownicami siedzieli Kingsley i Dedalus Diggle, przy czym
wszystkie miejsca w drugim aucie zostały zajęte przez członków Zakonu Feniksa.
—
Nas nigdy nie eskortowali tak licznie! — zawołali z pretensjami bliźniacy.
Kiedy
Harry wcisnął się obok Draco, wgniatając mu łokieć w brzuch, pan Weasley
westchnął zachwycony:
—
Ach, to Zaklęcie Zmniejszająco-Zwiększające!
Bardziej zmniejszające!, oburzył się
Draco w myślach. Nie czuję mojej
śledziony!
Wzbili
się w powietrze równocześnie z drugim autem. Podróż nie trwała tak długo, jak
powinna, ponieważ po około kwadransie byli już na King’s Cross, a Draco był
przekonany, że Nora znajduje się po drugiej stronie Anglii.
Poza
zdenerwowaniem pojawiło się w Draco znane podniecenie. Wracał do Hogwartu. Tym
razem bez przerastającego go zadania i bez świadomości, że będzie wyrywany co
rusz z zamku na następne śmierciożercze akcje. Teraz co najwyżej będzie na
takich akcjach zabijał popleczników Czarnego Pana. Uśmiechnął się pod nosem, co
zauważyła Hermiona.
Przypatrywała
się chłopakowi przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, jak profesor McGonagall
rozwiązała problem jego bezpieczeństwa w Hogwarcie. Hermiona na ostatnim
zebraniu Zakonu, na którym kobieta znowu pojawiła się spóźniona, próbowała
podpytać o to panią dyrektor, ale ta ją zbyła. No cóż, dowiedzieć mieli się już
za parę godzin.
Na
stacji King’s Cross nie było w tym roku tak dużo sów i kufrów, jak w latach
poprzednich.
—
Dużo rodziców boi się puszczać dzieci do Hogwartu — szepnęła Hermiona w pewnym
momencie. — Twierdzą, że bez Dumbledore’a to już nie to samo.
—
Myślisz, że matka puściła Seamusa? — zapytał Harry, pamiętając o tym, że pani
Finnegan z niechęcią pozwoliła synowi na powrót do piątej klasy. Obecna
sytuacja łudząco przypominała tą sprzed dwóch lat.
—
Myślę, że tak — odparła Hermiona. — Seamus raczej wydoroślał od piątego roku i
samodzielnie potrafi podjąć decyzję.
—
Tego z dorosłością Finnegana nie byłbym taki pewien — wtrącił Draco. — Nie
wiesz, co zrobił w tamtym roku po pijaku w szklarni Sprout?
—
Seamus przyznał, że to był błąd — powiedział Harry, ciągnąc za sobą swój kufer.
Brakowało mu Hedwigi i jej pohukiwania.
—
Ale roślinki profesor Dyni do dzisiaj mają uraz — odciął się Draco.
—
Seamus chyba ma większy — zachichotała Ginny, przypominając sobie te
wydarzenia.
Nadszedł
czas na przejście przez barierkę. Pierwszy do magicznego świata przedostał się
Kingsley i Dedalus Diggle. Draco zauważył, jak Hermiona nerwowo przygryza
wargi.
—
Nie mów, że się boisz — powiedział tak, by tylko ona była w stanie to usłyszeć.
Hermiona
pokręciła głową i się zarumieniła, a on pomyślał, że to ich pierwsza wymiana
zdań, odkąd się wybudził.
—
Nie o to chodzi — odparła. — To głupie, ale przypomniałam sobie, jak pierwszy
raz przechodziłam przez barierkę. Tata trzymał mnie za rękę, ale trząsł się
mocniej ode mnie. — W jej ciemnych oczach błysnął blask tamtego wspomnienia.
—
Mam cię też potrzymać za rękę? — zakpił. — Nie sądzę, bym przypominał pana
Grangera.
—
Jest tak samo wysoki jak ty — odpowiedziała ku jego zaskoczeniu Hermiona i
trzymając wózek z kufrem, pobiegła w stronę barierki.
Potem
nadeszła kolei Ginny, a następnie Draco. Pan Weasley miał przekroczyć barierkę
razem z Harrym, a po nich członkowie Zakonu jako obstawa.
Para
z komina Ekspresu Londyn-Hogwart wypełniała szczelnie peron numer 9 i ¾. Draco
dopiero po jakimś czasie złapał się na tym, że idąc w stronę pociągu, próbuje
odszukać wzrokiem Ślizgonów. Nikogo jednak nie rozpoznał wśród tłumu głów.
—
Harry, Hermiona, Draco, wy udajecie się prosto do wagonu Prefektów —
poinstruował ich Kingsley.
—
Aha, i nie zdziw się, Draco, jeżeli zobaczysz w nim Blaise’a Zabiniego — dodał
Artur. — Slytherin ma w tym roku dwóch prefektów.
To
potwierdziło, dlaczego został wybrany Prefektem Naczelnym. Miał więcej praw i
większą ochronę. Jeżeli zaś chodzi o jakikolwiek autorytet, jaki powinien
budzić w innych uczniach, pozostawał on w sferze pobożnych życzeń.
—
Dlaczego Zabini? — krzyknął Harry. Ginny odwróciła głowę w stronę i udała, że
patrzy na Romildę Vane, która pojawiła się za barierką z rodzicami.
—
To nie była moja decyzja, Harry — powiedział Artur. — Więcej dowiecie się od
nowego wicedyrektora.
—
To nie został nim profesor Flitwick? — zapytała Hermiona.
—
Nie, to nowy nauczyciel Transmutacji — odrzekł Artur, a jego mina wskazywała,
że nie jest z tego wyboru szczególnie ucieszony.
Za
pomocą kilku ruchów różdżką przenieśli wszystkie kufry do ekspresu. Na peron przybywało
czarodziejów. Niektórzy rozpoznawali młodego Malfoya, ale on nie zwracał na
nich uwagi.
—
Draco — zwrócił się Artur do chłopaka, kiedy oddalili się nieco od pozostałych.
— Profesor McGonagall zorganizowała wszystko tak, abyś nie musiał się niczego
obawiać.
—
Postaram się nie dać zabić, jeżeli to ma pan na myśli.
Artur
uśmiechnął się do niego ciepło.
—
Wiesz, że to nie będzie łatwy rok. Niemniej jednak ty i Harry będzie najlepiej
chronionym uczniami w Hogwarcie.
—
Osoba, która starała się doprowadzić do śmierci dyrektora, nie powinna mieć
takich względów, panie Weasley. Ktoś się może pokusić się o pójście w moje
ślady, jeżeli skrzaty będą dostarczały mi szampana i truskawki w czekoladzie do
dormitorium co wieczór — zażartował.
Mężczyzna
zaśmiał się cicho.
—
Uważaj na siebie — powiedział, kładąc rękę na ramieniu Draco.
—
Będę — obiecał chłopak.
Nie
czekali z pożegnaniem, aż pociąg ruszy. Dedalus dał im do zrozumienia, że
lepiej będzie, jeśli zajmą miejsca w przedziałach, zanim w pociągu zaroi się od
ciekawskich spojrzeń.
Pan
Weasley pomachał całej czwórce na pożegnanie, a oni ruszyli korytarzem ciągnąc
za sobą kufry. Przeszli zaledwie jeden przedział, gdy staranowany został Harry
idący na przedzie.
—
Harry, Hermiona, Ginny, jak się cieszę, że was widzę! — zawołał radośnie
Neville Longbottom.
Neville
Longbottom nie przypominał już pulchnego niedorajdy. Po bitwie w Departamencie
Tajemnic diametralnie się zmienił. Schudł, ściął twarzowo włosy i zaczął nosić
modne ubrania, a na dodatek podrywał dziewczyny i nie bał się powiedzieć, co
myśli, nawet Ślizgonom. Draco, zajęty próbami zamordowania Dumbledore’a,
dostrzegł to z opóźnieniem, gdzieś w okolicach Gwiazdki, gdy Pansy wygadała się,
że jej koleżanka całowała się z Longbottomem i wcale nie ma ochoty wymiotować.
Nie potrafił się otrząsnąć z szoku dobry miesiąc.
—
O, Malfoy! Jak życie? — zagadnął Neville z szerokim uśmiechem.
—
Odkąd cię zobaczyłem, dużo paskudniej, Longbottom — sarknął Ślizgon.
—
Znalazłeś się po naszej stronie — ciągnął Neville. — Zawsze podejrzewałem, że
obroniłeś jakieś resztki mózgu, które zostały ci między uszami.
—
Nie to, co ty — odciął się Draco i posłał mu paskudny uśmiech.
—
Patrz, Ginny, co z niego zrobiliście — zarechotał Neville. — Nawet zaczął się
do mnie uśmiechać!
—
Neville, a gdzie tak biegłeś? — zapytała Hermiona, chcąc przerwać pyskówkę.
—
Szukam Luny. Dawno do mnie nie pisała — odpowiedział Neville, chowając ręce do
kieszeni dżinsów. Zapadła cisza i chłopak powiódł wzrokiem po przyjaciołach. —
Coś nie tak?
—
Luna nie wraca w tym roku do Hogwartu — powiedziała w końcu Ginny.
—
Co? Dlaczego? Jak się o tym dowiedzieliście?
—
Przypominam, że mieliśmy się udać do wagonu Prefektów — wtrącił Draco, wiedząc,
że jeżeli zaczną tłumaczyć Longbottomowi, co się stało z Luną Lovegood, nie
przestaną go uspokajać do kolacji.
—
Neville, wszystko ci wytłumaczę — rzekła Ginny, popychając chłopaka w stronę
wolnego przedziału. — Oni naprawdę muszą tam iść.
—
Dlaczego Harry idzie do wagonu Prefektów? A w ogóle gdzie jest Ron? — pieklił
się Neville. — Ej, co tu się dzieje?
—
Longbottom, nie wrzeszcz tak, bo żel ci z włosów spłynie. — Draco minął
chłopaka, specjalnie kopiąc go w kostkę.
Kiedy
w końcu uwolnili się od Neville’a Longbottoma, skierowali się prosto do
przedziału Prefektów. Po drodze nie spotkali już nikogo znajomego, a w wagonie
byli pierwsi.
—
Dlaczego masz taką minę, Harry? — spytała Hermiona.
Harry
wyglądał, jakby prowadził ciężką wewnętrzną walkę, wybierając pomiędzy skakaniem
pod sufit, a wyskoczeniem przez okno.
—
Marzyłem o tym w piątej klasie. — Wskazał na odznakę prefekta leżącą na
siedzeniu, którą wraz z szatą wyciągnął z kufra. — A teraz mam wrażenie, że mu
coś ukradłem.
Nie
musiał wymieniać imienia, aby wiedzieli o kim mowa. Dziewczyna nie
odpowiedziała.
—
Masz gotową przemowę, nie? — zapytał ją Draco, kiedy położyli kufry na półkach;
planowali zostać tutaj do końca podróży. — Bo cokolwiek bym nie powiedział, i
tak mnie nie posłuchają.
—
Mam przemowę — odparła, prostując niewidzialne zagniecenie na szacie. — I nie
przesadzaj, jesteś Prefektem Naczelnym, muszą
cię słuchać.
Draco
prychnął pod nosem.
—
Malfoy, Hermiona ma rację — wtrącił Harry. — Nikt się nie będzie pytał, czy cię
lubią. Gryfoni cię nie lubili i jakoś musieli cię słuchać przez ostatnie dwa
lata.
Argument
Pottera nie przekonał Dracona.
Hermiona
wyczarowała parawan, odgradzający ją od chłopaków („A Potter to już może mnie
oglądać, tak?”). Pośpiesznie się przebrali i parawan zniknął. Draco poczuł się
przez chwilę znowu sobą. Elegancka szata, odznaka prefekta, barwy Slytherinu na
mundurku. A potem do wagonu wszedł Blaise Zabini i Pansy Parkinson.
Blaise
urósł tak, że musiał się schylać, wchodząc przez drzwi. Pansy wyraźnie schudła,
a jej skóra poszarzała. Dziewczyna praktycznie nie nałożyła makijażu. Kiedy
zobaczyli Draco, siedzącego na miejscu Prefekta Naczelnego przy Hermionie
Granger, zdębieli. Blaise nie wiedział, co powinien zrobić, więc po prostu stał
w przejściu, a Pansy wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Szybko się jednak
opamiętali i bez słowa ruszyli na swoje miejsca.
Draco
wpatrzył się w okno, uparcie ignorując troskliwe spojrzenie Hermiony. Dopiero,
gdy zobaczył Blaise’a i Pansy w pełni odkrył, jak bardzo mu ich brakowało.
Szczególnie Blaise’a. Podejrzewał, że mimo że wracają do Hogwartu, nie będzie
mógł z nim nawet porozmawiać, ponieważ znajdowali się po dwóch stronach. Nagle
przed oczami pojawiła się postać zmaltretowanej Astorii. Co jeżeli Blaise też
ją torturował? Poczuł się podle.
Do
wagonu weszli prefekci z piątej klasy Hufflepuffu, a potem Ravenclawu i
Gryffindoru. Z łatwością ignorował ich ciekawski, a jednocześnie przerażony
wzrok. Pociąg z wolna zaczął ruszać, kiedy do wagonu wszedł Ernie Macmillan z
Hanną Abbott.
—
Hermiona, jak wakacje? — zapytał roześmiany od ucha do ucha Ernie.
—
Całkiem nieźle — odpowiedziała grzecznie Hermiona. — A twoje?
—
Byłyby lepsze, gdyby nie te ciągłe doniesienia o atakach śmierciożerców… O,
Harry, zostałeś prefektem? Co z Ronem?
—
Ron w tym roku nie wrócił do Hogwartu — powiedział Harry, starając się brzmieć
naturalnie.
—
Dlaczego? — zdziwiła się Hanna.
—
To dłuższa historia — odpowiedziała ostrożnie Hermiona. Nie była przekonana do
pomysłu ze smoczą ospą. Ron nie mógł przecież chorować w nieskończoność.
—
Wszyscy już chyba są — odezwał się po kwadransie Antoni Goldstein, kiedy nie
pozostało już ani jedno wolne siedzenie.
—
Czekamy na nauczyciela — rzekła Hermiona.
—
Nie przyjdzie — powiedziała Padma Patil. — Spotkaliśmy go z Antonim na korytarzu.
Powiedział, że umiemy sobie poradzić bez niego.
—
Taki typek spod ciemnej gwiazdy, ale dałbym głowę, że go już gdzieś widziałem —
zapewnił Antoni.
Hermiona
wzruszyła ramionami i wstała, ciągnąć za sobą delikatnie Draco, który
powstrzymał się przed wywróceniem oczami. On był tu tylko na doczepkę. Hermiona
uśmiechnęła się krzywo i odetchnęła głęboko, zanim zaczęła mówić:
—
Bardzo się cieszę, że widzimy się po wakacjach. Gratuluję wszystkim
piątoklasistom nominacji na prefektów. Swoją ciężką pracą zasłużyliście sobie
na ten tytuł. — Odczekała chwilę, po czym kontynuowała: — W tym roku to ja i
Dracon Malfoy zostaliśmy mianowani Prefektami Naczelnymi. Nie przewidujemy
większych zmian w funkcjonowaniu prefektury. Co tydzień oczekujemy na wasze
raporty z dyżurów. Co dwa tygodnie będą odbywać się zebrania prefektów, na
których obecność jest obowiązkowa. Prefektów z piątego roku prosimy o
zaznajomienie pierwszorocznych z zasadami panującymi w Hogwarcie i
odprowadzeniem ich do pokojów wspólnych po uczcie w Wielkiej Sali.
Podejrzewamy, że ze względu na okoliczności, w Hogwarcie zostaną wprowadzone
dodatkowe środki ostrożności, ale o tym poinformujemy was po rozmowie z panią
dyrektor. Zaraz rozdam wam hasła do waszych pokojów wspólnych. Mają zostać
zmienione najpóźniej do jutra wieczora. Czy są jakieś pytania?
—
Dlaczego siedzi z nami Harry Potter? — wyrwało się szóstoklasistce z
Hufflepuffu.
Harry
zarumienił się odrobinę.
—
Harry Potter został prefektem Gryffindoru — odpowiedziała gładko Hermiona.
—
Ale przecież prefektem Gryffindoru w waszym roczniku był Ron Weasley — drążyła
Puchonka.
—
Ale już nim nie jest — syknął Potter i pod jego spojrzeniem dziewczyna
zamilkła.
—
Rozumiem, że to ty zostałaś Prefekt Naczelną, Granger. Ale mamy się słuchać też
śmierciożercy? — To był Oktopus Flye, Ślizgon, klasa piąta.
Zabawne, że to ty zadajesz to pytanie,
Flye,
pomyślał Draco, który słyszał o zapędach piętnastolatka i jego uwielbieniu
Czarnego Pana.
—
A widziałeś jego Mroczny Znak? — zapytała surowo Hermiona, wzbudzając pomruk
wśród prefektów.
Draco
popatrzył na nią zdumiony. Coraz bardziej go zaskakiwała. Flye’a zatkało, więc
Hermiona to wykorzystała.
—
W takim razie zostaw fantazjowanie na temat tego, co Dracon ma pod szatą, jego
fanklubowi. Tak będzie dla wszystkich zdrowiej.
Kilkoro
uczniów parsknęło śmiechem, a Flye poczerwieniał ze złości. Draco poczuł się
niekomfortowo w sytuacji, kiedy broniła go Hermiona.
—
Był na Wieży Astronomicznej, jak zamordowano Dumbledore’a. — Kolejny Ślizgon,
Greet Hew, rok szósty.
Posiekają mnie do kolacji.
—
Nie wiedziałem, że mnie śledzisz — powiedział swobodnie Draco, wbijając
spojrzenie w Hewa.
—
To ty zabiłeś Dumbledore’a, Malfoy — odparł chłopak mściwie. — Każdy w tym
wagonie to wie. Ja też.
—
I nadal tu stoję? Patrz, jakie mam kontakty. Ty takich nigdy nie będziesz miał
— zaszydził Draco i zwrócił się do wszystkich: — Jestem Prefektem Naczelnym na
tych samych zasad, co Hermiona Granger. Nie radzę wam mnie lekceważyć. To wasz
problem, jeżeli tego nie przyjmiecie do wiadomości.
Popatrzyli
po sobie, ale żaden z nich się nie odezwał. Po paru chwilach głos ponownie zabrała
Hermiona:
—
Czy są jakieś pytania w sprawach organizacyjnych?... Nie? W takim razie
przypominam wam o patrolach. Najlepiej, jeśli rozejdziemy się teraz po pociągu
i sprawdzimy, czy wszystko jest w porządku.
Posłusznie
wykonali jej polecenie. Blaise rzucił mu przelotne spojrzenie, przechodząc obok
z Pansy.
—
Nie było tak źle — szepnęła Hermiona, poprawiając różdżkę w kieszeni szaty,
kiedy zostali we trójkę. — Spodziewałam się, że dojdzie do większej kłótni…
A tak to tylko Ślizgoni potwierdzili, że
chcą mnie zlinczować.
—
Mogę iść z wami? — spytał Harry. Nie czuł się jeszcze pewny swojej nowej roli,
a odznaka, którą w czerwcu nosił Ron, jakby ciążyła mu na piersi.
—
Chodź, Potter — Draco uprzedził w odpowiedzi Hermionę i otworzył drzwi wagonu.
— I tak jestem na ciebie skazany.
*
W
każdym przedziale Dracon wzbudzał sensację tym większą, że towarzyszyli mu
Harry i Hermiona. Uczniowie przecierali oczy ze zdziwienia i wydawali z siebie
zduszone okrzyki, nie wierząc, że to nie omamy. Dracon Malfoy, ten, o którym
mówiono, że zabił Albusa Dumbledore’a, z odznaką Prefekta Naczelnego spokojnie
przemierzający pociąg razem z Wybrańcem i jego przyjaciółką mugolaczką. Colin
Creevey, który urósł o pół stopy w ciągu wakacji, od razu zwietrzył temat na
pierwszą stronę szkolnej gazetki.
—
Co sprawiło, że się tu znalazłeś? — zapytał, udając poważny dziennikarski ton i
próbując ignorować to, że Draco ma ochotę wrzucić go do pieca ekspresu
Londyn-Hogwart.
—
Pomyślmy, Creevey… Może list z Hogwartu? — warknął.
—
Jak się odniesiesz do zarzutów stawianych ci przez opinię publiczną?
—
Colin, daj spokój — poradził Harry.
Colin,
rozumiejąc, że niczego od Malfoya nie wyciągnie, przeniósł swój przenikliwy
wzrok na Harry’ego, który jęknął, czując, co się zbliża.
—
Harry, z jakiego powodu zacząłeś tolerować Dracona Malfoya w swoim otoczeniu?
Draco
po raz pierwszy wykorzystał uprzywilejowaną pozycję Prefekta Naczelnego i odjął
Colinowi dwadzieścia punktów „za zakłócanie spokoju”.
—
Przesadziłeś — szepnęła mu do ucha Hermiona, kiedy przeciskali się przez tłumek
zastygłych w bezruchu ze zdziwienia trzecioklasistek. — Mamy się kierować
zasadami i sprawiedliwie karać za przewinienia.
—
Już w wagonie prefektów ustaliliśmy, że to ty będziesz ta dobra i łaskawa, a ja
będę ten zły i stronniczy — mruknął w odpowiedzi.
—
Poza tym Colinowi się należało — powiedział Harry. — Jest fajny, ale często
przesadza.
Draco
stanął jak spetryfikowany i popatrzył na Harry’ego oniemiały.
—
No co? — zdziwił się Potter.
—
Właśnie mnie poparłeś — wytłumaczył Draco.
Harry
przygryzł nerwowo wargę.
—
Uznajmy, że to się nie zdarzyło — zaproponował.
Draco
ochoczo przytaknął głową, a Hermiona stłumiła chichot.
Następne
spotkanie w wąskim korytarzu pociągu nie było już takie miłe, bowiem zagrodził
im drogę Teodor Nott z uśmiechem tak wstrętnym, że Harry mimowolnie zacisnął
pięści. Teodor tego nie zauważył, bo wpatrywał się w Dracona.
—
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że zajmiesz kiedykolwiek miejsce Weasleya w
Świętej Trójcy — zakpił. Za jego plecami Crabbe i Goyle śmiesznie kręcili
głowami, byle tylko nie popatrzeć na Malfoya.
—
Już się przed nim pokłoniłeś? — zapytał Dracon swobodnym tonem, w którym jednak
było słychać nienawiść.
Teodor
pobladł, ale zaraz zajrzał przez ramię Malfoya i powiedział Hermionie.
—
Nierozsądnie jest być teraz jego dziewczyną. — Skinął głową na Draco. — Gdybyś
wiedziała, co spotkało jego ostatnią dupę…
—
Ty skurwysynie! — wykrzyknął Harry z zamiarem rzucenia się na Notta.
Crabbe
i Goyle wyskoczyli przed Notta, jak na komendę. Hermiona usiłowała przytrzymać
Harry’ego, a niewzruszony Dracon jedynie wyciągnął ramię w bok, blokując
Potterowi drogę do Teodora.
—
Opanuj się, Potter — syknął do chłopaka, a Ślizgonowi rzekł lodowato: —
Zapłacisz mi za to, Nott.
Teodor
zdawał się być rozbawiony ich zachowaniem.
—
Wstąpiłeś już do Zakonu Feniksa, Malfoy? — spytał kpiąco. — Nie mogę się
doczekać, kiedy się spotkamy.
—
To jest nas dwóch.
Hermionie
udało się trochę uspokoić szamoczącego się Harry’ego. Na korytarz zaczęli
wyglądać uczniowie zaintrygowani krzykami.
—
Pozdrowię od ciebie Lucjusza — zaszydził Teodor, mierząc Dracona pogardliwie.
—
Jestem pewien, że zrobisz to z największą
przyjemnością — odparł jadowicie Draco.
Teodor
znowu posłał mu ten sam obrzydliwy uśmiech i rzucił na odchodnym:
—
Lepiej uważaj, Granger.
—
Czego się gapicie? — warknął Draco na gapiów, którzy natychmiast pochowali się w
swoich przedziałach.
—
Harry, tobie jako prefektowi NIE WOLNO tak się zachowywać! — ofuknęła Pottera
Hermiona, gdy wracali do wagonu prefektów.
Harry
machnął ręką i poprawił szatę. Odznaka przekrzywiła się na jego lewej piersi.
—
On ją tak załatwił, nie? — spytał Draco przyciszonym głosem.
—
To nie jest miejsce na takie rozmowy, Potter — uciął Draco i skierował swój
palec na klatkę piersiową Hermiony. — A ty od tej pory nigdzie się sama nie
ruszasz, zrozumiano?
—
Słucham?! — Hermiona pomyślała, że się przesłyszała. — Chyba nie chodzi ci o
Notta?
—
Nott nie rzuca słów na wiatr — odparł Draco, starając się uspokoić swoje myśli.
—
Nie boję się go — stwierdziła twardo Hermiona.
—
Może powinnaś.
—
Sugerujesz, że…?!
—
Hermiona, dlaczego ty zawsze jesteś taka uparta? — zapytał, przepuszczając ją w
drzwiach do wagonu.
Padma
Patil, która właśnie wróciła do wagonu, wyglądała na wstrząśniętą faktem, że
nazwał Hermionę po imieniu.
Hermiona
i Draco zajęli swoje miejsca, a Harry usiadł naprzeciw i zapytał bezgłośnie:
—
Nott też jest śmierciożercą?
Draco
przytaknął, kątem oka obserwując Padmę koncentrującą się na każdym ich słowie.
Na szczęście po chwili została wciągnięta do rozmowy przez Krukonkę z piątej
klasie. Draco zignorował to, że jego imię pojawiało się w co drugim zdaniu.
—
Został nim w tamtym roku, krótko po mnie — wyjaśnił Draco ściszonym tonem. — Po
tym, co nawyprawialiście w Departamencie Tajemnic, trzeba było uzupełnić luki w
szeregach.
—
Dlaczego nic nie zrobiłeś, gdy wspomniał o Astorii? — zapytał z wyrzutem Harry.
—
Pytasz, dlaczego nie obiłem mu mordy? — poprawił go Draco. — Bo to zbyt
niebezpieczne, Potter. I uprzedzając twoje drwiny, nie, nie boję się go. Po
prostu wiem, na co go stać. A stary Nott jak nic postawiłby cię przed
Wizengamotem za przestawienie jego synalkowi kości.
—
Nie boję się go!
—
Ciszej, Potter — upomniał go Draco, rzucając przelotne spojrzenie Padmie. — To
nie kwestia strachu. Oni będą nas prowokować tak, jak ja was prowokowałem w
tamtym roku i w poprzednich latach. Kiedy dotrze do ciebie, że Ślizgoni chcą mieć
na ciebie haka?
—
Tak jak atak dementorów w Little Whinging? — odezwała się Hermiona.
—
Dokładnie tak — potwierdził Draco. — Im więcej masz problemów, tym lepiej, bo
twoja uwaga się rozprasza.
—
Dlaczego uczepił się Hermiony? — zadał pytanie po chwili Harry.
Draco
prychnął.
—
Oprócz tego, że jest twoją przyjaciółką? Bo Łasica naopowiadał im bzdur. —
Harry zacisnął szczękę. — Wtedy, kiedy go nakryłem w lipcu w kuchni, zaczął
wyjeżdżać z podobnymi tekstami. Nie wiem, dlaczego sobie ubzdurał, że ja i
Hermiona jesteśmy razem.
Padma
Patil jak na zawołanie poderwała głowę w górę i spojrzała wprost na niego i
Hermionę. Jej oczy zabłysnęły ekscytacją.
—
Wiesz, trochę w tym prawdy jest. — Harry spojrzał dziwnie na swoją
przyjaciółkę, która spiorunowała go wzrokiem i odsunęła rękę od dłoni Dracona,
które znalazły się za blisko siebie na stoliku.
—
Nie obchodzi mnie, co myśli Nott — powiedziała.
—
A mnie i owszem — odrzekł Draco. — Skoro ci grozi, to znaczy, że coś wisi w
powietrzu.
—
Nie pokażę, że się tym przejmuję — nie ustępowała.
—
A czy ktoś mówi tu o wykrzykiwaniu w jego obecności, że nie chodzisz sama na
śniadania do Wielkiej Sali? — zirytował się Draco. — Mając ciebie, upiekliby
dwie pieczenie na jednym ogniu. Tak, niestety mówię o sobie i tobie, Potter.
—
Malfoy ma rację — rzekł Harry, a Hermiona prychnęła.
—
Znowu to zrobiłeś, Potter — zauważył Draco. — Poparłeś mnie.
—
Tym razem nie będziemy udawać, że to nie miało miejsca — odparł Harry.
—
W porządku — wzruszył ramionami Ślizgon.
Hermiona
potarła dłonią o dłoń i zarumieniła się ze zdenerwowania.
—
W Hogwarcie jestem bezpieczna.
—
Dumbledore też tak myślał — odrzekł Draco i zapadła cisza.
Po
jakimś czasie młody Malfoy odwrócił głowę i zapatrzył się w migający krajobraz.
Teodor Nott był niebezpieczny. Teraz na dodatek nabrał tupetu, bo (i Draco
założyłby się o swoją różdżkę) zajął jego miejsce w hierarchii śmierciożerców.
Z jednej strony Draconowi ulżyło, że to nie Blaise Zabini, z drugiej wiedział,
że Nott jest nieobliczalny.
Domyślał
się wcześniej, że jednym z oprawców Astorii był jego współlokator z
dormitorium. Dzisiejsze słowa Notta to potwierdziły. Niestety, przez
nieokiełznanie Pottera śmierciożercy mieli się upewnić, kto odbił dziewczynę.
Jakby tego było mało, wzięli teraz na celownik Hermionę.
Nagle
na dłoni Dracona wylądowała niewielka rolka papieru związanego fioletową
wstążką. Potter i Hermiona dostali takie same. Draco ostrożnie odwiązał
wstążkę, mając na uwadze to, że Ślizgoni mogli chcieć poparzyć mu czymś
paskudnym skórę i dopiero, gdy poznał pismo, przypomniał sobie, że w tamtym
roku marzył, aby otrzymać to zaproszenie.
Panie Malfoy,
Serdecznie
zapraszam pana w porze obiadowej do wagonu C.
Pozdrawiam
Profesor H.E.F.
Slughorn
—
Wieści szybko się rozchodzą — powiedział Harry, kiwając głową w stronę
zaproszenia Dracona. — W ubiegłym roku cię nie zaprosił między innymi dlatego,
że bał się twojego ojca.
—
A teraz jesteś po naszej stronie i w dodatku zostałeś Prefektem Naczelnym —
dodała Hermiona. — Wiedziałam, że cię zaprosi.
Draco
tylko prychnął pod nosem. Rok temu tak bardzo pragnął znaleźć się w Klubie
Ślimaka, a teraz nie miał najmniejszej ochoty słuchać Slughorna. Zachowanie
profesora Eliksirów, jego umilanie się Potterowi i duma z powodu kolekcjonowania
uczniów na półce ze zdjęciami były godne pożałowania.
—
Nie zdziwcie się, jak wylądujecie na półce ze zdjęciami — rzekł Harry, jakby
czytał w myślach Draconowi.
—
Nie sfotografował cię w tamtym roku? — zwrócił się Malfoy do Hermiony.
—
Nie — odparła. — Wybitne nie wystarczają, żeby tam się dostać. Za to bycie
Prefektem Naczelnym już tak.
—
Bądź dla niego… eee… nie niemiły, dobra? — odezwał się Harry. — Slughorn w
tamtym roku bardzo mi pomógł. Po śmierci Dumbledore’a został jedynym
nauczycielem, który uczył Toma Riddle’a. Jest duża szansa, że ty staniesz się
jego tegoroczną zdobyczą. Może uda ci się z niego wyciągnąć coś jeszcze.
—
Dlaczego uważasz, że zostanę jego zdobyczą? — prawie się zakrztusił. On,
Slughorn i zdobycz były w jednym zdaniu co najmniej niesmaczne.
—
Slughorn nie jest głupi — odparł Harry. — Skoro rozmawiasz ze mną i Hermioną,
to znaczy, że plotki o twoim przejściu na naszą stronę są prawdziwe. Jest
ciekawski. Będzie chciał wiedzieć, z jakie powodu to zrobiłeś. No i jeszcze ta
Wieża Astronomiczna. I ty, i ja wiemy, co się tam naprawdę wydarzyło.
—
Tyle że on myśli, że byłem tam tylko ja — dokończył Draco, a Harry pokiwał
głową.
—
Slughorn nie jest taki zły podczas spotkań Klubu Ślimaka — powiedziała
Hermiona, wychwytując wzrok Malfoya. — Trzeba się uśmiechać i potwierdzać to,
co mówi.
—
Czyli to, czego nienawidzę — skwintował chłopak.
—
To naprawdę dla nas ważne — powiedziała łagodnie.
Dwa
następne patrole minęły w spokoju i przy okrzykach uczniów, którzy nadal nie
doszli do siebie po tym, jak Draco po raz pierwszy pojawił się w towarzystwie
Hermiony i Pottera. Chłopak podejrzewał, że minie sporo czasu, zanim przestaną
być głównym tematem rozmów uczniów Hogwartu. Może nawet nigdy to nie nastąpi.
Spotkali
Neville’a Longbottoma, któremu Ginny wszystko powiedziała („Ufamy Neville’owi”,
wytłumaczyła Hermiona). Sprawiał wrażenie, jakby jednocześnie chciał zawyć z
bólu i rzucić w kogoś potężną klątwą. Potter obiecał mu rozmowę po przyjeździe
do Hogwartu. Wpadli także na Deana Thomasa i Seamusa Finnegana. Finnegan
zdębiał na widok Dracona, a potem rzucił pełne oburzenia spojrzenie Potterowi,
który z łatwością je zignorował.
Tak,
jak było na zaproszeniu, w porze obiadowej udali się do wagonu c. Zebrało się
już tam sporo uczniów. Siostry Carrow dyskutowały o czymś zawzięcie. Ginny
siedziała naprzeciw Slughorna i ze sztucznym uśmiechem starała się zapewnić, że
zrozumiała jego żart o trollach górskich. Blaise Zabini patrzył na to z pozoru
w ogóle niezainteresowany. Harry, który zdołał pohamować rządzę mordu na
Zabinim w przedziale prefektów, posłał Ślizgonowi wściekłe spojrzenie.
—
Och, Harry! — zawołał profesor Slughorn, z wąsami jak u morsa i agrestowymi,
trochę wyłupiastymi oczami. — I panna Granger razem z panem Malfoyem! Jak się
cieszę, że przyszliście!
Draconowi
przeszło przez myśl, że Slughorn specjalnie wymienił go razem z Hermioną.
Usiadł naprzeciw profesora. Hermiona zajęła miejsce obok niego, a Harry wcisnął
się na sąsiednie siedzenie.
—
Jak minęły wam wakacje, moi drodzy? Widzę, że dużo zmian — zaśmiał się nerwowo
Slughorn, wskazując krótkim palcem na oznaki prefektów.
—
Tak — odpowiedziała Hermiona, oczekując na atak Slughorna.
—
Gdzie spędziliście ostatnie dwa miesiące? Panie Malfoy?
Draco
natychmiast popatrzył na Hermionę. Czy mógł powiedzieć, że w Norze?
Śmierciożercy zdawali sobie z tego sprawę, ale Artur mógłby mieć kłopoty, gdyby
wyszło na jaw, że chował śmierciożercę pod swoim dachem.
—
Ach, rozumiem! — zaśmiał się Slughorn. — W takim razie nie muszę pytać także panny
Granger. A ty Harry?
—
W domu mojego wujostwa — odpowiedział Harry, starając się ukryć rozbawienie
wyrazem twarz Malfoya i rumieńcami Hermiony.
—
Masz rację. Czasy nie są najlepsze na wyjazdy z domu. Panno Weasley, moja
droga, w tym roku również grasz w drużynie quidditcha? — spytał przymilnie,
podczas gdy Ginny próbowała złapać oddech, wciśnięta między niego a ścianę.
—
To zależy od kapitana drużyny Gryfonów — odpowiedziała, zezując w kierunku
Harry’ego.
—
Harry, tylko nie bądź stronniczy. — Slughorn uniósł palec w pozorowanym geście
upomnienia. — Wiem, że panna Weasley nie jest ci obojętna.
—
Profesorze, jak pan zauważył wcześniej, wiele rzeczy zmieniło się podczas tych
wakacji — odrzekł Harry, a kilka dziewcząt pisnęło. Ginny zacisnęła usta.
—
Pan, panie Malfoy, też gra w szkolnej drużynie quidditcha, prawda? — Slughorn
obrócił się w stronę Dracona.
—
Nie, niestety w tym roku nie znalazło się dla mnie w niej miejsce —
odpowiedział Draco, siląc się na uprzejmy ton.
W
liście z Hogwartu nie było słowa o tym, że zachowuje pozycję szukającego w
swoim domu. Nie liczył na to. Ślizgoni pierwsi zrzuciliby go z miotły podczas
meczu.
—
Doprawdy? — Slughorn był szczerze zaskoczony. — W takim razie kto jest
kapitanem Ślizgonów?
—
Ja — odezwał się Blaise.
Ginny,
nie myśląc, co robi, aż przechyliła się na miejscu, aby lepiej widzieć
Zabiniego. Harry odchrząknął, poczerwieniały na twarzy.
—
Będziesz też nowym szukającym? — zaciekawił się Slughorn.
—
Owszem.
—
Musisz uważać na Harry’ego, Blaise — zaśmiał się Slughorn. — O ile wiem,
jeszcze nikt z nim nie wygrał.
—
Najwyższy czas to zmienić — odpowiedział tylko Blaise, przenosząc wzrok na
Harry’ego.
Draco
z uwagą obserwował, co stanie się dalej. Potter nie mógł się wygadać, bo
wiedział, czym to grozi. Blaise, jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy z
niebezpieczeństwa, chciał sprawdzić reakcje Pottera. A przysłuchiwał im się
cały wagon. Hermiona i Ginny wstrzymały oddech.
—
Nie okłamywałbym się — rzekł Harry niemal lekko, a jego ręka zacisnęła się na
różdżce w kieszeni szaty.
—
Każdego da się pokonać — Blaise zawiesił na sekundę głos — we wszystkim.
Kąciki
ust Dracona drgnęły. Blaise nie był głupi. Dla pozostałych zabrzmiało to jak
groźba upadku Harry’ego Pottera pod jarzmem Czarnego Pana. Dla Pottera,
Blaise’a, Draco, Hermiony i Ginny była to drwina z tego, co łączyło Zabiniego z
Rudą w czasie trwania jej związku z Potterem.
—
Nie byłbym taki pewien, Zabini. W końcu zawsze wygrywam. Jestem Harrym Potterem
— odpowiedział butnie Harry.
Wagon
zamarł. Harry Potter nigdy nie obnosił się z tym, że jest Wybrańcem i bohaterem
magicznego świata. Tymczasem teraz krótka wzmianka o quidditchu wywołała taką
odpowiedź.
—
Komu ciasta korzennego? — zapytał profesor Slughorn.
W
tej chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki przystojny mężczyzna.
Miał na oko około trzydziestu pięciu lat, długie włosy spięte z tyłu elegancką
czarną wstążką w kucyk i drogą połyskującą szatę. Hermiona złapała Dracona za
dłoń. Rozpoznała go tak, jak młody Malfoy. Ile razy widział jego podobiznę na
drzewie genealogicznym w dworze Malfoyów? Czas potraktował go łaskawie.
—
Regulusie, już myślałem, że nie wrócisz! — wykrzyknął uradowany profesor
Slughorn.
—
Regulusie? — spytał Harry zduszonym głosem.
Mężczyzna
był tak podobny, że nie było mowy o pomyłce.
—
Pan Potter wydaje się być zaskoczony moim widokiem — zabrzmiał jedwabisty głos.
— Czyżby nie został pan uprzedzony, że jestem nowym wicedyrektorem Hogwartu?
Harry
pobladł gwałtownie i wyjąkał, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówi na głos:
—
Ty nie żyjesz.
Siostry
Carrow zachichotał zimno, ale reszta Klubu Ślimaka nie miała odwagi nawet
oddychać.
—
Twierdzi pan, panie Potter, że jestem inferusem? — Regulus nie zmienił tonu.
Skołowany
Harry nie znalazł odpowiedzi, więc Regulus przeniósł wzrok z niego na Dracona,
którego rękę wciąż ściskała Hermiona.
—
Gdyby mnie ktoś zobaczył w twoim wieku choćby siedzącego z mugolaczką,
zostałbym wyrzucony z domu — powiedział, z pogardą patrząc na ich splecione
palce. — Ale zawsze podejrzewałem, że Lucjusz nie będzie umiał cię wychować.
Zaczerwieniona
po cebulki włosów Hermiona chciała się wyrwać, ale Dracon jej na to nie
pozwolił.
—
Witam pana, panie Black — odpowiedział, wstając i wyciągając wolną dłoń. — Z
pewnością nasza cała rodzina ucieszyła się z pana niespodziewanego powrotu.
Regulus
Black podniósł brew, zerkając na wyciągniętą rękę chłopaka.
—
Od pewnego czasu to już tylko moja
rodzina — odpowiedział, przeciągając sylaby.
Draco
nie dał po sobie poznać, że słowa Regulusa go dotknęły i że usłyszał
podekscytowane szepty, i przez chwilę znosił przenikliwy wzrok mężczyzny. Potem
Black zajął wolne miejsce obok profesora Slughorna. Draco także usiadł, nie
wypuszczając dłoni Hermiony, która zaczęła się trząść.
—
Ekhem, tak… — odchrząknął Slughorn. — Moi kochani, tym, którzy nie mieli
okazji, przedstawiam wam pana Regulusa Blacka, nowego nauczyciela Transmutacji
i wicedyrektora Hogwartu.
Zachowanie
pana Weasleya, gdy wspomniał o człowieku, który zajął miejsce profesor
McGonagall, nagle stało się oczywiste. Uśmiech i czarne oczy Regulusa Blacka
prześlizgiwały się powoli po wszystkich, wzbudzające dreszcze strachu.
—
Regulus był moim uczniem — Horacy dumnie wypiął pierś. — Harry, pamiętasz,
wspominałem ci o Regulusie podczas naszego pierwszego spotkania.
Harry
nie potrafił wydusić słowa, wgapiony w pociągłą twarz brata Syriusza. Horacy
Slughorn zdawał się tego nie zauważać, przedstawiając mężczyźnie kolejnych
członków Zakonu Feniksa. Draco z uwagą obserwował Blacka i jego reakcje, kiedy
słyszał kolejne nazwiska. Bez problemów rozpoznał, że znał Blaise’a i siostry
Carrow, z czego młody Malfoy wywnioskował jedno: Black wrócił do Czarnego Pana.
—
A to panna Hermiona Granger — zakończył prezentację Slughorn; Hermiona
zesztywniała pod przeszywającym spojrzeniem Blacka. — Niewielu uczniów tak
świetnie radzi sobie z Eliksirami jak ona.
—
Osoby z rodzin mugolskich zazwyczaj mają śmieszne poczucie, że muszą coś
udowodnić — powiedział kpiąco Black.
—
Osoby z rodzin mugolskich zazwyczaj umieją doceniać bardziej wartość magii niż
te z rodzin czarodziejskich — odciął się Draco i ścisnął drobną dłoń Hermiony,
której oddech przyśpieszył. Nie wahał się stanąć w jej obronie. Ona też przed
chwilą broniła go przed Ślizgonami.
Regulus
posłał dziewczynie lodowaty uśmiech i rzekł:
—
Nie zasadzałbym się na twoim miejscu na majątek Malfoyów, panno Granger — zaszydził,
wypowiadając jej nazwisko niczym oblegę. — Takie romanse nie trwają długo.
Twarz
Hermiony przybrała kolor dojrzałej wiśni. Zanim Draco powiedziałby coś jeszcze,
Slughorn odchrząknął ponownie.
—
Tak, Regulusie, ty też byłeś wybitny z Eliksirów — pochwalił Blacka i zaczął
opowiadać, jakim zdolnym uczniem był Black.
Potem
rozprawiał z siostrami Carrow o nowym zastosowaniu Eliksiru Krótkiej Drzemki,
pytał Ginny, czy nadal rzuca tak bezbłędnie upiorogacki, i opowiadał kolejne
dowcipy o trollach. Na szczęście zaniechał dręczenia Dracona. Draco mógłby
przysiąc, że Slughorn z wielkim trudem dawkuje sobie kolejne informacje na jego
temat, aby chłopak się nie wystraszył i jeszcze pojawił się w Klubie Ślimaka.
Profesor
po godzinie wreszcie pozwolił im wyjść.
—
Potter, nie wiedziałem, że z ciebie taki ogier — dociął Draco Harry’emu, gdy
byli już w połowie drogi między wagonem c a wagonem prefektów.
—
Jeśli masz na myśli tego dupka, to przekaż mu, że rodzona matka go nie pozna,
kiedy go dorwę — odpowiedział Harry.
Draco
zarechotał. Czwartoklasistki, które ich właśnie mijały, popatrzyły na niego jak
na ducha Krwawego Barona.
—
Obawiam się, że nie będę mieć okazji — rzekł.
—
Czy to możliwe, żeby wicedyrektorem naprawdę został nieżyjący Regulus Black? —
zapytała głucho Hermiona.
—
Ciała nie odnaleziono — przypomniał Harry.
—
Przez długi czas myślano, że uciekł, albo zaginął — dodał Draco, który w małym
palcu miał całą historię rodów ojca i matki.
—
Ale Syriusz był przekonany, że nie żyje — rzekła Hermiona. — To na niego został
zapisany cały majątek Blacków.
—
Jeśli mówisz o Syriuszu Blacku — Draco ściszył głos — którego wcale nie
ukrywaliście przez dwa lata na Grimmauld Place 12, to zauważ, że był starszy od
Regulusa. Czy jego brat by umarł, czy nie, i tak przejąłby cały majątek.
—
Malfoy, dużo wiesz o tych rodowych zawiłościach, zwyczajach i w ogóle, prawda?
— spytał Harry już przy drzwiach ich wagonu.
Draco
przewrócił oczami.
—
Potter, gdyby nie obowiązywało nas zawieszenie broni, to nazwałbym cię
skończonym kretynem. — Harry poczerwieniał na twarzy, a Draco kontynuował,
zanim zdołałby mu przerwać: — Wiem o nich wszystko, bo to było moje życie przez
ostatnie siedemnaście lat.
Harry
zmierzył go wzrokiem.
—
Może faktycznie na coś się przydasz — westchnął ciężko i otworzył drzwi.
Hermiona,
na której twarzy pojawił się drobny uśmiech, powstrzymała Dracona przed
wejściem do wagonu, tłumacząc Harry’emu:
—
Zaraz przyjdziemy.
Harry
spojrzał na nich niepewny i wzruszył ramionami, zasuwając za sobą drzwi.
—
Przed pójściem do Slughorna, powiedziałeś coś… co nie daje mi spokoju —
powiedziała, z ręką na jego klatce piersiowej rozglądając się, czy nikt ich nie
podsłuchuje.
Draco
zmarszczył brwi. Chodziło jej o Notta, czy o Łasicę? Wszystko jedno, nie miał
ochoty rozmawiać teraz ani o jednym, ani o drugim.
—
Czy naprawdę nie zostałbyś śmierciożercą, gdyby nie bitwa w Departamencie
Tajemnic? — zapytała na wydechu, zmuszając się do spojrzenia mu w oczy.
Zdziwiła
go tym pytaniem.
—
Czy to teraz robi jakąkolwiek różnicę?
—
Dla mnie tak — odpowiedziała z mocną.
Wąż
na jego przedramieniu znowu się poruszył. To było bardzo nieprzyjemne uczucie,
przywołujące na myśl glizdę łażącą pod skórą.
—
Prawdopodobnie nie zostałbym nim tak szybko — powiedział powoli.
—
To przez nas…? — wyszeptała pobladłymi wargami.
Draco
chwycił ją za ramiona, skracając dystans między nimi. W głowie zapaliła mu się
czerwona lampka, ale nie zwrócił na nią uwagi.
—
Nie myśl tak, Hermiono — upomniał ją surowo. — Nie byłem grzecznym chłopcem,
zanim to się stało. Kiedy On wrócił, nic już nie było takie samo. A ja się na
to godziłem. Wasza eskapada do Ministerstwa tylko wszystko przyśpieszyła.
Pewnego dnia i tak zająłbym miejsce ojca.
—
Nie wiesz — zaprzeczyła gorąco Hermiona. — Może do tego czasu Harry zdołałby Go
pokonać…
Złapał
jej podbródek, żeby popatrzyła mu w oczy. Po długich palcach przeszedł dreszcz.
—
Masz. Tak. Nie. Myśleć — powtórzył.
Stali
zdecydowanie ze blisko siebie. Widział pojawiające się w brązowych oczach łzy.
Przeklął się w myślach za to, że nie potrafił się od niej odsunąć. Na
galopującego hipogryfa, obiecał coś sobie!
Jasne
światło ich oślepiło.
—
KURWA, CREVEEY! — Colin zdążył mrugnąć, nim Draco brutalnie przycisnął go ręką
do okna, przystawiając różdżkę do gardła.
—
Będziecie jutro na pierwszej stronie! — zaszczebiotał Colin z szerokim
uśmiechem.
—
Draco, proszę, puść go — szepnęła Hermiona, kładąc dłoń na jego ramieniu.
—
Jeszcze raz wejdziesz mi w drogę, Creevey, a skończysz jako przekąska dla
Wielkiej Kałamarnicy! — zagroził.
Colin
uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy Draco zrobił krok w tył, a potem popędził
korytarzem i już go nie było.
—
Co to? — spytała Hermiona, schylając się. — Wyleciało z twojej kieszeni.
Na
podłodze leżał zwitek pergaminu. Przeczytała go w sekundzie.
—
To chyba dla ciebie — wręczyła go Draconowi, rumieniąc się.
Koniec wagonu D,
przedział 12, 15.00
B.Z.
Jego
przyjaciel musiał mu ją podrzucić, kiedy wychodzili z wagonu Slughorna.
—
Pójdziesz? — wyrwało się Hermionie. — Znaczy… przepraszam, nie powinnam…
—
Daj spokój — przerwał jej Draco. — Zabini mi raczej niczego nie zrobi —
zastanowił się na głos. — Nie mów Potterowi, dobrze? Ani nikomu innemu.
—
Jasne — odpowiedziała natychmiast. — Mam iść z tobą?
—
Poradzę sobie — zapewnił. — A ty nie ruszaj się nigdzie sama.
Przez
chwilę sprawiała wrażenie, jakby chciała na niego nakrzyczeć, ale potem jej
spojrzenie złagodniało.
—
Uważaj.
Uśmiechnął
się.
—
Będę.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o moją
silną wolę.
*
Wagon
D nie był tak zatłoczony, jak pozostałe. Ostatni uczniowie, jakich zobaczył,
siedzieli w jego połowie. Nie było jeszcze trzeciej, więc podejrzewał, że
będzie przed Blaise’em. Zacisnął dłoń na różdżce. Nie żeby podejrzewał o coś
Zabiniego, ale równie dobrze mógł to być podstęp Notta albo innego Ślizgona, co
przemilczał przy Hermionie.
Drzwi
przedziału dwunastego były zasłonięte bordowymi zasłonkami. Wyciągnął różdżkę i
wycelował nią w drzwi. Kiedy się otworzyły, okazało się, że ktoś już w nim
siedział.
Pierwszym,
co Draco dostrzegł, były długie nagie nogi oparte o podstawkę przy oknie.
Powiódł po nich wzrokiem aż do bioder w krótkich dżinsach i tułowia w różowej
szerokiej bluzie. Ledwo dostrzegł zarys piersi.
—
Och, czyżbym zajęła twoje miejsce? — zapytała dziewczyna.
Miała
ciemne oczy i blond kręcone włosy do ramion. Posłała mu rozbawiony uśmiech,
trzymając w dłoniach otwartą „Historię Hogwartu”. Jej palce były długie i
zakończone pomalowanymi na czerwono paznokciami.
—
Umówiłem się tutaj z przyjacielem — odrzekł oszołomiony.
Nie
widział jej wcześniej w Hogwarcie. Jakaś nowa uczennica? Musiał przyznać, że
zrobiła na nim wrażenie. Była bardzo ładna.
—
Z przyjacielem? Myślałam, Draconie, że wolisz dziewczyny — mrugnęła do niego,
siadając prosto i wyciągając z uszu jakieś nitki połączone z kwadratowym
pudełkiem leżącym na siedzeniu obok.
—
Nie znam cię — odpowiedział już ostrożniejszy. — Skąd więc ty mnie znasz?
—
Harry Potter Mrocznej Strony — rzekła nieco prześmiewczo. — Każdy cię zna.
—
Mam to potraktować jako obrazę? — zapytał Draco, unosząc brew.
—
Harry’ego Pottera czy Mroczną Stronę? — Podniosła się i podeszła do niego. Była
całkiem wysoka. Wydawało mu się, że mu kogoś przypomina.
—
Nie stój tak w przejściu, bo ktoś jeszcze zobaczy, Smoku — doleciało ich z
prawej.
Przy
Draconie pojawił się Blaise Zabini.
—
Na co ty…? — Zabini zamilkł nagle, zauważając dziewczynę.
—
Mogłam się domyślić, że to pan Zabini — powiedziała rozbawiona dziewczyna.
—
Czy my się znamy? — spytał Blaise, podziwiając jej nogi.
Dziewczyna
zaśmiała się perliście i powiedziała:
—
Wychodzę na pół godziny. Macie cały przedział dla siebie. — I przecisnęła się
między nimi.
—
Ale laska! — zagwizdał Blaise, oglądając się za nią. — Znasz ją?
—
Nie — pokręcił Draco, wchodząc do środka. — Ale najwyraźniej ona zna nas obu.
Blaise
zatrzasnął za nimi drzwi i zmierzył Dracona. Po sekundzie ściskali się po
przyjacielsku.
—
Stary, niezłego stracha mi napędziłeś — zawołał Blaise. — Byłem pewny, że Zakon
cię ukatrupił, albo przynajmniej wsadził do Azkabanu.
—
Gdyby tak było, Prorok trąbiłby o tym przez tydzień — zaśmiał się Draco,
siadając i biorąc do ręki dziwne pudełko, które trzymała nieznajoma dziewczyna.
—
To walkman — wyjaśnił Blaise, dostrzegając zdezorientowane spojrzenie Malfoya.
— Takie urządzenie mugolskie, z którego leci muzyka. Wystarczy, że włożysz do
uszu słuchawki i naciśniesz guzik.
Draco
zerknął na niego spod walkmana.
—
Odkąd się przyznajesz przede mną, że zainteresowałeś się mugolami, co?
Blaise
wzruszył ramionami, szczerząc się od ucha do ucha.
—
Odkąd wiem, że jesteś w Zakonie — odpowiedział swobodnie. — Bo jesteś, nie?
Draco
odłożył walkmana do stolik przy oknie.
—
Od piątku.
Nie
obawiał się wyznać Blaise’owi prawdy. Wiedział, że jego przyjaciel nigdy w
życiu nie wyznałby jego sekretów. Wielokrotnie się o tym przekonywał, między
innymi w zeszłym roku. Blaise był jedyną osobą w Hogwarcie, poza Snape’em,
która znała plany Czarnego Pana dotyczące zabójstwa Albusa Dumbledore’a.
Blaise
zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
—
Czekaj, czekaj. — Nachylił się ku Draconowi. — To znaczy, że nie przystąpiłeś
do niego na początku wakacji?
—
Co? — zdumiał się Draco. — Skąd ci to przyszło do głowy?
Blaise
wyciągnął się na siedzeniu i zapytał:
—
Pamiętasz, że Dołohow chciał się zemścić na tej babie, która mu tak wstrętnie
rozwaliła ramię w listopadzie?
Draco
pokiwał głową.
—
To Hestia — powiedział.
Czarny
Pan nie zgadzał się na bezpośredni atak na jej dom, będąc przekonanym, że
Dumbledore dostatecznie dobrze go ochronił i tylko czeka, aby osłabić
śmierciożerców w starciu. Dopiero, kiedy Trzmiel leżałby głęboko pod ziemią,
mieli zaatakować Hestię, jeżeli ta nie zginęłaby w walce. Koniec czerwca,
dobijanie resztek Zakonu. Dołohow nie mógł się doczekać.
—
No — rzekł Blaise. — Dumbledore umarł, ale Ministerstwo nie padło. Czarny Pan
postanowił pozwolić Dołohowowi wypróbować, jak silny jest Zakon. Byli
przygotowani. Znali nasz każdy ruch. Myślałem, że to ty im powiedziałeś.
—
Nie, to nie byłem ja — odpowiedział Draco. — Nie powiedziałem im nic, aż do
ostatniego piątku. Nie miałem zamiaru im pomagać.
—
W ogóle to gdzie byłeś? U Weasleyów?
—
A co? Łasica się nie pochwalił? — zakpił Draco.
Blaise
skrzywił się, jakby przypomniało mu się coś wstrętnego.
—
To jest jakaś porażka — przyznał. — Na szczęście, nie mam z nim za wiele do
czynienia. Jest nową zabaweczką Czarnego Pana.
—
Kiedy dołączył? — zapytał Draco.
—
Na początku lipca, ale nie pytaj się mnie, jak ani dlaczego przeszedł na Ciemną
stronę. Kiedy go zobaczyłem na zebraniu, myślałem, że znowu przesadziłem z
kokainą.
Draco
zarechotał. Blaise był na tyle dobry z Eliksirów i Alchemii, że potrafił
samodzielnie wytwarzać nielegalne substancje i zmieniać skład narkotyków
wszelkiego rodzaju. Malfoy nie powiedziałby, że jego przyjaciel jest
uzależniony, niemniej jednak Blaise w szóstej klasie przerzucił się z
magicznych ziółek na mugolskie narkotyki. Jego ulubieńcami były opium i
kokaina, którą rozcieńczał w sobie tylko znany sposób.
—
Trzyma się Czarnego Pana do tego stopnia, że Bella zrobiła się zazdrosna —
ciągnął Blaise ze zjadliwym uśmieszkiem. — To on zaplanował atak na dom
Weasleyów.
—
Tak właśnie podejrzewałem.
—
I jest zafiksowany na Granger — dodał Blaise. — Wmówił Czarnemu Panu, że to ona
usunęła mu z pamięci informacje o tym, co odkryli w tamtym roku na jego temat.
Przez niego Czarny Pan przypomniał sobie o istnieniu Granger.
—
Dlatego Nott dzisiaj groził Hermionie — powiedział Draco bardziej do siebie niż
do przyjaciela.
Brwi
Blaise’a podjechały do góry, a na jego twarz wpłynął dwuznaczny uśmieszek.
—
Hermionie? — zapytał.
Draco
popatrzył na niego, z jakiegoś nieokreślonego powodu walcząc z uśmiechem.
—
Uznaliśmy, że powinniśmy zacząć używać imion — wytłumaczył.
—
Och, doprawdy? — Rozbawione czarne oczy Blaise’a wwiercały mu się w czaszkę. —
A kiedy tak uznaliście, co?
Draconowi
przypomniało się, jak Hermiona po raz pierwszy powiedziała do niego po imieniu.
Umierała na jego rękach. Następnym razem, gdy wypowiedziała jego imię, także
trzymał ją w ramionach, ale to była już zupełnie inna sytuacja.
—
Pierdol się, Zabini.
Blaise
zarechotał.
—
Myślałem, że to tylko durne plotki. Jak daleko zaszliście? — Znowu nachylił się
do Draco, który nie był w stanie dłużej walczyć z uśmiechem.
—
Bzykaliście się?
Cisza
i wzrok Dracona sprawiły, że Blaise zawył radośnie.
—
Nie jesteśmy razem, okej? — zastrzegł od razu Draco. — I nie zamierzamy być. Na
weselu Weasleya trochę się upiliśmy i hamulce puściły.
—
Miałem rację, że was do siebie ciągnie — wykrzyknął Blaise z miną zwycięscy. —
Co prawda, sądziłem, że wasze podchody zajmą więcej czasu, ale tak chyba jest
lepiej, co, Smoku?
—
Nie jesteśmy razem — powtórzył Draco, nagle poważniejąc. Bzdury mówione przez
Blaise’a go trochę zdenerwowały. — Nie jestem w niej zakochany, ani ona nie
jest we mnie. Chciała pozbyć się wspomnień po Łasicy, a ja jej w tym pomogłem,
bo jeszcze chwila a bym oszalał. W życiu nie miałem takiego postu. Koniec
sprawy.
Zabini
nie przestał się szczerzyć.
—
Dobra, dobra, wujka Blaise’a nie oszukasz, zwłaszcza po akcji z Blackiem —
rzekł zadowolony. — Jaki ma rozmiar?
Malfoy
spojrzał na niego jak na idiotę.
—
Blacka chciałem wyprowadzić z równowagi. — I dodał po chwili, ponownie
przywołując na twarz uśmiech: — Siedemdziesiąt c.
Zaciśnięta
pięść Zabiniego wystrzeliła w górę.
—
Wiedziałem! — zaśmiał się. — Dobra była? Umie to wszystko, o co ją
podejrzewaliśmy? Wiesz, że te książki naprawdę są w bibliotece w Hogwarcie?
—
Jak się nie zamkniesz, to wymsknie mi się przy niej, kto ukradł jej w czwartej
klasie z dormitorium stanik — zagroził Draco.
Pewnego
wieczoru na czwartym roku zaczęli grać w pokera. Jako że pierwszy raz w
Hogwarcie udało im się przeszmuglować Ognistą Whiskey, byli w wyśmienitych
nastrojach. Stawką był właśnie biustonosz Hermiony Granger. Żaden z nich nie
potrafiłby jednoznacznie stwierdzić, kto to zaproponował. W każdym razie Blaise
przegrał i był zmuszony go zdobyć. Następnego dnia na przerwie obiadowej Blaise
podleciał miotłą pod okna dormitorium Gryfonek i włamał się do niego. Draco nie
musiał pytać, czy ta część bielizny Hermiony nadal jest na dnie kufra Blaise’a.
Blaise
zmrużył oczy, dotknięty do żywego.
—
Nie ośmieliłbyś się — powiedział teatralnym głosem.
Draco
posłał mu perfidne spojrzenie.
—
A chcesz mnie sprawdzić? — I nie czekając na odpowiedź, postanowił zmienić
temat: — O co chodzi z tym Blackiem?
Blaise
znowu oparł się na fotelu, a jego uśmiech zniknął.
—
To też podejrzana sprawa — odparł. — Black podobno zgłosił się do Czarnego Pana
mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zrobił to Wieprzlej. Czarny Pan nie
przyjął go z otwartymi ramiona. Yaxley mówił, że nieźle oberwał za to zniknięcie
w latach osiemdziesiątych, ale w końcu Czarny Pan okazał mu łaskę i Black stoi
teraz wyżej od Snape’a.
—
Jaki jest?
—
Powiedzmy, że w wagonie Slughorna był w wyśmienitym nastroju — odrzekł Blaise,
wypuszczając powietrze ze świstem. — Umie torturować lepiej niż Bella, chociaż
się z tym nie obnosi. Nie widziałem go jeszcze w akcji, ale słyszałem te jęki,
wrzaski i krzyki. — Pokręcił głową, jakby chciał jej wyrzucić z umysłu. — A
parę razy widziałem, jak wynosili z jego komnat kawały mięsa… bo inaczej tego
nie mogę nazwać.
—
Aż tak? — Dracon za wszelką cenę spróbował nie dopuścić do siebie obrazów
torturowanych ciał ofiar. Nie udało się.
Blaise
westchnął ciężko i przytaknął.
—
Mieszka na pierwszym piętrze w twoim domu, więc miałem aż za dobry widok na to,
co wyprawiał.
—
To już nie jest mój dom — powiedział cicho Draco.
Młody
Malfoy wrócił myślami do Nory. Zresztą
chyba nigdy nim nie był.
Minęło
parę minut, nim Blaise znowu się odezwał.
—
Naprawdę cię wyklęli?
Kolejne
kilka chwil i Draco pokiwał głową.
—
Widziałem, jak niszczyli twoje komnaty, ale nie mogłem w to uwierzy — wyznał
Blaise poważnie. — Najpierw wypalili twoją twarz w drzewie genealogicznym, a
potem zabrali się za komnaty. Wszystko poszło. Ubrania, miotły, nasze gry,
twoje portrety i odznaka prefekta. Ocaliłem tylko zdjęcia i talię kart od
mojego ojca. Wmówiłem skrzatom, że są moje. W sumie to prawda. Raczej nie
powiedzieli Lucjuszowi.
—
Masz je tutaj? — spytał Draco nie wiadomo dlaczego zduszonym głosem.
Talię
kart dostał od wujka Thorna na ósme urodziny. „Każdy mężczyzna umie grać w
pokera”, powiedział wujek Thorn wręczając mu małe pudełeczko. Lucjusz nie był
zadowolony. Uznał, że to zbyt mugolskie. Ale Draco się tym nie przejął,
zwłaszcza że tego samego wieczora wujek objaśnił mu zasady pokera. Wujek Thorn
był pokerowym mistrzem.
—
Są w moim kufrze. Przyniosę ci w Hogwarcie.
Draco
spojrzał na niego zaskoczony.
—
No co? — obruszył się Blaise. — Chyba nie sądzisz, że przestanę się do ciebie
odzywać, co?... A może ty się nie chcesz zadawać ze mną, co? Poleciałeś do
Pottusia, zostawiając swoją największą miłość! — zawył i teatralnie osunął się
na siedzenie.
W
tym samym momencie zaczęli rechotać. Gdy się wreszcie uspokoili, Blaise,
ocierając łzy śmiechu z policzków, powiedział:
—
Będziesz mnie dalej uczył Oklumencji?
Nauczycielem
Dracona, jeżeli chodzi o Oklumencję, był Snape. W Boże Narodzenie, dwa lata
wcześniej, przyszedł do jego komnat i wytłumaczył, na czym polega ta dziedzina
magii. Przekonał go, że jest niezmiernie przydatna. Na początku Draco nie był
specjalnie uradowany tym, że Snape widział, jak pierwszy raz próbował pocałować
Pansy, albo jak się wściekał, gdy Potter przeszedł przez pierwsze zadanie
Turnieju Trójmagicznego. Severus Snape jednak nie ustępował i Draco był mu za
to wdzięczny, gdy Czarny Pan przeszukał mu pamięć po powrocie do domu z piątej
klasy.
Blaise
poprosił swojego przyjaciela o pomoc w Oklumencji w zeszłe wakacje, kiedy
przeczuwał, że Czarny Pan zechce go zobaczyć z Mrocznym Znakiem na ramieniu.
Okazało się, że obaj opanowali ją w stopniu wystarczającym, by nie zostali o
jej umiejętność posądzeni.
—
Mamy trochę czasu. Na razie Czarny Pan mnie nie chce. — Blaise nie ukrywał, że
go to ucieszyło.
—
To niebezpieczne — odpowiedział Draco.
Blaise
prychnął, ale w jego oczach kryło się rozbawienie.
—
To, że jesteś z Granger, to nie znaczy, że masz gadać tak jak ona.
Draco
wyciągnął różdżkę i strzelił w niego zaklęciem przypalającym koniuszki palców.
—
Ała! — krzyknął Blaise, a sekundę potem w stronę Draco poleciał strumień lodowatej
wody.
—
Zabini, ty kurwo!
Dopiero
po kwadransie przestali ze sobą walczyć. Draco położył się na siedzeniach i
zaczął naprawiać swoją szatę.
—
Nie jesteśmy z Hermioną razem — wydyszał, przywołując guzik z podłogi.
—
Bo ci uwierzę — Blaise pokazał mu język, osuszając rękaw.
Doprowadzili
się do porządku i usiedli. Młody Malfoy doszedł do wniosku, że to
najodpowiedniejsza chwila na zadanie tego pytania.
—
Byłeś tam, gdy złapali Astorię?
Wstrzymał
oddech, czekając na odpowiedź. Miał wrażenie, jakby coś ciężkiego usiadło mu na
piersi.
—
Nie — odrzekł w końcu Blaise. — Masz mnie za taką świnię? Gdybym tam był, nie
rozmawiałbym teraz z tobą.
Ciężar
zniknął jak za dotknięciem różdżki.
—
Astoria jest bezpieczna? — spytał Blaise.
—
Tak, jest w Norze — odpowiedział Draco.
—
Miałem szczęście — rzekł Blaise. — Przy ataku na dom tej… Hestii oberwałem
klątwą w bok od Shacklebolta. Przeleżałem pół miesiąca. Kiedy usłyszałem o tym,
co się stało w urodziny Pottera, wiedziałem, jaki będzie następny ruch twojego
ojca. On powiedział o waszych zaręczynach. Wściekł się, że wyrwałeś się do
Granger. Powiedzmy, że kiedy ruszali na dom Greegrassów, ja zapomniałem wziąć
dawki eliksiru przeciwbólowego… Stary, i tak nie mogłem nic zrobić — dokończył
cicho, uciekając spojrzeniem.
—
Przecież wiem — wyszeptał Draco. — Co ze starymi Greengrassami?
—
Nie mam pojęcia — odpowiedział Blaise takim głosem, jakby sam miał do siebie o
to pretensje. — Czarny Pan zrobił się bardzo nieufny, kiedy go zostawiłeś. Poza
tym zaczyna podejrzewać Snape’a. Black go nie lubi.
Draco
zamyślił się.
—
Dlaczego McGonagall dopuściła śmierciożercę do Hogwartu? — spytał sam siebie.
—
Bo w Ministerstwie tego chcieli — odparł Blaise. — Akurat w nim Ciemna Strona
ma przewagę… nie wiem, jak Zakon powstrzymał ten atak piętnastego… i nieważne,
co pieprzy Scrimgeour, nie ma żadnych dowodów. Kocica wybrała mniejsze zło.
Wolała jednego śmierciożercę niż cały oddział.
—
Potter kazał ci przekazać swoje najserdeczniejsze pozdrowienia — powiedział po
jakimś czasie kpiąco Draco. — Wspominał również o bolesnym pobiciu, kiedy
wejdziesz mu w drogę.
—
Naprawdę rozstali się z Wiewióreczką? — spytał Blaise, próżno starając się
ukryć nadzieję w głosie.
Historia
tego romansu stulecia była długa i zawiła… albo krótka i prosta, zależy, z
której strony się na nią popatrzyło. Draco streścił Blaise’owi treść kłótni
Pottera z Rudą, specjalnie omijając fragment dotyczący Astorii.
—
Serio przy całym Zakonie? — Blaise zdawał się czerpać z tego jakiś rodzaj
satysfakcji.
Draco
przytaknął.
—
Cóż, zobaczymy jej następny ruch — mruknął.
Drzwi
się otworzyły i stanęła w nich nieznajoma dziewczyna.
—
Koniec randki? — zapytała. — Bo chcę dokończyć rozdział o Komnacie Tajemnic,
zanim dotrzemy do Hogsmeade.
Chłopcy
wstali i Blaise podszedł do dziewczyny. Mimo obecnego statusu związku Ginny
Weasley, Blaise nie zamierzał zaprzestać flirtowania z innymi dziewczynami.
Draco czuł, że jego przyjacielowi nadal nie przeszła złość na Rudą za to, że
wybrała Pottera. Zabini mógł znieść tabuny chłopaków, jakie przewinęły się w
życiu Weasley, mógł znieść nawet Micheala Cornera i Deana Thomasa, ale nie
Harry’ego Pottera.
—
Prosiłbym cię, słonko, żebyś nikomu o niej nie mówiła. — Blaise mrugnął do
nieznajomej z uśmiechem. — Damy czasem lubią mówić, co im ślina na język
przyniesie, a nie chciałbym na tobie trenować Obliviate.
—
Wie pan co, panie czarodziej? Nie zna mnie pan tak dobrze. — Również
uśmiechnęła się od ucha do ucha.
—
Fanka Celestyny Warbeck, widzę — odpowiedział nonszalancko Blaise. Oparł się o
drzwi tak, aby dziewczyna musiała się o niego otrzeć, kiedy by przechodziła. —
Trochę to przestarzałe, nie sądzisz?
—
Jestem romantyczką — odpowiedziała.
—
Och, też jestem romantykiem — rzekł Blaise, poprawiając swoją pozycję w
przejściu, aby znaleźć się jeszcze bliżej niej.
Draco
odchrząknął.
—
Musimy iść — przypomniał przyjacielowi. Niedobrze by było, gdyby ktoś się
dowiedział, że rozmawiali, a Potter z pewnością zaczął już wypytywać Hermionę.
Dziewczyna
przecisnęła się w przejściu, ocierając o Zabiniego. Draco doszedł do wniosku,
że zrobiła to równie chętnie, co Blaise.
—
Do jakiego domu należysz? — spytał Zabini na odchodnym.
—
A na jaki stawiasz? — Usiadła zgrabnie na swoim siedzeniu i położyła nogi na
stoliku.
Zabini
zamyślił się na chwilę, taksując ją spojrzeniem.
—
Ravenclaw?
Dziewczyna
zaśmiała się głośno i dźwięcznie.
—
Aż tak nisko mnie pan ceni, panie Zabini?
Blaise
wyglądał na zaskoczonego. Gryffindor i Slytherin odpadały, przecież by ją
zapamiętał. Hufflepuff?... Nie, to nie było możliwe. Chyba że była jakąś nową.
Z drugiej strony, kto chciałby się przenosić do Hogwartu w czasie wojny, kiedy
zamek był najbardziej zagrożoną magiczną szkołą na świecie.
—
Ty znasz moje imię, ale ja twojego nie znam — nie odpuszczał.
Draco
odchrząknął ponownie.
—
Naprawdę musimy iść.
—
Popieram Dracona, musicie już iść — powiedziała dziewczyna, wciąż z uśmiechem
na ustach, i wyciągnęła różdżkę. Zaklęciem wypchała ich w przedziału i
zatrzasnęła drzwi. Trwało to krócej niż mrugnięcie okiem.
—
Ty to widziałeś? — wydyszał Blaise z iskrzącymi się oczami.
—
Tak, widziałem — odpowiedział Draco mniej entuzjastycznie. Nie potrafił się
pozbyć myśli, że w tej dziewczynie było coś niepokojąco znajomego. Jednocześnie
podświadomie zupełnie nie bał się o to, że mogłaby ich zdradzić.
—
W Hogwarcie nie powinno być tak trudno się spotykać — rzekł Blaise, nie
ruszając się z miejsca.
Draco
rozglądnął się na boki. Korytarz był pusty.
—
Nie zamierzam przez tą pierdoloną wojnę stracić najlepszego kumpla — dodał
Blaise.
—
Kto inny chciałby cię targać ze Świńskiego Łba do Hogwartu, urżniętego w trzy
dupy? — zażartował Draco.
—
Dokładnie!
Pożegnali
się z Zabinim, a młody Malfoy poczekał pół kwadransa, zanim ruszył do wagonu
Prefektów. Kiedy otworzył drzwi, pierwszym, co zobaczył, była zaniepokojona
mina Pottera. Na szczęście, Draco nie zdążył się przestraszyć, bo Hermiona
siedziała na swoim miejscu Prefekt Naczelnej.
—
Co jest? — zapytał momentalnie, opadając na siedzenie obok niej.
—
Ktoś grzebał mi w kufrze — powiedział posępnie Potter. Po drugiej stronie
wagonu Antoni Goldstein razem z Krukonką z piątej klasy cieszył się z nowego
wydania „Encyklopedii Magicznych Stworzeń”. W ogóle ich nie zauważał.
—
Gdy cię nie było, wyszliśmy na kolejny patrol — wytłumaczyła Hermiona. —
Spotkaliśmy się z Ginny i Nevillem. Chciał jeszcze raz wszystko od nas
usłyszeć. Jak wróciliśmy, Harry postanowił… no, coś sprawdzić — rzuciła
przelotne spojrzenie na przyjaciela. — Otworzył kufer…
—
I rzeczy nie były poukładane tak, jak wcześniej — dokończył lakonicznie Harry.
—
Coś zniknęło? — zapytał Draco.
—
Niby nie. Na pewno nic ważnego. Ale… — przerwał nagle.
Mapa
Huncwotów leżała na wierzchu, mimo że pamiętał, że wpychał ją w bok, pod
skarpetki. Nie zamierzał jednak mówić o niej Malfoyowi. Zgodnie z Hermioną
stwierdzili, że Ślizgon powinien wiedzieć absolutne minimum o ich sekretach.
—
Dobra — Draco zrozumiał. — Nie chcesz, nie mów.
—
Myślisz, że to mógłby być Nott? — odezwała się Hermiona.
Draco
wzruszył ramionami.
—
Na pewno coś knuje, ale nieostrożne przeszukiwanie kufra Pottera byłoby nie w
jego stylu — odpowiedział Draco. — Za proste.
Harry
zastanowił się przez chwilę. Notatki, jakie zrobił o tajemniczym R.A.B., nie
wyglądały na tknięte, a nikt oprócz niego i Hermiony nie znał zaklęcia, po
którym dałoby się odczytać Mapę. Niemniej jednak powinien być ostrożniejszy.
Niespodziewanie pogróżki Notta skierowane do Hermiony nabrały większego
znaczenia.
—
To nie będzie łatwy rok — mruknął pod nosem, poprawiając okulary.
—
Za to odkrycie powinni dać ci Order Merlina — prychnął Draco.
— Ale wracamy do Hogwartu — powiedziała Hermiona z nadzieją. — Wracamy do domu — I spuściła oczy, zaróżowiona na twarzy.
Zza gór wystrzelił zarys Wieży Astronomicznej.
***