13.08.2023

Mam zaszczyt przedstawić Wam mój ukochany rozdział 15. Przyjemnego czytania :)

piątek, 1 września 2017

11. Wesele


Jednak następnego dnia nie stało się nic szczególnego poza tym, że ponownie obudził się u boku Hermiony Granger, a w nocy został przez nią czterokrotnie pokopany. Wyglądało na to, że Granger rzuca się przez sen jak nieokiełznany hipogryf.
Dzień wesela w końcu nadszedł. W Norze panował gwar już od bladego świtu. Granger wstała razem z pianiem koguta Weaasleyów i próbując go nie obudzić (nie udało się), wyszła z pokoju. Razem z pozostałymi kobietami zamknęły się w pokoju państwa Delacour, przygotowując pannę młodą.
Pogoda się uspokoiła i nareszcie przypominała lato. Zza gęstych ciemnych chmur wyszło słońce i znacznie się ociepliło.
Po śniadaniu Artur Weasley poprosił Dracona o pomoc w ustawianiu namiotu.
— Różdżka moich synów nie powinna sprawiać przy tym problemów — szepnął do niego, gdy wychodzili na dwór, a zaraz potem podał nieprawdziwą różdżkę.
Podnosili już dach namiotu, gdy jeden z bliźniaków krzyknął:
— Co tu przywiało ministra magii?
Rzeczywiście, Rufus Scrimgeon, przypominający z wyglądu lwa, zmierzał ku nim sztywnym krokiem.
— Witam, panie Weasley — powiedział natychmiast, gdy zobaczył Artura.
— To dla nas zaszczyt, panie ministrze — odpowiedział Weasley. — Czym zawdzięczamy pańską wizytę?
Scrimgeon powiódł podejrzliwym wzrokiem po braciach Weasleyach i zatrzymał się na Draconie. Młody Malfoy był jedynym, którego nie rozpoznawał.
— Przyszedłem porozmawiać z panem Potterem, panną Granger i pana najmłodszym synem.
— Niestety, Ron ma smoczą opryszczkę, więc rozmowa z nim nie będzie możliwa — odparł miłym tonem pan Weasley. — Ale już wołam Harry’ego i Hermionę.
— Co to za jeden? — rzucił minister, wskazując głową na Draco, który zesztywniał.
Czy minister potrafiłby w Jonathanie rozpoznać Dracona? Ministerstwo Magii szukało go od końca czerwca, zacierając ręce na myśl o wtrąceniu go do Azkabanu.
— To Jonathan — odrzekł Artur zwyczajnym tonem. — Mąż Hermiony.
Minister nie ukrywał szoku.
— Panna Granger wyszła za mąż?
— Wysłali panu zaproszenie na ślub, panie Scrimgeour — zełgał uprzejmie Artur.
Minister zmarszczył brwi.
— Bardzo prawdopodobne, że niedawno znalazłem jakieś na biurku — powiedział.
Pan Weasley odprowadził ministra do drzwi. Wrócił po kilku chwilach, podszedł do Draco i oznajmił przyciszonym tonem:
— Nie poznał cię. Wygląda na to, że ministerstwo musiało odłożyć na jakiś czas twoje poszukiwanie.
— Coś się dzieje? — Draco nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania. Tak bardzo był głodny wieści z magicznego świata.
— To, co zwykle. Nie potrafią poradzić sobie sami ze sobą — zakpił Artur.
Minister Magii wyszedł po pół godzinie, gdy namiot stał już przygotowany na wesele. Granger mignęła Draco między państwem Delacour, wołając:
— Widzimy się na przyjęciu.
W ręku ściskała malutką książeczkę. Potter posłał mu to samo nudne Przy-Najbliższej-Okazji-Cię-Zabiję spojrzenie i podążył za przyjaciółką na piętro. Młody Malfoy niechętnie także udał się do swojego pokoju. Sztab rozchichotanych ciotek i równie zboczonych, co ciotka Tessie, wujków miał się zwalił co Nory lada moment. Nadszedł czas by się przebrać.
W pokoju znalazł duże lustro i kosmetyki. Granger musiała je przywołać, bo on na razie wolał nie używać różdżki. Nie wiedział, czy na Norę nie rzucono zaklęć kontrolujących przepływ magii.
Od ich pocałunku na kanapie nic się między nimi nie zmieniło. Oboje byli dorośli i wiedzieli, że nic on nie znaczył. Tak, jakby w ogóle się nie wydarzył.
Różdżkę od Granger Dracon wsadził głęboko do kieszeni szaty. Popatrzył w lustro i stwierdził, że Jonathan w okularach, z brązową kitką i w eleganckiej szacie wygląda dobrze. Żałował, że Dracon tak nie mógł.
Zszedł na pierwsze piętro. Wolał nie spotykać hordy Weasleyów i oddziału Aurorów, dopóki nie było to konieczne. Po około kwadransie zapukał cicho i zawołał:
— Czekam na ciebie. — Granger była kobietą (w dodatku ostatnio zaczęła się malować), mógł więc stać tu do końca wesela.
— Jeszcze chwileczkę! — usłyszał jej radosny głos.
Granger i Ruda zaczęły chichotać, a potem piszczeć. Dziewczyny są dziwne, pomyślał Draco, poprawiając mankiety. Spinki były wykonane ze złota goblinów (rozpoznał po zdobieniach) i zastanowił się, skąd Zakon na to wszystko bierze pieniądze. Zrzucają się co miesiąc czy raczej okradają swoje ofiary?
Niedane mu było jednak przemyśleć to dokładnie, ponieważ drzwi pokoju Rudej się otworzyły.
— O rany… — szepnął Grzmotter, który nie wiadomo jak, znalazł się tuż za Draconem.
Draco, choć milczał, musiał to przyznać. Granger wyglądała… dobrze.
Miała na sobie pudroworóżową koronkową sukienkę do kolan z dekoldem w łódkę i szpilki. Nie przesadziła jednak z różem. Nie wyglądała za słodko. Wyglądała bardzo dziewczęco, zwłaszcza że spięła włosy po bokach, a reszta loków spływała na jej plecy.
— I jak wam się podobamy, chłopcy? — spytała ze śmiechem Ruda, która jako druhna musiała ubrać się w sukienkę wybraną przez panią młodą, złotą, ze sporym dekoltem i długą do ziemi.
— Eee… — odparł wyjątkowo elokwentnie Chłopiec-Który-Nie-Widział-Ładnych-Dziewczyn.
Dracon nadal milczał, nie chcąc się skompromitować. Może nie sam wygląd Granger wywołał w nim szok, ale to, że ona rzeczywiście była ładna. I stwierdzał to całkowicie obiektywnie.
Ruda wybuchła śmiechem po raz kolejny.
— Może już powinniśmy iść, co?
Grzmotter ochoczo pokiwał głową, co Draco zauważył kątem oka. Granger zaczęła coś poprawiać przy dole sukienki.
— Ginny, mam wrażenie, że się ześlizguje. — Jej twarz pokryła się nieznacznym rumieńcem.
—Hermiona, zostaw! — Ruda klepnęła ją po palcach i poprawiła sukienkę. — Żadna podwiązka ci się nie ześlizguje… a nawet jeśli, to Jonathan ci ją poprawi, nie?
— Czy ty jesteś już po dwóch głębszych, Ruda? — zapytał swobodnie Dracon, użyczając czerwonej Granger swoje ramię.
— Jednym — poprawiła go w odpowiedzi Ginny. — Nie widzisz, w co mnie Flegma ubrała? Długa sukienka jakbym była starą babą!
— Ginny, twoja sukienka jest świetna — powiedziała Granger z pocieszającym uśmiechem na twarzy.
— Dziękuję, Hermiona, ale i tak ci nie wierzę.
*
Ród Malfoyów był spory. Jeśli liczyć wszystkie powiązania z innymi arystokratycznymi rodami Wielkiej Brytanii i Francji był ogromny. Ale nie byłby w stanie przebić rodziny Weasleyów.
Draco prawie dostał zeza, widząc tyle rudych głów. Każdy witał się z każdym, śliniąc się i płacząc po pocałunkach w pulchne albo wysuszone policzki. Pod jednym namiotem wypełnionym białymi kwiatami i nakrytymi białym materiałem krzesłami zebrała się prawie cała magiczna Anglia.
Granger zdawała się chcieć go o coś zapytać, ale do tej pory nie zebrała się na odwagę. Nie miał pojęcia, dlaczego to przyszło mu do głowy, ale powiedział cicho:
— Ładnie wyglądasz.
Dziewczyna od razu się uśmiechnęła z ulgą.
— Dzięki — odpowiedziała. — Myślałam, że ci się nie… — zamilkła natychmiast, uświadamiając sobie, że się wygadała. Pragnęła prezentować się nienagannie jako żona Jonathana Smarta. Przeczytała o magicznej arystokracji niejedną książkę i wiedziała, że małżonki wysoko urodzonych mężczyzn zawsze noszą się z gracją i elegancją. Draco w takim środowisku się wychował. Potrafił więc ocenić to w sposób, w jaki ona nigdy by się nie nauczyła. Miała więc nadzieję, że powiedział prawdę.
— Jest dobrze — rzekł, patrząc na ciotkę Tessi klepiącą po zadku jakiegoś łysego czarodzieje.
— Musimy mówić do sobie po imieniu — przypomniała mu szeptem, chcąc zmienić temat. Zrobiła to niepotrzebnie. Przecież ostatnio ciągle nazywał ją „Hermioną”. Sprawiało mu to minimalny dyskomfort. Granger zawsze miała pozostać Granger, tak jak Potter Grzmotterem.
— Hermiono, cholibka! — rozległ się tubalny głos za ich plecami. Granger odwróciła się na pięcie i przytuliła do Rubeusa Hagrida, puszczając ramię Dracona.
— Hagrid!
— Tośmy się z miesiąc nie widzieli, a ty mężusia znalazłaś, cholibka!
Hagrid nie wiedział, że Jonathan to Dracon. Zakon Feniksa malował się Draconowi w zupełnie innych barwach, niż się by tego spodziewał.
Granger odsunęła się od półolbrzyma i ścisnęła rękę Dracona.
— Zakochałam się, Hagridzie — odparła ze łzami w oczach. Tak bardzo się ucieszyła, widząc Hagrida. — Naprawdę się zakochałam… Hagridzie, to mój mąż, Jonathan. Jonathan, to mój przyjaciel, Rubeus Hagrid, strażnik kluczy i gajowy w Hogwarcie.
— Hagrid, znaczy się. — Półolbrzym wyciągnął swoją wielką jak stolik do kawy dłoń.
— Bardzo mi przyjemnie — odpowiedział Dracon, ściskając rękę i patrząc na Hagrida. Pierwszy raz się do niego uśmiechał.
— Czemuście mnie nie zaprosili na wesele? — spytał z wyrzutem Hagrid.
— Przepraszamy, Hagridzie, ale to działo się tak szybko — wyznała ze wstydem Granger.
— Cholibka, szkoda — powtórzy Hagrid. — Dba o ciebie?
— Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego mężczyzny — odpowiedziała Hermiona, wtulając się w Draco, który dla lepszego efektu objął ją w pasie.
— Odbiłeś Hermionę naszemu Ronowi. Biedak, pewnie się załamał, cholibka, dlatego się rozchorował — powiedział Hagrid, a Draco popatrzył skołowany na Granger. Przecież Hagrid był w Norze, kiedy Wieprzlej ją atakował. Trzymał wierzgającego Grzmottera.
— Nigdy nie byliśmy z Ronem na poważnie — odpowiedziała nieco sucho dziewczyna. — A Jonathan to miłość mojego życia. Jestem tego pewna… Przepraszam, Hagridzie, ale musimy już zajmować miejsca.  Powodzenia z Madam Maxim. Powinna się tu zjawić lada chwila.
Granger pociągnęła Dracona za rękę, zanim Hagrid zdołałby cokolwiek odpowiedzieć.
— Hagrid jest wspaniały i nie można by sobie wyobrazić wierniejszego przyjaciela albo członka Zakonu Feniksa, ale lubi alkohol — wytłumaczyła cicho, widząc pytające spojrzenie Dracona. — Na potrzeby wesela Zakon zmienił mu pamięć.
— Nie boisz się, że tobie też kiedyś Zakon zmieni pamięć na jakieś potrzeby? — zapytał lekko kpiącym tonem Draco.
Nie odpowiedziała.
Zajęli swoje miejsca w pierwszym rzędzie, niestety obok Wybrańca. Siedząca po drugiej stronie przejścia pani Delacour wyartykułowała „Ślicznie wyglądacie”. Granger podziękowała skinieniem głowy i również bez słów zapewniła kobietę, że prezentuje się bardzo dobrze.
Wszędzie aż roiło od Aurorów w ich służbowych pelerynach. Uważnie wodzili wzrokiem po zebranych, w każdej chwili gotowi do odparcia ataku.
— Przy odrobinie szczęścia nawet nie zwrócą na ciebie uwagi — szepnęła Granger do Dracona. — Kingsley mówił, że zdążyli już prześledzić całą historię życia Jonathana. Nie wzbudziła ona ich najmniejszych podejrzeń.
Muzyka zaczęła dochodzić znikąd. Bill i Fred (albo George) Weasleyowie zajęli swoje miejsca pana młodego i drużby. Draco popatrzył w stronę, gdzie siedział Artur, Molly i George (albo Fred). Nie było Charliego. Spytał się Granger, gdzie podział się drugi w kolejności syn pana Weasleya.
— Chyba jest gdzieś z tyłu — odpowiedziała zmienionym głosem.
— Dlaczego?
Granger rozglądnęła się po zebranych.
— Powiedzmy, że francuski urok panna młoda nie rzuciła tylko na najstarszego brata — wyszeptała.
Draco rozszerzył oczy ze zdziwienia. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że Charlie rzadko jadał z nimi posiłki, wymawiając się pracami domowymi, nie rozmawiał z Billem i unikał Fleur. Wiedział, że uczennice z Beaubatoux mają specyficzne poczucie moralności, ale…
Wszyscy wstali. Fleur kroczyła ze swoim ojcem środkiem, między rzędami krzeseł.
— Szanowni państwo — rozpoczął mistrz ceremonii, gdy pan Delacour podał dłoń Fleur Billowi i młodzi stanęli obok siebie na podeście — zebraliśmy się tu dzisiaj…
Hermiona pociągnęła nosem. Nie zamierzała się rozklejać, jednak widok Billa w odświętnej szacie i Fleur w białej sukni i welonie na głowie podziałał na nią bardziej, niż by sobie tego życzyła. Ją to miało nigdy nie spotkać. Chciała, by jakiś mężczyzna choć raz spojrzał na nią z miłością, tak jak Bill patrzył na Fleur. By ją przytulił i powiedział, że ją kocha. Że jest dla niego jedyną kobietą na świecie.
Chciała mieć huczne wesele, które przygotowywałaby wraz z nim przez długie miesiące i suknię, którą wybierałaby równie długo. To było takie zwyczajne. Normalne życie. Randki, zaręczyny, ślub, wesele, dom, dzieci. Tak żyli normalni ludzi. Czy właśnie dlatego tego pragnęła?
Państwo młodzi po raz pierwszy oficjalnie się pocałowali. Rozległy się gromkie brawa. Potem ustawiła się kolejka z życzeniami.
Minęło dużo czasu, zanim wszyscy goście życzyli Billowi i Fleur szczęśliwego i wspólnego dożycia reszty lat, jakie im pozostały. Kieliszki same napełniły się szampanem, a Draco usiadł przy stoliku z Granger, Potterem, wilkołakiem Remusem Lupinem i jego żoną Ninfadorą Tonks. Po wymienieniu sztywnych uprzejmości i wypiciu za zdrowie nowożeńców doskoczyła do nich Pomyluna Lovegood.
— Harry, Hermiona, ale się za wami stęskniłam! — wykrzyknęła.
Była ubrana w neonowożółtą sukienkę. Obok niej stał mężczyzna z długimi białymi włosami i w szacie tego samego koloru, co sukienka Pomyluny.
— To mój tato — przedstawiła go wszystkim.
— Ksenofilius Lovegood — powiedział. — Bardzo mi miło poznać przyjaciół mojej kochanej Luny.
Kiedy Potter stanął przy nim, ciągnął:
— Wszyscy w pana wierzymy, panie Potter. To, co pisze Prorok Codzienny, to wierutne bzdury. Na szczęście przybywa czarodziejów, którzy zaczynają to dostrzegać. My, w Żonglerze, odsłaniamy niewygodną dla Ministerstwa prawdę. Mam nadzieję, że popiera pan to, co piszemy.
— Eee… tak, oczywiście — odparł Potter, a Draco był pewny, że Wybraniec już od dawna nie czytał tego jakże cennego i opiniotwórczego tytułu, jakim był Żongler.
— Bardzo się cieszę! — wykrzyknął Ksenofilius.
— Hermiono, pięknie ci w tej sukience — pochwaliła Granger Pomyluna.
— Twoja sukienka też jest… oryginalna, Luno — odpowiedziała dziewczyna. — Nie przedstawiłam ci jeszcze mojego męża. To jest…
— Ależ my się znamy! — zachichotała Pomyluna. — Chodzimy przecież do tej samej szkoły!
Draco zesztywniał i zerknął nerwowo na Grzmottera i Lovegooda. Dzięki Merlinowi, nie usłyszeli tej wariatki, prawie się przytulając do siebie, ożywieni rozmową. Lupin i Tonks popatrzyli na Lunę, sięgając po różdżki. Byli przygotowani na ich użycie w razie zagrożenia. Czy było prawdopodobnym, że rozpoznała Draco?
— Nie, Luna, coś ci się pomyliło — pokręciła głową Hermiona. — To Jonathan…
— Hermiona, nie martw się, nikomu nie powiem — zapewniła i dodała przyciszonym głosem. — Nie sprawiasz wrażenia, jakby było ci ciężko udawać męża Hermiony, Draco.
Młody Malfoy spojrzał na Granger. Co miał odpowiedzieć? Skąd Pomyluna wiedziała, że to on, skoro nawet Hagrid się nie zorientował? Chociaż jeżeli o niego chodziło, to pewnie oprócz Obliviate dostał od swoich przyjaciół jeszcze parę inny zaklęć. Tak na wszelki wypadek.
— Luna… — spróbowała Hermiona raz jeszcze, ale Luna jej przerwała:
— Pasujecie do siebie — rzekła. — O wiele lepiej niż ty i Ron. Jak on mógł zrobić to teraz tobie i Harry’emu? Dlatego go tu nie ma, nie? Zrobił coś okropnego? Zdradził was i Zakon Feniksa?
— Jak się o tym wszystkim dowiedziałaś? — zapytał rzeczowo Lupin.
— Nikt mi nie powiedział, profesorze — odpowiedziała jak gdyby nigdy nic Luna. — A Draco rozpoznałam od razu. Trudno nie rozpoznać Malfoyów, prawda? Chociaż w szkole mnie nie lubi, to ja uważam, że jest całkiem miły. Trafił tylko na złą rodzinę.
Draconowi przypomniało się, jak umierająca Granger wycharczała, że mogłaby go polubić. Czy on był jakąś maskotką drużyny quidditcha, żeby wszyscy uważali go za miłego? Przynajmniej dowiedział się, dlaczego trzmiel miał fanklubu w każdym czarodziejskim domu. Nikt zdrowy na umyśle nie uważał śmierciożerców za „miłych”, a po Jasnej Stronie popaprańcy mnożyli się z prędkością wzrostu sklątki tylnowybuchowej.
Albo to ja taki jestem? Przecież rzucałem w ich stronę wyzwiska i zaklęcia, jak tylko przytrafiały się okazje. To uznali za przejaw dobroci? Czy zaraz zamienię się w puszka pigmejskiego?
— Luno, chyba powinniśmy już usiąść na swoich miejsca — Ksenofilius Lovegood uznał, że najwyższy czas skończy wychwalać Pottera i swoją gazetę, i poprowadził córkę do stolika oddalonego od dwadzieścia stóp od stolika, przy którym siedział Draco.
— Do zobaczenia później — Luna pomachała do nich, odchodząc.
— Coś nie tak? — zapytał Potter, widząc nietęgie miny Hermiony, Tonks i Lupina.
— Luna rozpoznała Draco — szepnęła mu do ucha Hermiona.
— Jak to możliwe? — zdziwił się Harry.
Wiesz, po oczach. Moje oczy są nieziemskie, nie to, co twoje. Zielone jak skóra ropuchy.
Hermiona wzruszyła ramionami i spojrzała na przyjaciela.
— To Luna — powiedzieli równocześnie i zaczęli się śmiać.
Draco nie miał ochoty popatrzeć na nich, jak na idiotów. Co z nim będzie, jeśli Pomyluna się wygada? Czy ktoś w ogóle był na tyle głupi, żeby jej uwierzyć? Jego wzrok padł na dwójkę czarodziejów przy sąsiednim stoliku, którzy ścigali widelcem oliwkę. Lepiej, żeby Pomyluna trzymała buzię na kłódkę.
Po drugim toaście nadszedł kluczowy moment dla istnienia i wiarygodności Jonathana Smarta. Goście rozproszyli się między stolikami i tę okazję wykorzystała jedna z największych szui marzących o wiecznej służbie Czarnemu Panu, jaką Draco znał. Pius Thicknesse był wysłannikiem czystokrwistego stronnictwa w Ministerstwie Magii i został zaproszony, żeby nie wzbudzić większego zainteresowania. Pokazując małe i zżółknięte zęby, podszedł do państwa Smartów. Na powitanie ucałował dłoń Hermiony, która wzdrygnęła się od dotyku jego ust i instynktownie przysunęła do Draco.
— Bardzo nami miło gościć pana w naszym kraju, panie Smart — zapewnił obłudnie Thicknesse, ściskając mocno rękę Jonathana.
— Również cieszę się, że los mnie tu sprowadził.
Jak to dobrze, że Potter się ulotnił. Nie żeby Draco martwił się o jego marny żywot, broń go Salazarze!, ale Potter potrafił jak nikt inny osłabić autentyczność Smarta poprzez zgrzytanie zębami i histeryczne reagowanie na wszelkie przejawy bliskości między Jonathanem a Granger.
— Thicknesse uśmiechnął się sztucznie i bezwstydnie wgapił się w twarz Smarta. Draco wiedział, że szukał jego rysów i jego mimiki. Lucjusz i Thicknesse byli znajomymi z pracy, którzy co parę tygodni w sobotnie popołudnie w bawialni Dworu Malfoyów przy butelce Ognistej Whiskey przeklinali zdrajców krwi, więc całkiem dobrze znał młodego Malfoya.
— Nikt w najśmielszych snach nie spodziewałby się, że czarodziej pana pokroju zwiąże się z panną Granger. — Tu pochylił głowę w geście fałszywego uznania i szacunku w stosunku do Granger.
Hermiona uśmiechnęła się prawie nie nerwowo.
— Miłość zazwyczaj jest nieprzewidywalna — odparł Draco-Jonathan.
Thicknesse zmrużył oczy.
— Panno Granger... to znaczy, pani Smart — Draco założyłby się, że nie było przejęzyczenie. — Jak pani udało się usidlić pana Smarta? W Stanach Zjednoczonych jest z pewnością wiele pięknych kobiet.
Thicknesse miał wypisane na szczurzej twarzy, ile razy Ministerstwo Magii przez ostatnie dni z magomedyczną precyzją zdanie po zdaniu, dokument po dokumencie, zdjęcie po zdjęciu analizowało życiorys Smarta, desperacko poszukując w nim luk, które świadczyłyby o tym, że jest on fikcją.
— Przeznaczenie, panie Thicknesse — powiedziała Granger pewnym głosem, który kontrastował z jej lekko bladymi policzkami.
— Och, jestem pewien, że dokładnie tak samo odpowiedziałby profesor Dumbledore — zaśmiał się Pius. W tym śmiechu czaiła się groźba.
— Śmierć Albusa Dumbledore'a to ogromna strata dla całej magicznej społeczności — rzekł Draco-Jonathan. — Nikt nie zdoła wypełnić pozostawionej przez niego pustki.
— Zgadzam się — przytaknął Thicknesse, marnie parodiując żal. — Co smutniejsze, minął ponad miesiąc, a ministerstwu nadal nie udało się schwytać jego zabójcy.
— O ile dobrze się orientuję, nikogo oficjalnie nie oskarżono — powiedział Draco niby mimochodem. Upił z kieliszka łyk szampana. Bąbelki trochę wywietrzały.
— Nie mamy świadków, ani twardych dowodów, ale wszystko wskazuje na zbiegłego Dracona Malfoya.
— O! — zdziwił się Draco, wysoko unosząc ciemne brwi Jonathana. — Draco Malfoy? To nie jest ten chłopak ze Slytherinu, który ciebie nie lubi, kochanie?
Granger się nie spięła. Im Thicknesse bezczelniej ich atakował, tym lepiej wchodziła w swoją rolę, zupełnie jakby spodziewała się gorszej puli pytań.
— Tak, to Malfoy, Jonathanie — odrzekła. — Chociaż, panie Thicknesse, wątpię, żeby Malfoy rzeczywiście miał coś wspólnego ze śmiercią profesora Dumbledore'a. Może tej nocy mógłby uciec z Hogwartu ze śmierciożercami, ale nie miałby tyle odwagi, aby rozbroić pana profesora. Co dopiero go zabić. Tylko ktoś odważny zdołałby podnieś różdżkę na najpotężniejszego czarodzieja naszych czasów.
Thicknesse zacmokał.
— Pani Smart, zabrzmiała pani, jakby wiedziała więcej od przeciętnego studenta Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
— Zapewniam pana, panie Thicknesse, że moi koledzy i koleżanki powtórzyliby moje słowa. Hogwart to wbrew pozorom mała szkoła.
— Skoro tak pani uważa — rzekł Pius i po chwili zapytał: — A jakie plany mają państwo na najbliższy czas? Rok szkolny się zbliża. Czy pani Smart zamierza kontynuować naukę?
— Oczywiście, że tak!
Draco założyłby się, że Granger poczuła się urażona sugestią, że mogłaby nie ukończyć Hogwartu.
— Moja żona wraca do szkoły — dodał Jonathan. — Ja natomiast zostaję w Wielkiej Brytanii. Kupiliśmy apartament w Londynie. Pragniemy być jak najbliżej siebie, a względu na te polityczne zawirowania niczego nie należy być pewnym. Teleportacja międzykontynentalna i międzynarodowa sieć Fiuu niestety są zależne od naszych rządów.
— Ciężkie, ciemne czasy nadeszły — westchnął Pius, już wiedząc, że nie zdoła ich tej nocy zdemaskować. — Pogratulowałbym panu, panie Smart, że dla miłości — wygiął kpiąco usta — zdecydował się pan na aportację w sam środek burzy tropikalnej, ale poprzestanę na radzie, by pan na siebie uważać. Polityka Ministerstwa Magii w każdej chwili może ulec zaostrzeniu, a status krwi pani Smart nie jest do końca jasny.
Draco zamierzał odpowiednio zareagować na te słowa, ale Pius ukłonił się i odchodząc, dodał: — Życzę przyjemnej zabawy.
Jego prążkowany garnitur zniknął za kwietnikiem z konwalii.
Granger odwróciła się do Draco. Odetchnęła głęboko, a w jej ciemnych oczach Draco dostrzegł wyraźną ulgę. Przysunął się bliżej i nachylił.
— Rozbroiłem go — szepnął urażony prawie prosto do jej ucha. — Rozbroiłem Dumbledore'a na Wieży Astronomicznej — dodał, kiedy dostrzegł zmieszanie na twarzy Granger.
Powiedziałby jej także o tym, że wbrew temu, co uważała, byłby na tyle odważny, żeby naprawdę zaatakować Dumbledore'a, ale doszedł do wniosku, że jako byłemu arystokracie i wciąż jeszcze Ślizgonowi nie wypada chwalić się cechą charakteru przypisywaną domowi Godryka Gryffindora.
Granger uśmiechnęła się delikatnie.
— Wiem — odrzekła równie cicho. — Harry dobrze opisał mi tamtą noc. Bo widzisz, on też tam był.
Nie zdziwiło go to. Czuł wtedy, że on i dyrektor nie są jedynymi obecnymi na Wieży. Cóż, Potter zawsze znajdował się w centrum wydarzeń. To Draco powiedział Granger.
— Każdy ma inny talent. — Dziewczyna wzruszyła ramionami. — Harry ma dar do pojawiania się tam, gdzie niekoniecznie powinien i chciałby być.
— I to jest chyba zaraźliwe, prawda? — zapytał prowokująco Draco.
— Tak mi się wydaje — odpowiedziała zmienionym głosem Granger. Zapatrzyła się w siedzącego w kącie Charliego; miał żałosną minę. — Ty też musisz teraz uważać.
Draco prychnął i nie odpowiedział.
Po trzech toastach („Tak, zażyłam rano dodatkowy eliksir zapobiegający łączeniu we krwi alkoholu i leków. Mogę pić, Jonathan.”) przyszedł dla Harry’ego Pottera ten przerażający moment, w którym popłynęła znikąd muzyka, a Ginny Weasley podeszła do ich stolika, jakby coś sugerując. Harry poczuł, że lubi Remusa Lupina trochę mniej, gdy ten zaprosił do tańca swoją żonę.
— Jak wam się podoba wesele? — spytała, chcąc przerwać ciszę Ginny.
Co rusz zerkała to na coraz więcej tańczących par , to na Harry’ego. Dzisiaj się całowali. Nie, Harry by do niej nie wrócił, ale tak bardzo za nim tęskniła, że sam jego dotyk by jej wystarczył.
— Ciotka Tessi narzekała na moje krzywe kostki — kontynuowała. — Jakby przez tę głupią sukienkę w ogóle je było widać.
Harry zaczął bawić się serwetką. Nie zamierzał jej zapraszać do tańca.
Pojawił się Fred Weasley.
— Co tu tak stoisz, siostra, co? — spytał. — Fred mnie zostawił i bajeruje Angelinę. Mój szósty zmysł mi podpowiada, że na tańcu się nie skończy dzisiejszej nocy. Dobrze, bo dźwięki dochodzące z łazienki, gdy się kąpał, były nie do zniesienia. Wiem, że to mój brat bliźniak, ale bez przesady, trochę intymności. No i zostawi naszą nową asystentkę dla mnie — uśmiechnął się do siebie. — Co tak stoisz, siostra? — powtórzył.
— Mam fruwać? — odparła opryskliwie.
Harry był dla niej najważniejszym mężczyzną na ziemi, ale czasami tak bardzo ją denerwował.
— Chodź, zatańczymy. Szkoda, żeby parkiet się marnował. — Chwycił ją za rękę i pociągnął na środek. Po chwili zniknęli w tłumie kręcących się par.
Hermiona obserwowała zabawę. Była przygotowana, że przesiedzi całe wesele. Harry prędzej oddałby Błyskawicę, niż zaczął tańczyć. Nikt inny nie chciałby jej zaprosić. Wszystkim mówiła, że ona nie tańczy, że nie umie. Było to kłamstwo, ale za to użyteczne, zwłaszcza podczas imprez w Wieży Gryffindoru. Teraz żałowała. Dean dobrze tańczył, a Neville wydawał się być urodzony do tego.
Nagle zobaczyła przed sobą wyciągniętą dłoń.
— Zatańczysz ze mną?
Nie wiedział, z jakiego powodu to robi. Po prostu, gdy widział, jakim tęsknym wzrokiem dziewczyna wodzi za tańczącymi… Poza tym wypił już trzy toasty. Nawet nie czuł jeszcze działania alkoholu, ale to był wygodny argument.
— Mówisz poważnie? — zapytała, szczerze zdziwiona.
— Nie, to taki żart sytuacyjny, Granger — syknął Draco. — Idziesz czy nie?
Granger złapała go za rękę i podniosła się, wywołując wielkie zaskoczenie Pottera.
— Nie umiem tańczyć — powiedziała niepewnie, gdy ją prowadził.
— Kobieta nie musi umieć tańczy, jeżeli jej partner potrafi odpowiednio prowadzić — wyrecytował. Na lekcje tańca też chodził. Arystokracie nie wolno było nie umieć z gracją poruszać się po parkiecie. — Co sobie życzysz? Walc angielski, wiedeński, fokstrot, cha-cha i parę innych, umiem też tańczyć po ludzku.
— Umiesz cha-chę?
— Czyli ostatnia propozycja — zignorował jej pytanie. Do tej pory miewał nieprzyjemne sny z kręcącym tyłkiem Blaise’em Zabinim.
Przyciągnął ją bliżej i złapał w pasie. Jej ręka zawędrowała na jego ramię.
— Podepczę cię — wyszeptała ze spuszczonymi oczami czerwona na twarz dziewczyna.
— Przeżyłem już gorsze rzeczy w życiu, uwierz — odpowiedział. — A buty należą do Zakonu. Im się będziesz tłumaczyć.
Granger uśmiechnęła się lekko.
— Teraz lepiej — zareagował na jej uśmiech Draco.
Okazało się, że Dracon Malfoy potrafił świetnie tańczyć i nie miał do niej żadnych pretensji, że go depcze. Hermiona nie miała z kim uczyć się tańczyć. Ostatni raz tańczyła z Wiktorem Krumem na Balu Bożonarodzeniowym (wtedy cudem udało jej się zdobyć Eliksir Świetnej Tancerki, którego reklamę zobaczyła w Czarownicy. Kosztował pięćdziesiąt galeonów, ale było warto).
Draco puścił ją dopiero, gdy muzyka stała się cichsza, co było znakiem, że nadchodzi czas kolejnego toastu za państwa młodych. Hermiona prawie nie mogła złapać tchu, ale nie mogła też powstrzymać uśmiechu. Tańczenie z mężczyzną było… fajne.
Harry posłał jej zaskoczone spojrzenie, gdy wypiła kieliszek wódki jednym haustem. Mimo że paliła w gardle, Hermionie bardzo smakowała.
Ginny znowu do nich podeszła, tym razem z wypiekami na twarzy.
— Wiedziałaś, że Flegma zaprosiła takich przystojniaków? — spytała przyjaciółkę.
Potter popatrzył na nią z wściekłością.
Debil. Myśli, że Ruda będzie się marnować całą noc, bo on ma dwie lewe nogi?
— Widziałam też Kruma — zakomunikowała Ginny. — Podszedł do ciebie?
Hermiona pokręciła głową.
— Pewnie się dowiedział, że wyszłaś za mąż — mrugnęła do Dracona, który przewrócił oczami. — Właśnie, Jonathan, nie spodziewałam się, że tak dobrze tańczysz.
— Potraktuję to jako komplement i podziękuję — mruknął Draco.
— Mogę zarezerwować taniec? — zażartowała Ruda.
— Jeśli żona mi pozwoli — odgryzł się.
Granger wypiła jeszcze jeden kieliszek wódki i odpowiedziała:
— Pozwalam.
Ruda się zaśmiała, a i kąciki ust Dracona powędrowały do góry.
Zabawa trwała w najlepsze. Państwo młodzi nie odrywali od siebie wzroku, Hagrid podrywał Madam Maxim, Charlie Weasley usiadł w kącie i popijał Ognistą Whiskey, patrząc na szczęście brata, młodzież niemal nie schodziła z parkietu, a starsi goście rozprawiali o poważnych sprawach rodzinnych i mniej poważnych plotkach na temat nadchodzących ślubów i rozwodów.
George Weasley zawołał go i zaproponował kolejkę za zdrowie jego nowej bratowej. Draco nie podejrzewał go o zamiary otrucia jego skromnej osoby, więc się zgodził. Rozmawiali na najbardziej neutralny ze wszystkich tematów, czyli quidditch. Okazało się, że George Weasley uważa na temat irlandzkiej drużyny to samo, co uważał Draco, i swoją opinię wypowiada dokładnie tymi samymi słowami, co Draco.
Potem podeszła do nich Ruda i przypomniała o tańcu, jaki jej obiecał. Draco wirując z Ginny wśród innych tańczących, zauważył, jak Potter przysiada się do starszego, grubego czarodzieja. Do Granger dosiadł się Wiktor Krum.
— Nie interweniujesz? — zapytała Ruda.
— A powinienem? — prychnął.
Ruda przyjrzała mu się badawczo.
— Nigdy nie przypuszczałam, że…
— Tylko nie mów mi, że mnie lubisz i jestem miły — przerwał jej. — Bo cię zostawię na środku parkietu.
Ruda zachichotała.
— Nie, tego nie powiem. Bez przesady — odpowiedziała. — Chodziło mi raczej o to, że bardzo mnie zaskoczyłeś.
Zaczyna się.
— Kiedy mój brat zaatakował Hermionę… — rozpoczęła niepewnie. — Powiem wprost. Byłeś ostatnią osobą, którą posądziłabym o wyższe uczucia... Ale pomimo tego nie sądzę, że szybko przestanę widzieć w tobie złośliwą, chamską i rasistowską fretkę.
— Przynajmniej jedna — rzekła Draco z pozorowaną ulgą.
Ruda znowu się zaśmiała. On także nie przypuszczał, że może czuć się dobrze w otoczeniu Weasleyów.
Po tym, jak zabrzmiały ostatnie nuty drugiego kawałka, Draco odprowadził Rudą do jej stolika i podszedł do zaróżowionej Granger, wciąż przebywającej w towarzystwie Wiktora Kruma.
— O, Jonathan — pisnęła Granger, podrywając się z krzesła. Jak na gust Dracona, siedziała trochę za blisko Kruma, jednak tego nie skomentował. W końcu czy to była jego sprawa?
— Wiktorze, to mój mąż, Jonathan Smart. Jonathanie, to mój przyjaciel, Wiktor Krum.
— Miło mi cię poznać. — Draco pierwszy wyciągnął rękę.
— Nu, mi ciebie też — odpowiedział Krum, miażdżąc mu rękę.
— Jonathan, wspominaliśmy z Wiktorem stare czasy — oznajmiła Granger.
Patrząc na świecące się oczka Kruma, on chętnie obróciłby słowo w czyn i wrócił do starych czasów. Pożerał Granger wzrokiem, jak gdyby ledwo się powstrzymując od wzięcia ją na stoliku przy wszystkich gościach.
— Hermiona opowiadała mi o tobie — powiedział uprzejmie Draco i poprawił okulary, które zsunęły się lekko podczas tańca z Rudą. — Poznaliście się, gdy była w czwartej klasie, podczas Turnieju Trójmagicznego, prawda?
— Nu, byliśmy bardzo blizgimi przyjacielami — odpowiedział sugestywnie Krum, chyba z chęcia pokazania Draconowi, że w każdej chwili ten stan rzeczy może powrócił.
Granger spłoniła się, natomiast Draco postanowił nie dać się sprowokować.
— Tak, Hermiona potrafi rzucić urok na niejednego — przyznał tylko. — Słyszałem, że szykujesz się do kolejnych mistrzostw świata. To już za rok.
Ciężko było rozmawiać z Krumem, który od skończenia szkoły nie włożył prawdopodobnie żadnego wysiłku w naukę języka angielskiego, a na dodatek, kiedy odpowiadał, nie patrzył na Dracona, lecz na Granger. Draco postanowił jednak ciągnąć rozmowę. Jonathanowi nie wypadało mu zostawiać swoje żony po raz kolejny, a nie chciał im również przerywać. Granger najwidoczniej bardzo dobrze czuła się w obecności Kruma.
— Pamiętasz nasz wypad nad jezioro? Albo gdy Rita Skeeter pisała te okropieństwa na nasz temat?
Draco wreszcie się poddał i oparł wygodnie na krześle. Rękę położył na oparciu krzesła Granger i zaczął obserwować pozostałych gości.
Potter, coraz bardziej oniemiały, przysłuchiwać się staremu czarodziejowi. Ciotka Tessie, lekko się kołysząc, podeszła do barku i poprosiła o jeszcze jeden kieliszek Ognistej. Hagrid i Madam Maxim gdzieś zniknęli (ta…), Charlie też, Ruda razem z Angeliną Johnson śmiała się z żartów braci bliźniaków, a państwo Weasley kołysali się w powolnym rytmie starej piosenki o miłości.
Nad Norą dawno zapadł zmierzch. Zboże szumiało na delikatnym letnim wietrze, a gnomy cichaczem wracały do ogrodu przez dziury w płocie.
Czy tak żyją normalni ludzie?, zapytał Draco samego siebie w myślach. Jak inne było życie Weasleyów od życia Malfoyów, a jak rudzielcy byli przy tym szczęśliwi. Bez pieniędzy, bez pozycji, bez wpływów, a jednak szczęśliwi.
Przez te ponure rozmyślania, nie zwrócił uwagi na Granger, chcącej, aby zareagował na aluzje Wiktora. Skoro tak bardzo podobała się Szukającem reprezentacji Bułgarii, to dlaczego zerwał z nią kontakt? Może przez kolejne kieliszki wódki, a może przez coś zupełnie innego, Krum zaczął przypominać jej Rona. Najpodlejszy sposób traktowania dziewczyny – wykorzystać, rzucić i wydrwić.
— A ty, Jonathan, co sądzisz o tej restauracji? — spytała Dracona.
Nie usłyszał, więc kopnęła go w kostkę. Odwrócił się do niej i wychwycił jej spojrzenie „Zacznij grać”. Czyżby Krum ją znudził?
— Myślę, kochanie, że co do ich menu masz absolutną rację — odpowiedział, prostując się na krześle.
Krum wyglądał, jakby ostatnie resztki zdrowego rozsądku powstrzymywały go od skonsumowania Granger.
— Jonathan jest taki kochany — zaszczebiotała Grager.
Miły, kochany, dobry… chociaż już dzisiaj mogłaś sobie darować.
Krum skrzywił się. Hermiona dała mu kosza. Pożegnał się grzecznie i odszedł, zataczając się po butelce Ognistej, a Granger spiorunowała Draco wzrokiem.
— Ktoś podrywa twoją żonę, a ty nie reagujesz? — fuknęła.
— Myślałem, że się dobrze bawisz — wzruszył ramionami.
— W ogóle słuchałeś, o czym rozmawialiśmy?
— Wyłączyłem się gdzieś w okolicach narzekań na pracę Departamentu Magicznych Gier i Sportów — przyznał zgodnie z prawdą, dopijając swoją szklaneczkę Ognistej Whiskey.
— Wielkie dzięki. Wiesz, co on mi zaproponował? — zezłościła się dziewczyna.
— Przecież powiedziałem, że was nie słuchałem — powtórzył, spoglądając na jej zaczerwienione policzki.
— Kolację w restauracji „Rozwiązły Czarodziej”!
— Ostro — przyznał Draco ze śmiechem. — Wiesz, przynajmniej nie owijał w bawełnę. No i mielibyście blisko do głównego dania. Nad restauracją jest hotel „Niegrzeczna Czarownica”.
Granger dała mu mocnego kuksańca.
— Wal się.
Draco zagwizdał.
— Łoł, a co to za słownictwo?  Poza tym, to ty tu prowadziłaś dwuznaczne dyskusje ze swoim byłym, nie ja, kotku.
Hermiona przechyliła następny kieliszek wódki.
Nadszedł Grzmotter, wyraźnie załamany.
— Rozmawiałem z Elfiasem Dogdem — poinformował Granger. — Wiesz, tym od artykułu o Dumbledore’rze.
— To on tutaj jest? — zdziwiła się dziewczyna, patrząc wokoło.
— Tak, i w życiu nie zgadniesz, co mi powiedział… — przerwał nagle, przypominając sobie, że nie są przy stoliku sami. — Nie tańczysz z Ginny? — burknął do Dracona.
— Przestałem jakoś w poprzednim stuleciu, Potter — syknął Draco.
To, że Potter jest ogólnie opóźniony, nie było dla niego nowością.
— Możesz nas na chwilę zostawić? — zapytał, nie siląc się na grzeczność.
Draco podniósł się z krzesła. Super tajna narada Świętej Pary. Nie miał na to ochoty, nawet jakby Potter nie kazał mu spadać. Zobaczył, że po drugiej stronie namiotu George Weasley otwiera kolejnego szampana. W sumie, całkiem dobrze im się rozmawiało. Bliźniacy byli jak Artur. Traktowali go zwyczajnie.
— Zostawiam moją żonę sam na sam z tobą tylko dlatego, że jestem pewny, że nawet gdyby się przed tobą rozebrała do naga, ty nie wiedziałbyś, co z nią zrobić, Harry — powiedział Grzmotterowi na odchodnym.
— Debil — mruknął pod nosem Harry. Draco tego nie usłyszał.
*
— Wiedziałaś o tym? — spytał Harry po tym, jak opowiedział Hermionie o rozmowie z Elfiasem Dodgem.
— Nie, co ty — szepnęła przejęta. — Jestem tak samo zaskoczona jak ty.
— Dlaczego Dumbledore chciał to ukryć? — zastanowił się na głos Harry. — Bo przecież chciał, skoro nigdy nie rozmawiał o swojej przeszłości.
— Elfias ci powiedział, że Dumbledore był skryty od dziecka — powiedziała Hermiona. — Może po prostu nie widział sensu w mówieniu ci o swojej rodzinie?
Harry zacisnął szczękę.
— Szkoda, że nie działało to w obie strony — wycedził. — On wiedział o mnie wszystko. Interesowało go całe moje życie, a ja na dodatek niczego nie zamierzałem przed nim ukrywać. Dostał mnie na tacy, podczas gdy sam kłamał.
— Nie mówił całej prawdy, to różnica, Harry — poprawiła go Hermiona, łapiąc za jego zaciśniętą pięść. Z ulgą przyjęła, że nie wyrwał się z jej uścisku. — Musimy zaczekać do publikacji książki Rity. Może i to wierutna kłamczucha, ale rozmawiała z Bathildą Bagshot.
— Liczysz, że uda nam się wyłuskać fakty z paplaniny Skeeter? — zapytał Harry.
Hermiona pokiwała głową z westchnieniem.
— Po powrocie do Hogwartu postaram się też rozejrzeć w bibliotece — dodała.
Decyzja została podjęta poprzedniego dnia. Hermiona dokładnie przemyślała słowa pani profesor McGonagall i doszła do wniosku, że dyrektorka miała rację. Hogwart był obecnie najbezpieczniejszym miejscem w Wielkiej Brytanii i nic nie stało na przeszkodzie, żeby z niego wyprawiać się na poszukiwania horkruksów. Musieli gdzieś mieszkać (w razie planu B było to Grimmauld Place 12), poza tym Hogwart stanowił ważne miejsce dla Sami-Wiecie-Kogo. Mógł w nim właśnie nie ukryć któryś z horkruksów.
Wspomnienie o ulubionym dla Hermiony miejsce w szkole wywołało na twarzy Harry’ego nikły uśmiech.
— Zawsze biblioteka — mruknął. — Wracamy do zdrowia.
— Ile razy ta biblioteka uratowała nam życie, co?
Harry popatrzył jej prosto w oczy.
— To ty je nam ratowałaś — stwierdził wprost. — Nie okrywaj sławą jakiś spróchniałych książek, Hermiono. To zawsze ty nas wyciągałaś z opresji, nie one. Dopiero teraz zaczynam to w pełni dostrzegać… i bardzo cię za to przepraszam.
— Harry… — głos uwiązł jej w gardle.
— Nie doceniasz się — zganił ją. — I ja ciebie nie doceniałem. Zrozumiałem to w moje urodziny… — zawiesił głos. Nie rozmawiali o Ronie. Jeszcze nie nastąpiła ta chwila. — Ten gnojek mnie wkurza — wskazał głową na Malfoya stojącego po drugiej stronie namiotu i najwyraźniej flirtującego z francuskimi koleżankami panny młodej — ale będę mu wdzięczny do końca życia za to, co zrobił.
— On nie jest zły — wyszeptała Hermiona, bojąc się reakcji Harry’ego.
Ale Harry nie zdążył niczego powiedzieć, ponieważ wróciła Tonks.
— Mam dosyć tej cholernej wojny — burknęła pod nosem.
— Coś się stało? — zapytała natychmiast Hermiona.
— Kolejny atak? — zawtórował jej Harry.
Tonks westchnęła głęboko i nachyliła się nad stołem.
— Nie wiadomo — odpowiedziała ściszonym głosem. — Shackebolta właśnie wezwali do Ministerstwa. Podobno odkryto niewłaściwe użycie czarów w okolicach Dundee.
— Myślisz, że śmierciożercy znowu napadli na jakieś osiedle? — spytał Harry.
— Bardzo prawdopodobne — odrzekła smutno Tonks. — Zakon znowu został przechytrzony.
— Zakon nie ma wpływu na to, gdzie zaatakują — zwróciła uwagę Hermiona.
Tonks potarła czoło wierzchem dłoni.
— Zakon się sypie, Hermiona — odpowiedziała, rozglądając się, czy nikt ich nie podsłuchuje. W pobliżu znajdowała się tylko ciotka Tessie zajęta Ognistą Whiskey. — Z każdą akcją tracimy kolejnych członków. Nie mamy też szpiegów w najbliższym otoczeniu Sami-Wiecie-Kogo. Odkąd Snape zdradził, domyślamy się tylko, gdzie i kiedy dojdzie do następnych mordów. Śmierciuchy są w lepszej sytuacji niż my. — Spojrzała na Hermionę i Harry’ego świdrującym wzrokiem. — Jeżeli macie sposób na Sami-Wiecie-Kogo, to lepiej się pośpieszcie, zanim starcza nam jeszcze zasobów ludzkich, żeby walczyć.
*
George Weasley przywitał Dracona z otwartymi ramionami. Po chwili dołączyły do nich kuzynki Fleur Delacour. Dracon, w odróżnieniu od bliźniaka, prowadził z nimi zaledwie miłą rozmowę o różnicach między europejskimi szkołami magii, a tą w Stanach Zjednoczonych.
— Masz brytyjski akcent — zauważyła jedna z nich, ta najlepiej mówiąca po angielsku i, nie ukrywajmy, najbardziej na Draco napalona.
— O, potrafisz rozpoznać akcenty? Nie uwierzysz, ale niektórzy moi koledzy dalej nie potrafią odróżnić Szkota od Australijczyka — powiedział jej z zawadiackim uśmiechem. Tylko na tyle mógł sobie dzisiejszej nocy pozwolić. Nie był kretynem, żeby za szybki numerek w pszenicy Weasleyów przepłacić rozpoznaniem prawdziwej tożsamości Smarta i trafieniem do Azkabanu. Nawet jeżeli jej dekolt tak nęcił, a on w końcu poczuł działanie alkoholu w organizmie…    Moi dziadkowie są Brytyjczykami — powtórzył za panią Delacour sprzed kilku dni. — O, moja żona się zbliża.
Między stolikami zbliżała się do nich Granger. Chyba nie podobało jej się, że Draco rozmawia z francuską koleżanką.
— Jesteś żonaty? — Jacquiline była zaskoczona.
— Tak, mam najwspanialszą żonę na świecie — odpowiedział na tyle głośno, żeby Granger słyszała. George był zbyt zajęty, aby zauważyć, że Hermiona do nich dołączyła. — A oto i ona.
— Widzę, że ty też postanowiłeś się dobrze bawić — rzekła, mierząc pogardliwym spojrzeniem Francuski.
Szykuje się scena zazdrości? Granger, nie zapędzaj się, tylko udaję twojego męża. No i francuski podryw niestety także.
Przedstawił sobie dziewczyny i powiedział Granger:
— Już się za tobą stęskniłem. — I ku zaskoczeniu zarówno koleżanek panny młodej, jak i samej Granger, pocałował swoją żonę z czułością w policzek.
— R-rozmawiałam z Harrym, a potem przyszła Luna. Niedługo już się deportują.
— Dlaczego? — spytał, udając zaciekawienie. — Wesele dopiero się rozkręca.
— Pan Lovegood musi dopracować najświeższy numer Żonglera. Wydanie w środę.
Francuski nie patrzyły na Dracona tak, jak wcześniej. Młody Malfoy nie spodziewał się po nich jakichkolwiek skrupułów (Charlie wrócił do swojego kąta), ale najwidoczniej tak działała obecność Hermiony i jego zachowaniu w stosunku do niej. Po co marnować czas na po uszy zakochanego męża, skoro jest tylu innych przystojnych mężczyzn na weselu?
— Może pójdziemy się pożegnać? — zaproponowała Granger.
— Tak, powinniśmy się z nimi pożegnać, Hermiono — zgodził się Draco i pożegnał się z Francuskami. — Naprawdę uważasz mnie za idiotę? — wyszeptał jej do ucha, oplatając ją w talii.
— Jesteś facetem — odrzekła krótko, uciekając wzrokiem.
— Nie każdy facet posuwa wszystko, co się rusza — powiedział i ją puścił, bo już byli przy Lovegoodach.
— Dobrze cię było zobaczyć, Draco — szepnęła Pomyluna, kiedy jej ojciec zachęcał Granger do czytania Żonglera. — Cieszę się, że na Wieży Astronomicznej nic ci się nie stało. Jesteś bardzo dzielny, skoro zgodziłeś się na propozycję profesora Dumbledore’a. Mam nadzieję, że wojna szybko się skończy i będziesz mógł odetchnąć… Do zobaczenia w Hogwarcie. A, i miłej nocy — mrugnęła do niego, a później zerknęła na Hermionę.
Draco wolał nie wiedzieć, o co jej chodziło.
Lovegoodowie pożegnali się jeszcze z państwem młodym, a Aurorzy, których wciąż snuli się między gośćmi, dopilnowali, żeby bezpiecznie deportowali się do domu.
Draco zatańczył z Hermioną jeszcze trzy kawałki. Wcale nie była taką złą tancerką, za jaką się uważała. Im dłużej tańczyli, tym mniej go deptała i bardziej się rozluźniała. Potem dziewczyna tańczyła z Fredem i Georgem, Billem, panem Weasleyem i Remusem Lupinem. Draco poprosił o taniec pannę młodą i Angelinę Johnson (francuskie koleżanki, z którymi rozmawiał, nawet nie zaszczyciły go spojrzeniem), która okazała się mieć do niego taki sam stosunek jak bliźniacy.
Gdzieś około północy, gdy Harry Potter wreszcie zdecydował się zaprosić Ginny Weasley do tańca, niebo zasnuły czarne chmury i zrobiło się zimno.
— Spokojnie — zawołał Artur Weasley do zaniepokojonych gości. — Zaklęcia ocieplające przestały działać. Bardzo państwa przepraszam. Zaraz wszystko wróci do normy. Lato w tym roku jest kapryśne.
Draco nie musiał spoglądać na Granger, żeby wiedzieć, że nie chodzi o żadne zaklęcia ocieplające. Dementorzy niebezpiecznie zbliżyli się do Nory.
Dziewczyna zaczęła drżeć, więc ściągnął wierzchnią część swojej szaty i zarzucił jej na ramiona.
— Nie, nie trzeba — zapewniła, zamierzając ściągnąć jego ubranie.
— Przestań, słyszę, jak dzwonisz zębami — odpowiedział, zauważając z sarkastycznym uśmieszkiem, że Grzmotter robi to samo. Ruda nie protestowała. Wręcz przeciwnie, zdawała się być zachwycona, że jej facet nareszcie okazał się facetem.
— Tobie będzie zimno.
— Nie tak dawno powiedziałaś mi, że nie chcesz się ze mną kłócić — zauważył.
— Dziękuję — Granger uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
— Twoje opatrunki się trzymają? — spytał. Przestała się na niego gniewać i znowu mógł ją opatrywać. Rana od czasu do czasu się otwierała, ale na szczęście jej większa część zdążyła się wygoić. Pozostały tylko blizny.
— Tak — odparła. — Ginny pomogła mi jej poprawić w łazience.
Pan Weasley z poważną miną prawie przebiegł obok ich stolika, zmierzając ku Aurorom. Grzmotter posłał zdenerwowane spojrzenie Granger.
Po chwili podszedł do nich Remus Lupin i nachylił się, żeby pozostali nie usłyszeli.
— Śmierciożercy zaatakowali Ministerstwo Magii — powiedział przyciszonym głosem. — Informacja o ataku na Dundee była podpuchą. Całe szczęście, bo nie zdążylibyśmy zareagować, gdyby nie informacja od Kingsleya. Na razie walka jest wyrównana. Gdyby jednak… Wiecie, co robić — rzucił porozumiewawcze spojrzenie Hermionie i zanim Harry oświadczył, że chce iść walczyć razem z Zakonem, Remus zniknął.
Draco poczuł strach. Jeżeli ministerstwo padnie, nie będzie miał gdzie uciec.
Hermiona zaczęła grzebać w swojej torebce.
— Hermiona… — zaczął nerwowo Harry, ale nie pozwoliła mu dokończyć:
— Harry, nie martw się. Przecież wszystko ustaliliśmy.
— Ale moje rzeczy…
— Nie martw się — powtórzyła z mocą i wyciągnęła z wyszywanej koralikami torebki mały klucz, który Draco natychmiast rozpoznał.
— Na wszelki wypadek. — Wcisnęła klucz w dłoń Dracona. — Mówiłam, że będzie ci zimno.
Młody Malfoy machnął ręką.
— Jesteś pewna?
— Tak — odpowiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. — Masz różdżkę? — zapytała cicho, by Harry nie mógł dosłyszeć.
Draco pokiwał głową, sięgając do kieszeni.
— Świetnie — ucieszyła się dziewczyna. — Jeśli będziemy mieli szansę, uciekniemy razem z tobą, a jeśli nie, to jak najszybciej znajdź się w mieszkaniu. A obrączkę mam nadzieję, że zdążę ci oddać.
Hermiona zawsze była przygotowana.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Goście zdawali się nie zauważać ruchu w oddziale Aurorów i podenerwowania pana Weasleya oraz Billa.
Przy ich stoliku zapanowała pełna napięcia cisza. Hermiona wypiła jeszcze kieliszek wódki (nie czuła się pijana, wyglądało na to, że odziedziczyła mocną głową po ojcu), a Harry co rusz zerkał na Aurorów. W każdej chwili mogli pojawić się śmierciożercy i dementorzy.
— Idę do pana Weasleya. — Harry poderwał się niespodziewanie z krzesła. Nie umiał siedzieć bezczynnie, gdy tam, w Londynie, walczyli, a Ministerstwo Magii było o krok od upadku. Dziwił się Hermionie, choć z drugiej strony i tak nie zgodziłby się na to, aby walczyła. Nadal była słaba po ataku Rona, nawet jeżeli gorąco temu zaprzeczała.
— Harry, zostań — rzekła Hermiona, a Ginny przytrzymała chłopaka za rękaw. — Co ci to da? I tak nie możesz nic zrobić.
— Hermiona ma rację — poparła przyjaciółkę zmartwiona Ginny. — Pamiętasz, co powiedział Remus. Poza tym tata się chyba tam aportował. Nigdzie go nie widać.
Po kwadransie Artur się pojawił i od razu do nich podszedł.
— Udało się odeprzeć atak — powiedział, wywołując u młodzieży westchnienie ulgi. — Tak, to zdecydowanie najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia.
— Są ofiary? — spytał Harry.
— Na szczęście nie — odpowiedział Artur. — Kilkunastu rannych, co zdaje się być prawdziwym cudem, patrząc na zniszczenia holu głównego. Udało nam się złapać paru śmierciożerców. — Popatrzył na Draco, który wstrzymał oddech. Po minie pana Weasleya jednak poznał, że nie schwytali jego ojca. — Żaden z nich nie był specjalnie wysoko postawiony. Mimo to Scrimgeour wykazał się zdrowym rozsądkiem i zażądał od Departamentu Przestrzegania Prawa przyśpieszonych procesów. Do rana powinni zostać zesłani do Azkabanu.
— Jeden do zera dla nas — skwintował Harry, gdy pan Weasley odszedł.
Raczej jeden do trzech miliardów, Grzmotter, pomyślał Draco, popijając brandy. Przed śniadaniem dorwał Proroka Codziennego. W ubiegłym tygodniu zaginęły sto dwadzieścia cztery osoby, a zabito ponad trzysta.
— Chcesz zatańczyć? — mruknął Harry do Ginny. Pomimo że zwyciężyło Ministerstwo Magii, atmosfera przygnębienia pozostała. Decyzja śmierciożerców o ataku na magiczne władze Wielkiej Brytanii świadczyła o ich pewności siebie i rosnącej sile.
Ginny posłała mu niewyraźny uśmiech, ale wstała. Leciała wolna piosenka.
— Czy to się kiedykolwiek skończy? — wyszeptała Granger ze wzrokiem wbitym w konwalie zdobiące stolik.
— Wszystko się kiedyś kończy. Wojny też — powiedział Draco.
Hermiona popatrzyła mu w oczy.
— Mogę się do ciebie przytulić? — zapytała nieśmiało.
Zdecydowanie za dużo przebywamy dzisiaj w swoim towarzystwie, pomyślał młody Malfoy, ale przysunął się do dziewczyny.
Skłamałby, mówiąc, że wesele mu się nie podobało. Nie był pewny, czy spodziewał się, że Weasleyowie będę na niego warczeć i przykleją go do krzesła na całą noc, czy przygotował się na coś innego, lecz rzeczywistość go zaskoczyła. Gdzieś z tyłu głowy zaczynał rozumieć to, co Granger próbowała mu wytłumaczyć przez ostatni tydzień. Oni nie traktowali go jak wroga.
Dziewczyna wtuliła się w jego klatkę piersiową.
— To dzieje się tak szybko — wyznała w jego koszulę.
Nie mogę się nie zgodzić.
Pogłaskał ją po plecach. Na początku lipca miał ochotę podpalić Norę i wymordować jej mieszkańców. Nienawidził ich za to, że Zakon Feniksa go podpuścił, a Dumbledore wykorzystał jego chwilę słabości. Teraz wszystko się zmieniło. Nie pałał do nich miłością, ale też nie chciał ich zabić. A wszystko zaczęło się od Wieprzleja. Ronald Weasley osiągnął odwrotny skutek do zamierzonego.
Zaśmiał się w duchu. Miał wrażenie, że jego umysł oczyścił się po alkoholu. Jego myśli wydawały się być bardziej spójne i logiczne. Szampan, wódka i brandy raczej nie powinny tak działać.
Granger podniosła głowę i po raz drugi w ciągu pół tygodnia go pocałowała.
Salazarze, oszaleję.
Teraz jednak nie przypominało to krótkiego buziaka w usta, jak poprzednio. Całowała go, jakby naprawdę byli parą. Dlaczego jej nie odepchnął? Bo się napił? Bo brakowało mu dziewczyny? Bo się jej już nie brzydził, a na dodatek dzisiaj bardzo ładnie wyglądała?
Zdawało się, że oboje zapomnieli, że obok bawi się dziesięć tuzinów innych czarodziejów. Draco pogłębił pocałunek, a Hermiona mu na to pozwoliła. Smakował brandy, którą dopiero co wypił, i pachniał perfumami, które zostawiła mu rano przy lustrze wraz z pozostałymi kosmetykami. Wybrała je specjalnie dla niego w Londynie podczas zakupów.
Oderwali się od siebie, Hermiona zaróżowiona, a Draco blady, by zaczerpnąć powietrza.
— Obiecuję, że niczego sobie nie będę wyobrażała — rzekła dziewczyna.
Dracon popatrzył na nią uważnie. Jej oczy świeciły, zaczerwienione usta miała leciutko rozchylone. Nie odsunęła się, więc nadal czuł na swojej twarzy jej oddech pachnący wódką. Co oni najlepszego wyprawiali?
Nie mógł się jednak powstrzymać. Przez tyle tygodni nie miał dziewczyny. Prawie zapomniał, jak to jest się całować. W dodatku był trochę wstawiony (przy libacjach z Blaisem to nic, ale, pomyślał już po raz drugi dzisiejszej nocy, alkohol to zawsze wygodny argument). A ona była chętna…
Co z tego, że on nazywał się Malfoy, a ona Granger? Już nie był arystokratą, wyklęli go. Zabrali jego całą tożsamość, majątek, pozycję. Mieli go gdzieś, bo nie wypełnił woli Czarnego Pana. Nawet matka się nim nie zainteresowała.
Postawa Narcyzy bolała go zdecydowanie najmocniej. Dumbledore na Wieży Astronomicznej powiedział, że Zakon jest w stanie ochronić całą rodzinę Malfoyów. Ale ona nie chciała opuścić domu. Wybrała jakiegoś pierdolonego psychopatę bez nosa, a nie własnego syna.
Wpijając się w wargi Hermiony Granger, pomyślał, że w Norze dbają o niego bardziej niż kiedykolwiek to robili w Dworze Malfoyów. Że Arturowi Weasleyowi zależy na nim mocniej niż Lucjuszowi i Narcyzie.
Okulary Jonathana Smarta zsunęły się na koniuszek nosa, zanim dziewczyna odsunęła się od Draco. Wpatrywali się w siebie przez jakiś czas, wreszcie go zapytała z bordowymi wypiekami na twarzy:
— Nie jesteś zmęczony? Może powinniśmy już iść na górę?
Zawahał się. Nie chciał po raz kolejny wszystkiego zniweczyć jednym wyskokiem.
— Nie chcę, żebyś jutro…
— Nie jestem pijana, okej? — weszła mu w słowo swoim pewnym prefektowskim głosem. — Wiem, czego chcę, i nie będę cię prześladowała przez następne miesiące. Nie wyślę ci walentynki, ani nie oświadczę na moście w Hogwarcie. Proszę cię tylko o jedno. Nie potraktuj mnie jak szmatę.
Doskonale rozumiał, co miała na myśli.
— Nikt się nie dowie, jeśli nie będziesz chciała, masz moje słowo.
Znowu go pocałowała. Krótko i słodko.
— Muszę powiedzieć panu Weasleyowi, że już idziemy spać — wyjaśniła, wstając. — Zaraz wracam.
Wkrótce wsadzą mnie na Oddział Zamknięty Munga. A jeśli nie, to ja się tam wsadzę jutro, jak się obudzę przy niej.
Coś podpowiadało Hermionie, że pan Weasley wyczytał wszystko z jej twarzy. To było okropnie zawstydzające, ale za nic w świecie nie zamierzała teraz stchórzyć.
To było chore, prawda. I wymyślone pod wpływem alkoholu, też prawda. Ale chciała pozbyć się Rona, chciała go zdradzić, chciała go poniżyć. Chciała przestać się czuć jego własnością. Był jedynym mężczyzną, który widział ją nagą i miał ją w łóżku.
Dlaczego Dracon Malfoy? A miał być Harry, którego kochała Ginny? Albo Wiktor Krum, który chciał ją zwabić do hotelu jak jakąś dziwkę? A może George Weasley, właśnie idący pod rękę z koleżanką Fleur za ogrodzenie? Poza tym z jakiego powodu nie miała mieć faceta na jedną noc? Nikogo już się nie bała. Nikt już jej nie mógł zabronić.
Nagle poczuła uścisk na swoim ramieniu. To była Ginny.
— Wiesz, co robisz? — zapytała śmiertelnie poważnie.
— Nie mam pojęcia, o co ci chodzi — udała Hermiona. — Gdzie Harry?
— Nie zmieniaj tematu, Hermiono — odpowiedziała szorstko Ginny. — Widziałam, jak się całowałaś przed chwilą z Malfoyem.
— A ja widziałam, jak całowałaś się rano z Harrym. Co z tego? — odrzekła opryskliwie Hermiona.
Ginny zaskoczyła postawa Hermiony. Zauważyła, że odkąd jej przyjaciółka spaliła swoje rzeczy, zaczęło dziać się z nią coś niedobrego. Kochała ją jak rodzoną siostrę. Nie chciała, aby Hermiona znowu cierpiała. Już jej pożal się Merlinie brat zafundował jej dosyć przykrych wrażeń.
— Hermiono, rozumiem, że Malfoy cię uratował i o ciebie dbał. Może faktycznie zaczął wykazywać oznaki ludzkie, ale to nadal jest ta sama fretka. Pomyśl, nim zrobisz cokolwiek, czego mogłabyś później żałować.
— Ginny, myślałam przez ostatnie osiemnaście lat i nic mi to nie pomogło — odpowiedziała miękko Hermiona. — Wiem, co robię.
Mam nadzieję — szepnęła Ginny do siebie, patrząc za odchodzącą Hermioną ubrana w wierzchnią część szaty Draco Malfoya.
***
(Ten fragment zawiera scenę powszechnie uważaną za nieodpowiednią dla osób poniżej lat 18 ;)
Serce waliło jej jak młotem. Myślała, że za drugim razem będzie w stanie trochę opanować swój strach i zdenerwowanie. Nic z tego. Było tak samo przerażająco.
Malfoy zamknął za nimi drzwi pokoju Charliego Weasleya i opieczętował je zaklęciem.
— Żeby nikt nam nie przeszkadzał — powiedział i położył różdżkę na stoliku nocnym. — Jakbyś chciała wyjść, wystarczy „Alohomora”.
— Znam zaklęcie otwierające — odpowiedziała drżącym głosem Hermiona.
Właśnie, że nie uciekniesz, skarciła się w myślach.
— No tak, ty znasz wszystkie zaklęcia — pochwalił ją, podchodząc bliżej.
Pocałował ją pomału i delikatnie. Nie zamierzał jej wystraszyć. Czuł, jaka była spięta. Z jakiegoś powodu pragnął, żeby zapamiętała tę noc. Dla niego też miała być specjalna. Pierwszy raz od wyklęcia, pierwszy raz z dziewczyną, która nie mdlała na jego widok z zachwytu, ani nie krzyczała z przerażenia. Następna normalna rzecz w jego życiu. Normalność niemal zaczynała mu się podobać.
Przerwał pocałunek i stanął za jej plecami.
— Nie bój się — szepnął, przygryzając jej ucho. Zadrżała. — Nie jestem taki straszny, na jakiego wyglądam.
Zaśmiała się cicho, a on złapał jej dłonie i zaczął je delikatnie masować. Czy powinien słyszeć głosy, krzyczące, że oszalał? Wiedział to i bez nich. A ona stała tak blisko, cała drżąca, miękka, słodka. Przekroczył granicę, przed którą potrafiłby się jeszcze powstrzymać.
Pocałował ją za uchem, potem odsunął jej włosy i zszedł niżej. Odchyliła głowę, ale nadal była niesamowicie spięta.
— Ja… — nie umiała dokończyć. Nagle ten pomysł wydał jej się durnowaty, a ona sama żałosna. Stał za nią Dracon Malfoy, bożyszcze hogwardzkich nastolatek, chłopak, które przespał się z tyloma dziewczynami, ile ona miała włosów na głowie. Tylko się zbłaźni.
— Wiem — odpowiedział, obsypując jej szyję pocałunkami. — Rozluźnij się i przestań myśleć. Teraz jesteś tylko ty, Hermiono.
Ostrożnie zsunął z niej jego szatę i obrócił ją twarzą do siebie. Patrzyła na jego koszulę, więc dotknął jej podbródka i sprawił, by patrzyła mu w oczy.
— Jeżeli chcesz wyjść, to nie będę cię zatrzymywał — wyszeptał łagodnie. Sam nie wierzył, że to powiedział, ale z drugiej strony nie miała czuć się do niczego zmuszana.
— Chcę zostać — odpowiedziała i tym razem ona go pocałowała.
Nie odrywając się od jego ust, ściągnęła szpilki, zmuszając go do pochylenia się bardziej. Nie była niska, ale on był drugim najwyższym chłopakiem w Hogwarcie. Przebijał go tylko Zabini.
Wydawała się być mniej przestraszona, gdy sięgała do jego kołnierzyka i zaczynała całować go w szyję. Draco zamruczał, żeby ją zachęcić. Po chwili także ją objął i przyciągnął do siebie. Odpięła pierwsze guziki jego koszuli i przejechała zimnymi palcami po jego skórze. Ostrożnie wyciągnął z jej włosów spinkę, a ona wyciągnęła koszulę ze spodni i ściągnęła mu okulary.
Niespodziewanie odsunęła się od niego, podeszła do stolika nocnego i chwyciła różdżkę. Jeżeli teraz zamierzała go zostawić, to chyba Draco rozwali Norę gołymi rękami. Kilka pocałunków po tak długiej przerwie wystarczyło, aby się podniecił.
Wycelowała w niego różdżkę i wyszeptała „Finite Incantatem”. Dracon poczuł, jak włosy wrastają mu w głowę, jak rysy twarzy mu się zmieniają, jak jego nos na powrót staje się długi i prosty.
— Pragnę Dracona, a nie Jonathana — szepnęła dziewczyna, znowu się do niego zbliżając.
— Będziesz miała dużo pracy rano — powiedział, nie ukrywając, że to go ucieszyło.
— W ogóle mi to nie przeszkadza.
Ściągnęła z niego koszulę, muskając dłońmi jego ramiona, plecy, brzuch i odkrywając, że bladą skórę pokrywa masa drobnych, ale również i większy blizn. Na chwilę zatrzymała wzrok na Mrocznym Znaku.
— Mam nadzieję, że kiedyś zniknie — wyznanie Draco jego samego zaskoczyło.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
— Też mam taką nadzieję — powiedziała.
Odpiął haftki jej sukienki, w czasie gdy ona sięgała do paska jego spodni. Stanęli przed sobą w samej bieliźnie.
— Podwiązka jednak nie spadła — zauważył i pociągnął ją w stronę łóżka.
Zaczęli całować się namiętnie i gwałtownie. Hermiona objęła go za szyję, a on położył ją na pryczy. Kiedy przesunął ustami po jej szczęce, zagryzła wargi, powstrzymując jęk.
— Nie rób tak — wymruczał jej do ucha. — Chcę cię słyszeć.
Coraz mocniej jej pragnął. Przejechał językiem po jej obojczyku i pocałował ją w odsłoniętą skórę piersi. Hermiona zajęczała cicho, a potem przewróciła go na plecy i usiadła na nim. Muskała ustami bliznę za bliznę. Jedna na mostku, kolejna obok sutka, następna na brzuchu. Wreszcie się wyprostowała i poruszyła kilkakrotnie biodrami, kokieteryjnie przygryzając wargę. Salazarze, najchętniej wziąłby ją już teraz.
Znowu znalazł się na górze. Uniósł ją odrobinę, by dostać się do zapięcia stanika. Zdjął go z niej, nie pozwalając dziewczynie się zasłonić.
— Mam blizny — szepnęła, uciekając wzrokiem — a moje piersi…
— Też mam blizny — odszepnął. — Poza tym już cię widziałem, zapomniałaś?
Pocałowali się raz jeszcze. Potem Draco przejechał językiem między jej piersiami i ugryzł delikatnie jej sutek, pieszcząc palcami drugą pierś. Jęknęła z zadowoleniem. Długo całował paskudną bliznę na jej lewej piersi, z zadowoleniem słuchając jej zmysłowych pomruków. Potem zniżył się na jej brzuch, omijając grubą warstwę bandaży. Przesunął palcami wzdłuż krawędzi jej majtek. Hermiona zadrżała i znowu się spięła.
— Nawet nie masz pojęcia, jakie to przyjemne — wymruczał znad jej pępka, ale widząc niepewność w brązowych oczach, postanowił jeszcze przez moment zaczekać.
Ułożył się wygodnie między jej nogami i uniósł jedną. Wodził palcami po kostce, łydce, kolanie, aż wreszcie po udzie. Zadrżała i zaczęła szybciej oddychać. Chwycił za podwiązkę, białą i delikatną jak pajęczyna, i zsunął ją razem z pończochą. Tak samo zdjął drugą. Dziewczyna goliła się mugolską żyletką, małe, na razie niewidoczne włoski, czuł pod palcami.
Ponownie się nad nią nachylił, czując na torsie jej twarde sutki, na twarzy jej oddech, na rękach jej dłonie. Wpił się w jej wargi, brutalnie wpychając język w jej usta. Jęknęła i poruszyła się pod nim. Jego ręka znowu powędrowała do materiału jej majtek. Uśmiechnął się. Nawet przez nie poczuł, że się mocno podnieciła.
Nie mogąc się powstrzymać, rozerwał bawełnę i naparł na jej piersi swoją klatką piersiową. Dotknął palcami jej gorącej i mokrej łechtaczki. Cichutki jęk wyrwał się z gardła Hermiony. Przestawała się kontrolować. Potrafiła tylko czuć jego palce coraz bardziej drażniące jej kobiecość.
Jęczała coraz głośniej, a on z zadowoleniem obserwował, jak spada maska ułożonej pani prefekt i żelaznej dziewicy. Zapamięta tę noc. Nie wierzył, żeby Łasica kiedykolwiek doprowadził ją do takiego stanu. Pod tym względem będzie jej pierwszym mężczyzną. Nieważne, co miała przynieść przyszłość, na zawsze go zapamięta. Sprawiło mu to niemałą satysfakcję.
— Jesteś piękna — wyszeptał do jej ucha.
To wystarczyło, aby zaczęła napierać na jego palce. Nie pozwolił jej jednak się na nie nabić. Prychnęła zniecierpliwiona. Przygryzł jej napuchnięte usta, szybciej poruszając dłonią. Zrobiła się jeszcze bardziej mokra. Wsunął w jej gorące wnętrze palec, nie przerywając pieszczot łechtaczki.
— Spójrz na mnie — nakazał.
Popatrzyła mu prosto w oczy, nieświadomie wbijając paznokcie w jego plecy. Rumieńce na jej policzkach pozostawały czerwone, a brązowe oczy błyszczały pożądaniem. Nie potrzebowała więcej niż paru ruchów.
Zaczęła spazmatycznie oddychać, Draco poczuł, jak jej drobne ciało charakterystycznie się napina, a jej pochwa zaciska się na jego palcu.
— Dracon! — krzyknęła, zadrapując jego skórę na plecach.
Jeszcze jeden ruch. Brązowe oczy zaszły mgłą, a potem ona wygięła się w łuk.
— Dracon…
Złożył delikatny pocałunek między jej piersiami, kiedy łapała ostatnie chwile orgazmu.
Opadła na poduszki, głęboko oddychając i czując mocne bicie serca. Wciąż drżała. Draco położył się obok niej i przyłożył mokre palce do jej ust.
— Zobacz, jak smakujesz — wychrypiał.
Przejechała językiem po jego dłoni i przysunęła się do niego jeszcze bardziej. Po chwili całowała go dziko, napierając na jego ciało.  Zniżyła się do jego szyi, a potem torsu, wplatając palce w jego włosy i wodząc koniuszkiem języka po jego skórze. Potem znowu pocałowała go namiętnie w usta. Długo się od niej nie oderwał się, a kiedy stwierdził, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej, wstał z łóżka i ściągnął bokserki.
Nie odwróciła wzroku, chociaż widział jej zawstydzenie. Rozkoszował się przez moment tym widokiem, później znowu ułożył się wygodnie między jej nogami, rozszerzając je, i pochylił się nad nią. Wszedł w nią powoli, rejestrując jej reakcję. Hermiona niemalże się uśmiechnęła. To było dla niej nadal nowe uczucie, ale tym razem prawie nie zabolało. Co więcej Hermiona pragnęła czuć Dracona i zamruczała zadowolona, gdy zaczął się w niej poruszać. Oplotła go łydkami w pasie, by było im wygodniej, przymknęła oczy i skupiła się na jego ruchach. To, co czuła, nie dało się opisać słowami. Przestała myśleć, tak jak na początku jej nakazał. Nie obchodziło ją, że to właśnie Draco Malfoy. Merlinie, pragnęła, żeby ta noc się nie skończyła. Podejrzewała, że to i tak tylko namiastka tego, co mógł z nią zrobić. Teraz zgodziłaby się na wszystko. Wreszcie zrozumiała opisy w książkach i zachwyty koleżanek. To było najprzyjemniejsze uczucie na świecie.
Draco przyśpieszył i oboje zaczęli pojękiwać. Wplotła palce w jego włosy, z zachwytem obserwując jego twarz. Spocona, zaróżowiona, z rozchylonymi ustami. Jego oddech nadal pachniał brandy. Przylgnęła do niego najmocniej, jak potrafiła. Powędrowała dłońmi na jego barki. Nie ogarnęło ją to obezwładniające uczucie, które przeżywała chwilę wcześniej, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Dracon Malfoy jęczał coraz głośniej w jej objęcia.
W końcu poczuła pod palcami, jak on sztywnieje.
— Powiedz moje imię, Draco — tym razem to ona mu coś nakazała, a zrobiła to najbardziej zmysłowym głosem, na jaki ją było stać.
Widziała, jak Dracon przestaje nad sobą panować. Nadszedł czas na jego ostatnie, najgwałtowniejsze ruchy.
— Hermiona!
Wytrysnął w niej i Hermiona krzyknęła, ponownie wbijając paznokcie w jego barki. Wyraz błogiego rozluźnienia i piekielnego zmęczenia pojawił się na jego twarzy chwilę przed tym, jak opadł na nią. Oboje głośno oddychali, mając na ustach szerokie uśmiechy.
Draco przetoczył się na plecy, a Hermiona szepnęła:
— Dziękuję.
— Cała przyjemność po mojej stronie — wydusił, próbując opanować oddech.
Może seks z Hermioną Granger nie wyląduje w jego dziesiątce najlepszych, ale w dziesiątce najoryginalniejszych ze względu na partnerki zajmie pierwsze miejsce.
Okrył ich pierzyną, następnie przygarnął dziewczynę do siebie, a ona niepewnie splotła palce swoje i jego. Każde z nich wolało ciszę od słów.
Świat mógł runąć jutro.
***
Doczekaliśmy się! Tak, upragniony rozdział pt. "Wesele" zawitał na Smoczą Opowieść, a ja mam do Was pytanie. Usatysfakcjonowani? Nie mogę się doczekać Waszych opinii! Za każdym razem, gdy w komentarzach pisaliście, że z niecierpliwością wypatrujecie właśnie dnia ślubu Billa i Fleur, ja uśmiechałam się od ucha do ucha ^^
Tyle wspaniałych słów za każdym razem od Was otrzymuję. Nie jestem w stanie dostatecznie Wam za nie podziękować. Jesteście najlepsi na świecie!
💗💗💗💗💗💗💗💗💗
Zapraszam serdecznie na mojego mejla (martwiała@gmail.com) oraz ask.fm/martwiala
Do następnego rozdziału! ;*

24 komentarze:

  1. Tak!! Jestem bardzo usatysfakcjonowana, to był chyba twój najlepszy rozdział. Życzę weny i oby tak dalej 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się niezmiernie, że Ci się podobało! ^^
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Droga Autorko! Jestem osobą, którą uwielbia pisac długie komentarze, wyszczególniać wszystko, ale dzisiaj... brak słów. Naprawdę nie wiem, co napisac (oczywiście jest to jak najbardziej pozytywne uczucie). Ten rozdział jest najlepszy, po prostu. Niesamowity, genialny, wyjątkowy. I ja.. naprawdę nie wiem, co więcej napisac. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Mój komentarz jest bardzi krótki, ale uwierz mi - sprawić żebym zaniemówiła jest naprawdę ciężko. Tobie się to udało. Gratuluję niesamowitego rozdziału. Życzę duuużo weny i pamiętaj, milczenie jest złotem, a w moim przypadku szczególnie💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Sarah12!
      Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, przeczytawszy Twój komentarz ^^ Twoje milczenie mnie niezmiernie uszczęśliwiło. Bardzo Ci za nie i za ten wspaniały komentarz dziękuję! ^^
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedz😊 Nie mogę doczekać sie kolejnego rozdzialu tej niesamowitej, wyjątkowej, przecudownej (mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale już wystarczy) opowieści 💗

      Usuń
    3. Natomiast ja nie potrafię doczekać się Twoich następnych komentarzy! ^^ :)

      Usuń
  3. Bardzo jestem zadowolona z pojawienia się tego rozdziału 💗💗💗
    Czekam z niecierpliwością na kolejny, a w nim mam nadzieję "poranek". Coś mi mówi że niedługo prawdziwa torzsamość Jonathana może się ujawnić poza Norą.. ale zobaczymy :D
    Nie mogę się doczekać kolejnych części 💗💗💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twój komentarz!
      Zobaczymy, jak potoczy się wszystko w następnym rozdziale i czy Twoja intuicja dobrze Ci podpowiada ;)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Aaaaaa! Akcja się rozkręca <3. Dziękuję za takie szybkie dodanie rozdziału, jest mega <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz! :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Uff, wreszcie znalazłem chwilę wolnego, to i napiszę jakiś komentarz. Tak, jestem pracoholikiem (z przymusu, ale jednak)i nie istnieje dla mnie pojęcie życia prywatnego.

    Czy już kiedyś wspomniałem, że Harry jest nudny? Wieczne braki odpowiedzi, posyłanie wściekłych wspomnień i zgrzytanie zębami. Niech się wreszcie zepnie i zrobi jakąś awanturę na linii z fretką, bo by się przydała iskra. Ale taka zła iskra. Bo te z zupełnie innej beczki się pojawiły :D

    Co do tego, to... tym mnie zagięłaś. Jestem prostym człowiekiem, to spodziewałem się prostego rozwiązania wesela. Myślałem o czymś kanonicznym, jednak takie poprowadzenie wydarzeń wywołało mój uśmiech.

    Co do innych weselników. Bliźniacy? Zawsze najlepsi, największe swojaki wśród rudzielców. Szkoda mi Charliego, bo wydaje mi się, że znam z różnych źródeł jego stan. Lovegoodowie zawsze mnie zadziwiali swoim szaleństwem - co powiedziało Lunie, że to Draco? :)

    Wracając do początku, urzekło mnie opisanie ogółu wesela. Odniosłem wrażenie, że mógłbym na spokojnie zorganizować plan, ekipę, pierdyliard statystów (plus ewentualne peruki, żeby ustylizować ich na rudowłosych) i kręcić to. By było swojsko, bo wyraźne zaznaczyłaś, że była staropolska potrawa narodowa.

    A zakończenie... czy naprawdę wymaga dodania czegoś? :)

    Dzisiaj dość krótko, jutro mam dwunastogodzinną zmianę, toteż potrzebuję wykorzystania ostatnich wolnych godzin na sen. Nawet jeśli nie widać moich komentarzy pod każdym rozdziałem (lub samych moich rozdziałów), to wciąż gdzieś tam egzystuję i zaglądam co jakiś czas.

    Kreślę z szacunkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, jaki to jest ból, drogi Raijin, kiedy ma się wakacje i nie ma się czasu? To jest dopiero tragedia, zwłaszcza w perspektywie zbliżających się studiów.
      Jeśli chodzi o Harry'ego... cóż, jak to mówi mądre angielskie (chyba) przysłowie: Be careful what you wish for ;)
      Myślałam o rozwiązaniu bardziej kanonicznym, ale Smocza opowieść wtedy stałabym się niemalże kalką siódmego tomu, a to chyba nikogo by nie satysfakcjonowały ;)
      Bliźniacy muszę zostać bliźniakami, bo w innym wypadku byłby to gwałt na kanonie. Charliego także mi szkoda. Nie zasłużył sobie chłopak na to :( Co do Luny, Draco sam powiedział, że to te jego oczy :D A tak naprawdę, to Luna widzi więcej niż inni, a nasz Dracon nie jest aż takim ekstra aktorem, żeby całkowicie pozbyć się swojej "malfoyowości" :)
      Bardzo Ci dziękuję za tak miłe słowa i cieszę się, że zakończenie Ci się podobało ^^ Podzielasz opinie naszej dwójki xd
      Wszystko rozumiem! Nie przejmuj się, liczy się to, że czytasz, podoba Ci się i kiedy możesz zostawiasz po sobie znak ;)
      Pozdrawiam serdecznie i życzę więcej wolnego czasu! ^^

      Usuń
  6. Cześć! ♡
    No cóż, takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Jednak gdzieś tam moja podświadomość mówiła, żebym pamiętała o Twojej aluzji z poprzedniej notki pod rozdziałem.
    Śmierciożercy przegrali w Ministerstwie, więc wnioskuję, że Rufus przeżył, a ataku na Norę już nie będzie. A skoro Minister nie został zabity, Voldemort nie może przejąć kontroli nad Ministerstwem, obsadzając na stanowisku Scrimgeoura kogoś, kto wykonuje jego rozkazy. Naprawdę jestem ciekawa, jak to może wpłynąć na losy bohaterów.
    Zastanawiam się też nad tym, czy wkrótce coś się nie stanie, bo mam wrażenie, że ta, jak to nazwę, sielanka nie potrwa długo, trochę jak cisza przed burzą.
    A teraz mój ulubiony wątek w tym rozdziale. ♥♥♥ Wprost kocham, gdy autorzy przedstawiają Lunę jako osobę, która widzi więcej niż inni. Może właśnie ze względu na to, jaka jest, skupia się na kompletnie innych rzeczach niż inni, dzięki czemu dostrzegła, kim tak naprawdę jest tajemniczy mąż Hermiony. Uwielbiam jej spojrzenie na świat i mam nadzieję, że to nie będzie ostatni epizod z Luną.
    I powiedz mi, czy się nie mylę, ale wydaje mi się, że to Twój dotychczas najdłuższy rozdział.
    Znowu znalazłam klika źle postawionych przecinków. Nie było ich jakoś dużo, żeby utrudniały czytanie, ale zwracam uwagę. Wyłapałam też śmieszny błąd, ale to pewnie przez roztargnienie, bo później ten wyraz jest poprawnie napisany. A mianowicie przy opisie sukienki Hermiony pojawia się słowo dekold, ale, jak już pisałam, to zapewne wina roztargnienia.
    I jeszcze jeden. W zdaniu " Nie był kretynem, żeby za szybki numerek w pszenicy Weasleyów przepłacić rozpoznaniem prawdziwej tożsamości Smarta i trafieniem do Azkabanu." zamiast słowa przepłacić powinno być przypłacić.
    I jeszcze na koniec powiem, że rozdział bardzo mi się podobał i czekam na następny.
    Pozdrawiam! ♡
    Frida

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! ^^
      Bardzo dziękuję za Twój komentarz!
      Nie chciałam rozwiązywać wesela w sposób kanoniczny, ponieważ to wiele by to skomplikowało i tak naprawdę mielibyśmy drugi raz "Insygnia Śmierci" co chyba mijałoby się z celem.
      Trafiłaś w punkt! Luna widzi więcej, zawsze tak było. Dla mnie to jak najbardziej naturalne i niemalże oczywiste, że Luna musiała go rozpoznać, tak, jak rozpoznała Harry'ego.
      To prawdopodobnie jest najdłuższy rozdział, jaki opublikowałam tutaj. Nie jest on za to najdłuższym, jaki kiedykolwiek napisałam ;)
      Rozdział nie był betowany. Ostatnio tak wyszło, że jakoś mijałyśmy się z moją betą :( Ale obiecuję, że błędy zostaną wkrótce poprawione! ^^
      Ponownie bardzo Ci dziękuję za komentarz i pozdrawiam bardzo gorąco! ^^

      Usuń
  7. Szanowna Autorko,
    pierwszy raz znajduję chwilkę na komentarz!

    Twoje opowiadanie jest interesujące- bardzo lubię je czytać i nie ukrywam, że często w sekundzie wolnego zaglądam czy jest jakaś nowość!
    Ten rozdział skradł moje serce- jest naprawdę długi, ładnie i zgrabnie napisany. Ah, no i przede wszystkim CIEKAWY!
    Cieszę się, że nieco zmieniasz kanonowe wydarzenia, bo to nadaje Twojej opowieści pierwiastka nadzwyczajności.
    Bardzo dobrze, że rozwijasz konkretnie wątek uczucia Draco i Hermiony- w wielu opowiadaniach błędem jest właśnie zbytnia rozwlekłość, a Ty szast-prast i jest- wywołując w Nas czytelnikach uśmiech ;)

    Również wyłapałam troszkę błędów, ale nie mają one znaczące wpływu na ogólny odbiór.

    Gratuluję, przeczytanie tego rozdziału to czysta przyjemność! ;)

    Liczę, że szybko pojawi się kolejny rozdział!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za przemiły komentarz i za poświęcony czas! ^^
      Smocza opowieść zajmuje szczególne miejsce wśród moich opowiadań, więc staram się, jak mogę, aby wyszła jak najlepiej. Mam nadzieję, że uda mi się ją dokończyć w dobrym stylu ^^
      Tak, Dramione często jest oderwane od rzeczywistości. Z takimi charakterami, jakie posiadają Draco i Hermiona, typowa komedia romantyczna jest, moim zdaniem, niemożliwa i dlatego Smocza opowieść na razie tak się toczy ;)
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
      Rozdział nie był betowany, to dlatego. Przepraszam i obiecuję poprawę!

      Usuń
  8. ''(...)Długo się od niej nie oderwał się, a kiedy stwierdził, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej, wstał z łóżka i ściągnął bokserki.'' (byl jedynie w samych skarpetach). Nie miej mi tego za zle, to moj spaczony charakter i absurd, ktory wciskam wszedzie. Pochwala za dlugi rozdzial (cheers lass!) i za nie-olewanie postaci drugoplanowych! Czekam na wiecej przygod baraszkujacych Hermiony i Draco (moze dodasz mu te skarpetki?).
    Pozdrawiam! Hannah, wczesniej jako Girts vel ciotka Tessie 2.0.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Nie mam Ci tego za złe, oczywiście, że nie! XD Postanowiłam nie wspominać o skarpetkach, bo one nigdy nie są romantyczne ;D Muszę rozważyć dopisanie jednego zdania z nimi w roli głównej ;)
      Bardzo dziękuję za Twój komentarz! Zobaczymy, jak rozwinie się ich "romans" :)
      Również pozdrawiam bardzo serdecznie! ^^

      Usuń
    2. mam nadzieje, ze ich l'amour bedzie hotter than hell;) milo sie tu czyta:)

      pzdr!

      Usuń
  9. Hejo hejooo ;D
    Wpadłam spóźniona, bo w tym całym zamieszaniu zdołałam wylapać dopiero teraz, że nie skomentowałam rozdziału! Dopiero zaginiona scena dała mi przysłowiowego pstrycza w nos.
    Czekałam na wesele. czekałam i czekałam. Bo coś mi świtało, że to będzie przełomowa noc w życiu Draco i Hermiony. I nie spodziewałam się, że aż tak przełomowa! Jetem kompletnie zaskoczona, ale oczywiście cieszę się jak głupie dziecko ;D A niechaj im się teraz wiedzie, a co! W każdym bądź razie akcja u Ciebie gna niczym nasze pendolino, a mi nie pozostaje nic innego, jak tylko wsiąść i zapiąć pasy, bym nie wypadła na następnym zakręcie. Serio, oniemiałam. I teraz jestem w stanie powiedzieć tylko tyle.
    Biję brawo, robię pokłony, a przy okazji kładę się posłusznie, bo jak wiadomo padłam, leżę i za Chiny Ludowe stąd teraz nie wstanę.
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo hejooo :D
      I się doczekałaś!^^ Po przeczytaniu Twojego komentarza stwierdzam, że bardzo Ci się podobało, z czego jestem niezwykle zadowolona :D
      Miałaś dobre przeczucia. Rozdział "Wesele" i w oryginale był kluczowy, więc pomyślałam, że w Smoczej opowieści też powinien być :)
      Akcja gna, ale zobaczymy, czy w pewnym momencie nie wyhamuje ;) Natomiast jestem szczęśliwa, że wywołałam u Ciebie taką reakcję ^^
      Ja również się Tobie kłaniam i uśmiecham, że nadal pozostajesz na podłodze :D
      Pozdrawiam serdecznie! ^^

      Usuń
  10. Cóż za niedopatrzenie z mojej strony! Przeczytałam rozdział już dawno temu i teraz wchodząc na bloga czekając na kolejny rozdział którego niestety jeszcze nie widze stwierdziłam że poczytam sobie komentarze - z nadzieja ze napisałaś cos o kolejnym rozdziale i jego publikacji. A tutaj wielkie zaskoczenie - nie zostawiłam po sobie złamanego knuta. Bije pokłony i proszę o wybaczenie :( jestem nierozgarniętą pandą :(
    Co do rozdziału - WOW. Jestem troche zaskoczona, ale patrząc na szybkość rozwijania się relacji miedzy Draco i Hermioną nie powinno mnie to zdziwić :D Niemniej jednak jestem bardzo tym uradowana, gdyż iż ponieważ uwielbiam momenty jak miedzy naszą ukochaną parką dzieje się dobrze 😍 Jestem bardzo ciekawa, co szykujesz dla nas w kolejnym rozdziale. Teraz to mogę się już spodziewać wszystkiego - ciąża, atak Rona No normalnie wszystkiego. Dlatego nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Kończę ten komentarz bo na telefonie strasznie cieżko sie pisze :( obiecuje dłuższy komentarz pod następnym rozdziałem :)
    Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ukochana pando, jesteś najmilszą pandą, jaką znam, i wybaczę Ci każde opóźnienie, czy przeoczenie! ;)
      Też się cieszę, gdy Draco i Hermiona są szczęśliwi. A tej nocy chyba byli, coś mi tak podpowiada :)
      Cóż mogę powiedzieć co do rozdziału dwunastego: tego się NAPRAWDĘ nie spodziewałaś :D Rozdział świeżutki, cieplutki i trochę przemoknięty ze względu na pogodę u mnie właśnie wylądował na "Smoczej opowieści". Mam nadzieję, że również Ci się spodoba!
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń

Copyright © 2017

Autor: Martwiała
Belka: Godło Hogwartu "Nigdy nie łaskocz śpiącego smoka"
Szablon: Martwiała; portret Dracona autorstwa edarlein
Tło wykonałam sama, korzystając z kodów CSS znalezionych na Tajemniczym Ogrodzie, Graphical Thoughts i Land of Grafic.
Słowa na szablonie: Godło Hogwartu "Nigdy nie łaskocz śpiącego smoka" i tytuł opowiadania
Favikona: Ayrton Jordan


Szablon dostosowany do przeglądarki Internet Explorer, Firefox, Google Chrome.


Wszystkie prawa zastrzeżone.

Obserwatorzy