Jednak następnego dnia nie stało się nic szczególnego
poza tym, że ponownie obudził się u boku Hermiony Granger, a w nocy został
przez nią czterokrotnie pokopany. Wyglądało na to, że Granger rzuca się przez
sen jak nieokiełznany hipogryf.
Dzień wesela w końcu nadszedł. W Norze panował gwar już
od bladego świtu. Granger wstała razem z pianiem koguta Weaasleyów i próbując
go nie obudzić (nie udało się), wyszła z pokoju. Razem z pozostałymi kobietami
zamknęły się w pokoju państwa Delacour, przygotowując pannę młodą.
Pogoda się uspokoiła i nareszcie przypominała lato. Zza
gęstych ciemnych chmur wyszło słońce i znacznie się ociepliło.
Po śniadaniu Artur Weasley poprosił Dracona o pomoc w
ustawianiu namiotu.
— Różdżka moich synów nie powinna sprawiać przy tym
problemów — szepnął do niego, gdy wychodzili na dwór, a zaraz potem podał
nieprawdziwą różdżkę.
Podnosili już dach namiotu, gdy jeden z bliźniaków
krzyknął:
— Co tu przywiało ministra magii?
Rzeczywiście, Rufus Scrimgeon, przypominający z wyglądu
lwa, zmierzał ku nim sztywnym krokiem.
— Witam, panie Weasley — powiedział natychmiast, gdy
zobaczył Artura.
— To dla nas zaszczyt, panie ministrze — odpowiedział
Weasley. — Czym zawdzięczamy pańską wizytę?
Scrimgeon powiódł podejrzliwym wzrokiem po braciach
Weasleyach i zatrzymał się na Draconie. Młody Malfoy był jedynym, którego nie
rozpoznawał.
— Przyszedłem porozmawiać z panem Potterem, panną Granger
i pana najmłodszym synem.
— Niestety, Ron ma smoczą opryszczkę, więc rozmowa z nim
nie będzie możliwa — odparł miłym tonem pan Weasley. — Ale już wołam Harry’ego
i Hermionę.
— Co to za jeden? — rzucił minister, wskazując głową na
Draco, który zesztywniał.
Czy minister potrafiłby w Jonathanie rozpoznać Dracona?
Ministerstwo Magii szukało go od końca czerwca, zacierając ręce na myśl o
wtrąceniu go do Azkabanu.
— To Jonathan — odrzekł Artur zwyczajnym tonem. — Mąż
Hermiony.
Minister nie ukrywał szoku.
— Panna Granger wyszła za mąż?
— Wysłali panu zaproszenie na ślub, panie Scrimgeour —
zełgał uprzejmie Artur.
Minister zmarszczył brwi.
— Bardzo prawdopodobne, że niedawno znalazłem jakieś na
biurku — powiedział.
Pan Weasley odprowadził ministra do drzwi. Wrócił po
kilku chwilach, podszedł do Draco i oznajmił przyciszonym tonem:
— Nie poznał cię. Wygląda na to, że ministerstwo musiało
odłożyć na jakiś czas twoje poszukiwanie.
— Coś się dzieje? — Draco nie mógł się powstrzymać od
zadania tego pytania. Tak bardzo był głodny wieści z magicznego świata.
— To, co zwykle. Nie potrafią poradzić sobie sami ze sobą
— zakpił Artur.
Minister Magii wyszedł po pół godzinie, gdy namiot stał
już przygotowany na wesele. Granger mignęła Draco między państwem Delacour,
wołając:
— Widzimy się na przyjęciu.
W ręku ściskała malutką książeczkę. Potter posłał mu to
samo nudne Przy-Najbliższej-Okazji-Cię-Zabiję spojrzenie i podążył za
przyjaciółką na piętro. Młody Malfoy niechętnie także udał się do swojego
pokoju. Sztab rozchichotanych ciotek i równie zboczonych, co ciotka Tessie,
wujków miał się zwalił co Nory lada moment. Nadszedł czas by się przebrać.
W pokoju znalazł duże lustro i kosmetyki. Granger musiała
je przywołać, bo on na razie wolał nie używać różdżki. Nie wiedział, czy na
Norę nie rzucono zaklęć kontrolujących przepływ magii.
Od ich pocałunku na kanapie nic się między nimi nie
zmieniło. Oboje byli dorośli i wiedzieli, że nic on nie znaczył. Tak, jakby w
ogóle się nie wydarzył.
Różdżkę od Granger Dracon wsadził głęboko do kieszeni
szaty. Popatrzył w lustro i stwierdził, że Jonathan w okularach, z brązową
kitką i w eleganckiej szacie wygląda dobrze. Żałował, że Dracon tak nie mógł.
Zszedł na pierwsze piętro. Wolał nie spotykać hordy
Weasleyów i oddziału Aurorów, dopóki nie było to konieczne. Po około kwadransie
zapukał cicho i zawołał:
— Czekam na ciebie. — Granger była kobietą (w dodatku
ostatnio zaczęła się malować), mógł więc stać tu do końca wesela.
— Jeszcze chwileczkę! — usłyszał jej radosny głos.
Granger i Ruda zaczęły chichotać, a potem piszczeć. Dziewczyny są dziwne, pomyślał Draco,
poprawiając mankiety. Spinki były wykonane ze złota goblinów (rozpoznał po
zdobieniach) i zastanowił się, skąd Zakon na to wszystko bierze pieniądze.
Zrzucają się co miesiąc czy raczej okradają swoje ofiary?
Niedane mu było jednak przemyśleć to dokładnie, ponieważ
drzwi pokoju Rudej się otworzyły.
— O rany… — szepnął Grzmotter, który nie wiadomo jak,
znalazł się tuż za Draconem.
Draco, choć milczał, musiał to przyznać. Granger
wyglądała… dobrze.
Miała na sobie pudroworóżową koronkową sukienkę do kolan
z dekoldem w łódkę i szpilki. Nie przesadziła jednak z różem. Nie wyglądała za
słodko. Wyglądała bardzo dziewczęco, zwłaszcza że spięła włosy po bokach, a
reszta loków spływała na jej plecy.
— I jak wam się podobamy, chłopcy? — spytała ze śmiechem
Ruda, która jako druhna musiała ubrać się w sukienkę wybraną przez panią młodą,
złotą, ze sporym dekoltem i długą do ziemi.
— Eee… — odparł wyjątkowo elokwentnie
Chłopiec-Który-Nie-Widział-Ładnych-Dziewczyn.
Dracon nadal milczał, nie chcąc się skompromitować. Może
nie sam wygląd Granger wywołał w nim szok, ale to, że ona rzeczywiście była
ładna. I stwierdzał to całkowicie obiektywnie.
Ruda wybuchła śmiechem po raz kolejny.
— Może już powinniśmy iść, co?
Grzmotter ochoczo pokiwał głową, co Draco zauważył kątem
oka. Granger zaczęła coś poprawiać przy dole sukienki.
— Ginny, mam wrażenie, że się ześlizguje. — Jej twarz
pokryła się nieznacznym rumieńcem.
—Hermiona, zostaw! — Ruda klepnęła ją po palcach i
poprawiła sukienkę. — Żadna podwiązka ci się nie ześlizguje… a nawet jeśli, to
Jonathan ci ją poprawi, nie?
— Czy ty jesteś już po dwóch głębszych, Ruda? — zapytał
swobodnie Dracon, użyczając czerwonej Granger swoje ramię.
— Jednym — poprawiła go w odpowiedzi Ginny. — Nie
widzisz, w co mnie Flegma ubrała? Długa sukienka jakbym była starą babą!
— Ginny, twoja sukienka jest świetna — powiedziała
Granger z pocieszającym uśmiechem na twarzy.
— Dziękuję, Hermiona, ale i tak ci nie wierzę.
*
Ród Malfoyów był spory. Jeśli liczyć wszystkie powiązania
z innymi arystokratycznymi rodami Wielkiej Brytanii i Francji był ogromny. Ale
nie byłby w stanie przebić rodziny Weasleyów.
Draco prawie dostał zeza, widząc tyle rudych głów. Każdy
witał się z każdym, śliniąc się i płacząc po pocałunkach w pulchne albo
wysuszone policzki. Pod jednym namiotem wypełnionym białymi kwiatami i
nakrytymi białym materiałem krzesłami zebrała się prawie cała magiczna Anglia.
Granger zdawała się chcieć go o coś zapytać, ale do tej
pory nie zebrała się na odwagę. Nie miał pojęcia, dlaczego to przyszło mu do
głowy, ale powiedział cicho:
— Ładnie wyglądasz.
Dziewczyna od razu się uśmiechnęła z ulgą.
— Dzięki — odpowiedziała. — Myślałam, że ci się nie… —
zamilkła natychmiast, uświadamiając sobie, że się wygadała. Pragnęła
prezentować się nienagannie jako żona Jonathana Smarta. Przeczytała o magicznej
arystokracji niejedną książkę i wiedziała, że małżonki wysoko urodzonych
mężczyzn zawsze noszą się z gracją i elegancją. Draco w takim środowisku się
wychował. Potrafił więc ocenić to w sposób, w jaki ona nigdy by się nie
nauczyła. Miała więc nadzieję, że powiedział prawdę.
— Jest dobrze — rzekł, patrząc na ciotkę Tessi klepiącą
po zadku jakiegoś łysego czarodzieje.
— Musimy mówić do sobie po imieniu — przypomniała mu szeptem,
chcąc zmienić temat. Zrobiła to niepotrzebnie. Przecież ostatnio ciągle nazywał
ją „Hermioną”. Sprawiało mu to minimalny dyskomfort. Granger zawsze miała
pozostać Granger, tak jak Potter Grzmotterem.
— Hermiono, cholibka! — rozległ się tubalny głos za ich
plecami. Granger odwróciła się na pięcie i przytuliła do Rubeusa Hagrida,
puszczając ramię Dracona.
— Hagrid!
— Tośmy się z miesiąc nie widzieli, a ty mężusia
znalazłaś, cholibka!
Hagrid nie wiedział, że Jonathan to Dracon. Zakon Feniksa
malował się Draconowi w zupełnie innych barwach, niż się by tego spodziewał.
Granger odsunęła się od półolbrzyma i ścisnęła rękę
Dracona.
— Zakochałam się, Hagridzie — odparła ze łzami w oczach.
Tak bardzo się ucieszyła, widząc Hagrida. — Naprawdę się zakochałam… Hagridzie,
to mój mąż, Jonathan. Jonathan, to mój przyjaciel, Rubeus Hagrid, strażnik
kluczy i gajowy w Hogwarcie.
— Hagrid, znaczy się. — Półolbrzym wyciągnął swoją wielką
jak stolik do kawy dłoń.
— Bardzo mi przyjemnie — odpowiedział Dracon, ściskając
rękę i patrząc na Hagrida. Pierwszy raz się do niego uśmiechał.
— Czemuście mnie nie zaprosili na wesele? — spytał z
wyrzutem Hagrid.
— Przepraszamy, Hagridzie, ale to działo się tak szybko —
wyznała ze wstydem Granger.
— Cholibka, szkoda — powtórzy Hagrid. — Dba o ciebie?
— Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego mężczyzny —
odpowiedziała Hermiona, wtulając się w Draco, który dla lepszego efektu objął
ją w pasie.
— Odbiłeś Hermionę naszemu Ronowi. Biedak, pewnie się
załamał, cholibka, dlatego się rozchorował — powiedział Hagrid, a Draco
popatrzył skołowany na Granger. Przecież Hagrid był w Norze, kiedy Wieprzlej ją
atakował. Trzymał wierzgającego Grzmottera.
— Nigdy nie byliśmy z Ronem na poważnie — odpowiedziała nieco
sucho dziewczyna. — A Jonathan to miłość mojego życia. Jestem tego pewna…
Przepraszam, Hagridzie, ale musimy już zajmować miejsca. Powodzenia z Madam Maxim. Powinna się tu
zjawić lada chwila.
Granger pociągnęła Dracona za rękę, zanim Hagrid zdołałby
cokolwiek odpowiedzieć.
— Hagrid jest wspaniały i nie można by sobie wyobrazić
wierniejszego przyjaciela albo członka Zakonu Feniksa, ale lubi alkohol —
wytłumaczyła cicho, widząc pytające spojrzenie Dracona. — Na potrzeby wesela
Zakon zmienił mu pamięć.
— Nie boisz się, że tobie też kiedyś Zakon zmieni pamięć
na jakieś potrzeby? — zapytał lekko kpiącym tonem Draco.
Nie odpowiedziała.
Zajęli swoje miejsca w pierwszym rzędzie, niestety obok
Wybrańca. Siedząca po drugiej stronie przejścia pani Delacour wyartykułowała
„Ślicznie wyglądacie”. Granger podziękowała skinieniem głowy i również bez słów
zapewniła kobietę, że prezentuje się bardzo dobrze.
Wszędzie aż roiło od Aurorów w ich służbowych pelerynach.
Uważnie wodzili wzrokiem po zebranych, w każdej chwili gotowi do odparcia
ataku.
— Przy odrobinie szczęścia nawet nie zwrócą na ciebie
uwagi — szepnęła Granger do Dracona. — Kingsley mówił, że zdążyli już
prześledzić całą historię życia Jonathana. Nie wzbudziła ona ich najmniejszych
podejrzeń.
Muzyka zaczęła dochodzić znikąd. Bill i Fred (albo George)
Weasleyowie zajęli swoje miejsca pana młodego i drużby. Draco popatrzył w
stronę, gdzie siedział Artur, Molly i George (albo Fred). Nie było Charliego.
Spytał się Granger, gdzie podział się drugi w kolejności syn pana Weasleya.
— Chyba jest gdzieś z tyłu — odpowiedziała zmienionym
głosem.
— Dlaczego?
Granger rozglądnęła się po zebranych.
— Powiedzmy, że francuski urok panna młoda nie rzuciła
tylko na najstarszego brata — wyszeptała.
Draco rozszerzył oczy ze zdziwienia. Dopiero teraz
uzmysłowił sobie, że Charlie rzadko jadał z nimi posiłki, wymawiając się
pracami domowymi, nie rozmawiał z Billem i unikał Fleur. Wiedział, że uczennice
z Beaubatoux mają specyficzne poczucie moralności, ale…
Wszyscy wstali. Fleur kroczyła ze swoim ojcem środkiem,
między rzędami krzeseł.
— Szanowni państwo — rozpoczął mistrz ceremonii, gdy pan
Delacour podał dłoń Fleur Billowi i młodzi stanęli obok siebie na podeście —
zebraliśmy się tu dzisiaj…
Hermiona pociągnęła nosem. Nie zamierzała się rozklejać,
jednak widok Billa w odświętnej szacie i Fleur w białej sukni i welonie na
głowie podziałał na nią bardziej, niż by sobie tego życzyła. Ją to miało nigdy
nie spotkać. Chciała, by jakiś mężczyzna choć raz spojrzał na nią z miłością,
tak jak Bill patrzył na Fleur. By ją przytulił i powiedział, że ją kocha. Że
jest dla niego jedyną kobietą na świecie.
Chciała mieć huczne wesele, które przygotowywałaby wraz z
nim przez długie miesiące i suknię, którą wybierałaby równie długo. To było
takie zwyczajne. Normalne życie. Randki, zaręczyny, ślub, wesele, dom, dzieci.
Tak żyli normalni ludzi. Czy właśnie dlatego tego pragnęła?
Państwo młodzi po raz pierwszy oficjalnie się pocałowali.
Rozległy się gromkie brawa. Potem ustawiła się kolejka z życzeniami.
Minęło dużo czasu, zanim wszyscy goście życzyli Billowi i
Fleur szczęśliwego i wspólnego dożycia reszty lat, jakie im pozostały.
Kieliszki same napełniły się szampanem, a Draco usiadł przy stoliku z Granger,
Potterem, wilkołakiem Remusem Lupinem i jego żoną Ninfadorą Tonks. Po
wymienieniu sztywnych uprzejmości i wypiciu za zdrowie nowożeńców doskoczyła do
nich Pomyluna Lovegood.
— Harry, Hermiona, ale się za wami stęskniłam! —
wykrzyknęła.
Była ubrana w neonowożółtą sukienkę. Obok niej stał
mężczyzna z długimi białymi włosami i w szacie tego samego koloru, co sukienka
Pomyluny.
— To mój tato — przedstawiła go wszystkim.
— Ksenofilius Lovegood — powiedział. — Bardzo mi miło
poznać przyjaciół mojej kochanej Luny.
Kiedy Potter stanął przy nim, ciągnął:
— Wszyscy w pana wierzymy, panie Potter. To, co pisze
Prorok Codzienny, to wierutne bzdury. Na szczęście przybywa czarodziejów,
którzy zaczynają to dostrzegać. My, w Żonglerze, odsłaniamy niewygodną dla
Ministerstwa prawdę. Mam nadzieję, że popiera pan to, co piszemy.
— Eee… tak, oczywiście — odparł Potter, a Draco był
pewny, że Wybraniec już od dawna nie czytał tego jakże cennego i
opiniotwórczego tytułu, jakim był Żongler.
— Bardzo się cieszę! — wykrzyknął Ksenofilius.
— Hermiono, pięknie ci w tej sukience — pochwaliła
Granger Pomyluna.
— Twoja sukienka też jest… oryginalna, Luno —
odpowiedziała dziewczyna. — Nie przedstawiłam ci jeszcze mojego męża. To jest…
— Ależ my się znamy! — zachichotała Pomyluna. — Chodzimy
przecież do tej samej szkoły!
Draco zesztywniał i zerknął nerwowo na Grzmottera i
Lovegooda. Dzięki Merlinowi, nie usłyszeli tej wariatki, prawie się przytulając
do siebie, ożywieni rozmową. Lupin i Tonks popatrzyli na Lunę, sięgając po
różdżki. Byli przygotowani na ich użycie w razie zagrożenia. Czy było
prawdopodobnym, że rozpoznała Draco?
— Nie, Luna, coś ci się pomyliło — pokręciła głową
Hermiona. — To Jonathan…
— Hermiona, nie martw się, nikomu nie powiem — zapewniła
i dodała przyciszonym głosem. — Nie sprawiasz wrażenia, jakby było ci ciężko
udawać męża Hermiony, Draco.
Młody Malfoy spojrzał na Granger. Co miał odpowiedzieć?
Skąd Pomyluna wiedziała, że to on, skoro nawet Hagrid się nie zorientował?
Chociaż jeżeli o niego chodziło, to pewnie oprócz Obliviate dostał od swoich
przyjaciół jeszcze parę inny zaklęć. Tak na wszelki wypadek.
— Luna… — spróbowała Hermiona raz jeszcze, ale Luna jej
przerwała:
— Pasujecie do siebie — rzekła. — O wiele lepiej niż ty i
Ron. Jak on mógł zrobić to teraz tobie i Harry’emu? Dlatego go tu nie ma, nie?
Zrobił coś okropnego? Zdradził was i Zakon Feniksa?
— Jak się o tym wszystkim dowiedziałaś? — zapytał
rzeczowo Lupin.
— Nikt mi nie powiedział, profesorze — odpowiedziała jak
gdyby nigdy nic Luna. — A Draco rozpoznałam od razu. Trudno nie rozpoznać
Malfoyów, prawda? Chociaż w szkole mnie nie lubi, to ja uważam, że jest całkiem
miły. Trafił tylko na złą rodzinę.
Draconowi przypomniało się, jak umierająca Granger
wycharczała, że mogłaby go polubić. Czy on był jakąś maskotką drużyny
quidditcha, żeby wszyscy uważali go za miłego? Przynajmniej dowiedział się,
dlaczego trzmiel miał fanklubu w każdym czarodziejskim domu. Nikt zdrowy na
umyśle nie uważał śmierciożerców za „miłych”, a po Jasnej Stronie popaprańcy
mnożyli się z prędkością wzrostu sklątki tylnowybuchowej.
Albo to ja taki
jestem? Przecież rzucałem w ich stronę wyzwiska i zaklęcia, jak tylko
przytrafiały się okazje. To uznali za przejaw dobroci? Czy zaraz zamienię się w
puszka pigmejskiego?
— Luno, chyba powinniśmy już usiąść na swoich miejsca —
Ksenofilius Lovegood uznał, że najwyższy czas skończy wychwalać Pottera i swoją
gazetę, i poprowadził córkę do stolika oddalonego od dwadzieścia stóp od
stolika, przy którym siedział Draco.
— Do zobaczenia później — Luna pomachała do nich,
odchodząc.
— Coś nie tak? — zapytał Potter, widząc nietęgie miny
Hermiony, Tonks i Lupina.
— Luna rozpoznała Draco — szepnęła mu do ucha Hermiona.
— Jak to możliwe? — zdziwił się Harry.
Wiesz, po
oczach. Moje oczy są nieziemskie, nie to, co twoje. Zielone jak skóra ropuchy.
Hermiona wzruszyła ramionami i spojrzała na przyjaciela.
— To Luna — powiedzieli równocześnie i zaczęli się śmiać.
Draco nie miał ochoty popatrzeć na nich, jak na idiotów.
Co z nim będzie, jeśli Pomyluna się wygada? Czy ktoś w ogóle był na tyle głupi,
żeby jej uwierzyć? Jego wzrok padł na dwójkę czarodziejów przy sąsiednim
stoliku, którzy ścigali widelcem oliwkę. Lepiej, żeby Pomyluna trzymała buzię
na kłódkę.
Po drugim toaście nadszedł kluczowy moment dla istnienia i wiarygodności Jonathana Smarta. Goście rozproszyli się między stolikami i tę okazję wykorzystała jedna z największych szui marzących o wiecznej służbie Czarnemu Panu, jaką Draco znał. Pius Thicknesse był wysłannikiem czystokrwistego stronnictwa w Ministerstwie Magii i został zaproszony, żeby nie wzbudzić większego zainteresowania. Pokazując małe i zżółknięte zęby, podszedł do państwa Smartów. Na powitanie ucałował dłoń Hermiony, która wzdrygnęła się od dotyku jego ust i instynktownie przysunęła do Draco.
— Bardzo nami miło gościć pana w naszym kraju, panie Smart — zapewnił obłudnie Thicknesse, ściskając mocno rękę Jonathana.
— Również cieszę się, że los mnie tu sprowadził.
Jak to dobrze, że Potter się ulotnił. Nie żeby Draco martwił się o jego marny żywot, broń go Salazarze!, ale Potter potrafił jak nikt inny osłabić autentyczność Smarta poprzez zgrzytanie zębami i histeryczne reagowanie na wszelkie przejawy bliskości między Jonathanem a Granger.
— Thicknesse uśmiechnął się sztucznie i bezwstydnie wgapił się w twarz Smarta. Draco wiedział, że szukał jego rysów i jego mimiki. Lucjusz i Thicknesse byli znajomymi z pracy, którzy co parę tygodni w sobotnie popołudnie w bawialni Dworu Malfoyów przy butelce Ognistej Whiskey przeklinali zdrajców krwi, więc całkiem dobrze znał młodego Malfoya.
— Nikt w najśmielszych snach nie spodziewałby się, że czarodziej pana pokroju zwiąże się z panną Granger. — Tu pochylił głowę w geście fałszywego uznania i szacunku w stosunku do Granger.
Hermiona uśmiechnęła się prawie nie nerwowo.
— Miłość zazwyczaj jest nieprzewidywalna — odparł Draco-Jonathan.
Thicknesse zmrużył oczy.
— Panno Granger... to znaczy, pani Smart — Draco założyłby się, że nie było przejęzyczenie. — Jak pani udało się usidlić pana Smarta? W Stanach Zjednoczonych jest z pewnością wiele pięknych kobiet.
Thicknesse miał wypisane na szczurzej twarzy, ile razy Ministerstwo Magii przez ostatnie dni z magomedyczną precyzją zdanie po zdaniu, dokument po dokumencie, zdjęcie po zdjęciu analizowało życiorys Smarta, desperacko poszukując w nim luk, które świadczyłyby o tym, że jest on fikcją.
— Przeznaczenie, panie Thicknesse — powiedziała Granger pewnym głosem, który kontrastował z jej lekko bladymi policzkami.
— Och, jestem pewien, że dokładnie tak samo odpowiedziałby profesor Dumbledore — zaśmiał się Pius. W tym śmiechu czaiła się groźba.
— Śmierć Albusa Dumbledore'a to ogromna strata dla całej magicznej społeczności — rzekł Draco-Jonathan. — Nikt nie zdoła wypełnić pozostawionej przez niego pustki.
— Zgadzam się — przytaknął Thicknesse, marnie parodiując żal. — Co smutniejsze, minął ponad miesiąc, a ministerstwu nadal nie udało się schwytać jego zabójcy.
— O ile dobrze się orientuję, nikogo oficjalnie nie oskarżono — powiedział Draco niby mimochodem. Upił z kieliszka łyk szampana. Bąbelki trochę wywietrzały.
— Nie mamy świadków, ani twardych dowodów, ale wszystko wskazuje na zbiegłego Dracona Malfoya.
— O! — zdziwił się Draco, wysoko unosząc ciemne brwi Jonathana. — Draco Malfoy? To nie jest ten chłopak ze Slytherinu, który ciebie nie lubi, kochanie?
Granger się nie spięła. Im Thicknesse bezczelniej ich atakował, tym lepiej wchodziła w swoją rolę, zupełnie jakby spodziewała się gorszej puli pytań.
— Tak, to Malfoy, Jonathanie — odrzekła. — Chociaż, panie Thicknesse, wątpię, żeby Malfoy rzeczywiście miał coś wspólnego ze śmiercią profesora Dumbledore'a. Może tej nocy mógłby uciec z Hogwartu ze śmierciożercami, ale nie miałby tyle odwagi, aby rozbroić pana profesora. Co dopiero go zabić. Tylko ktoś odważny zdołałby podnieś różdżkę na najpotężniejszego czarodzieja naszych czasów.
Thicknesse zacmokał.
— Pani Smart, zabrzmiała pani, jakby wiedziała więcej od przeciętnego studenta Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
— Zapewniam pana, panie Thicknesse, że moi koledzy i koleżanki powtórzyliby moje słowa. Hogwart to wbrew pozorom mała szkoła.
— Skoro tak pani uważa — rzekł Pius i po chwili zapytał: — A jakie plany mają państwo na najbliższy czas? Rok szkolny się zbliża. Czy pani Smart zamierza kontynuować naukę?
— Oczywiście, że tak!
Draco założyłby się, że Granger poczuła się urażona sugestią, że mogłaby nie ukończyć Hogwartu.
— Moja żona wraca do szkoły — dodał Jonathan. — Ja natomiast zostaję w Wielkiej Brytanii. Kupiliśmy apartament w Londynie. Pragniemy być jak najbliżej siebie, a względu na te polityczne zawirowania niczego nie należy być pewnym. Teleportacja międzykontynentalna i międzynarodowa sieć Fiuu niestety są zależne od naszych rządów.
— Ciężkie, ciemne czasy nadeszły — westchnął Pius, już wiedząc, że nie zdoła ich tej nocy zdemaskować. — Pogratulowałbym panu, panie Smart, że dla miłości — wygiął kpiąco usta — zdecydował się pan na aportację w sam środek burzy tropikalnej, ale poprzestanę na radzie, by pan na siebie uważać. Polityka Ministerstwa Magii w każdej chwili może ulec zaostrzeniu, a status krwi pani Smart nie jest do końca jasny.
Draco zamierzał odpowiednio zareagować na te słowa, ale Pius ukłonił się i odchodząc, dodał: — Życzę przyjemnej zabawy.
Jego prążkowany garnitur zniknął za kwietnikiem z konwalii.
Granger odwróciła się do Draco. Odetchnęła głęboko, a w jej ciemnych oczach Draco dostrzegł wyraźną ulgę. Przysunął się bliżej i nachylił.
— Rozbroiłem go — szepnął urażony prawie prosto do jej ucha. — Rozbroiłem Dumbledore'a na Wieży Astronomicznej — dodał, kiedy dostrzegł zmieszanie na twarzy Granger.
Powiedziałby jej także o tym, że wbrew temu, co uważała, byłby na tyle odważny, żeby naprawdę zaatakować Dumbledore'a, ale doszedł do wniosku, że jako byłemu arystokracie i wciąż jeszcze Ślizgonowi nie wypada chwalić się cechą charakteru przypisywaną domowi Godryka Gryffindora.
Granger uśmiechnęła się delikatnie.
— Wiem — odrzekła równie cicho. — Harry dobrze opisał mi tamtą noc. Bo widzisz, on też tam był.
Nie zdziwiło go to. Czuł wtedy, że on i dyrektor nie są jedynymi obecnymi na Wieży. Cóż, Potter zawsze znajdował się w centrum wydarzeń. To Draco powiedział Granger.
— Każdy ma inny talent. — Dziewczyna wzruszyła ramionami. — Harry ma dar do pojawiania się tam, gdzie niekoniecznie powinien i chciałby być.
— I to jest chyba zaraźliwe, prawda? — zapytał prowokująco Draco.
— Tak mi się wydaje — odpowiedziała zmienionym głosem Granger. Zapatrzyła się w siedzącego w kącie Charliego; miał żałosną minę. — Ty też musisz teraz uważać.
Draco prychnął i nie odpowiedział.
— Bardzo nami miło gościć pana w naszym kraju, panie Smart — zapewnił obłudnie Thicknesse, ściskając mocno rękę Jonathana.
— Również cieszę się, że los mnie tu sprowadził.
Jak to dobrze, że Potter się ulotnił. Nie żeby Draco martwił się o jego marny żywot, broń go Salazarze!, ale Potter potrafił jak nikt inny osłabić autentyczność Smarta poprzez zgrzytanie zębami i histeryczne reagowanie na wszelkie przejawy bliskości między Jonathanem a Granger.
— Thicknesse uśmiechnął się sztucznie i bezwstydnie wgapił się w twarz Smarta. Draco wiedział, że szukał jego rysów i jego mimiki. Lucjusz i Thicknesse byli znajomymi z pracy, którzy co parę tygodni w sobotnie popołudnie w bawialni Dworu Malfoyów przy butelce Ognistej Whiskey przeklinali zdrajców krwi, więc całkiem dobrze znał młodego Malfoya.
— Nikt w najśmielszych snach nie spodziewałby się, że czarodziej pana pokroju zwiąże się z panną Granger. — Tu pochylił głowę w geście fałszywego uznania i szacunku w stosunku do Granger.
Hermiona uśmiechnęła się prawie nie nerwowo.
— Miłość zazwyczaj jest nieprzewidywalna — odparł Draco-Jonathan.
Thicknesse zmrużył oczy.
— Panno Granger... to znaczy, pani Smart — Draco założyłby się, że nie było przejęzyczenie. — Jak pani udało się usidlić pana Smarta? W Stanach Zjednoczonych jest z pewnością wiele pięknych kobiet.
Thicknesse miał wypisane na szczurzej twarzy, ile razy Ministerstwo Magii przez ostatnie dni z magomedyczną precyzją zdanie po zdaniu, dokument po dokumencie, zdjęcie po zdjęciu analizowało życiorys Smarta, desperacko poszukując w nim luk, które świadczyłyby o tym, że jest on fikcją.
— Przeznaczenie, panie Thicknesse — powiedziała Granger pewnym głosem, który kontrastował z jej lekko bladymi policzkami.
— Och, jestem pewien, że dokładnie tak samo odpowiedziałby profesor Dumbledore — zaśmiał się Pius. W tym śmiechu czaiła się groźba.
— Śmierć Albusa Dumbledore'a to ogromna strata dla całej magicznej społeczności — rzekł Draco-Jonathan. — Nikt nie zdoła wypełnić pozostawionej przez niego pustki.
— Zgadzam się — przytaknął Thicknesse, marnie parodiując żal. — Co smutniejsze, minął ponad miesiąc, a ministerstwu nadal nie udało się schwytać jego zabójcy.
— O ile dobrze się orientuję, nikogo oficjalnie nie oskarżono — powiedział Draco niby mimochodem. Upił z kieliszka łyk szampana. Bąbelki trochę wywietrzały.
— Nie mamy świadków, ani twardych dowodów, ale wszystko wskazuje na zbiegłego Dracona Malfoya.
— O! — zdziwił się Draco, wysoko unosząc ciemne brwi Jonathana. — Draco Malfoy? To nie jest ten chłopak ze Slytherinu, który ciebie nie lubi, kochanie?
Granger się nie spięła. Im Thicknesse bezczelniej ich atakował, tym lepiej wchodziła w swoją rolę, zupełnie jakby spodziewała się gorszej puli pytań.
— Tak, to Malfoy, Jonathanie — odrzekła. — Chociaż, panie Thicknesse, wątpię, żeby Malfoy rzeczywiście miał coś wspólnego ze śmiercią profesora Dumbledore'a. Może tej nocy mógłby uciec z Hogwartu ze śmierciożercami, ale nie miałby tyle odwagi, aby rozbroić pana profesora. Co dopiero go zabić. Tylko ktoś odważny zdołałby podnieś różdżkę na najpotężniejszego czarodzieja naszych czasów.
Thicknesse zacmokał.
— Pani Smart, zabrzmiała pani, jakby wiedziała więcej od przeciętnego studenta Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
— Zapewniam pana, panie Thicknesse, że moi koledzy i koleżanki powtórzyliby moje słowa. Hogwart to wbrew pozorom mała szkoła.
— Skoro tak pani uważa — rzekł Pius i po chwili zapytał: — A jakie plany mają państwo na najbliższy czas? Rok szkolny się zbliża. Czy pani Smart zamierza kontynuować naukę?
— Oczywiście, że tak!
Draco założyłby się, że Granger poczuła się urażona sugestią, że mogłaby nie ukończyć Hogwartu.
— Moja żona wraca do szkoły — dodał Jonathan. — Ja natomiast zostaję w Wielkiej Brytanii. Kupiliśmy apartament w Londynie. Pragniemy być jak najbliżej siebie, a względu na te polityczne zawirowania niczego nie należy być pewnym. Teleportacja międzykontynentalna i międzynarodowa sieć Fiuu niestety są zależne od naszych rządów.
— Ciężkie, ciemne czasy nadeszły — westchnął Pius, już wiedząc, że nie zdoła ich tej nocy zdemaskować. — Pogratulowałbym panu, panie Smart, że dla miłości — wygiął kpiąco usta — zdecydował się pan na aportację w sam środek burzy tropikalnej, ale poprzestanę na radzie, by pan na siebie uważać. Polityka Ministerstwa Magii w każdej chwili może ulec zaostrzeniu, a status krwi pani Smart nie jest do końca jasny.
Draco zamierzał odpowiednio zareagować na te słowa, ale Pius ukłonił się i odchodząc, dodał: — Życzę przyjemnej zabawy.
Jego prążkowany garnitur zniknął za kwietnikiem z konwalii.
Granger odwróciła się do Draco. Odetchnęła głęboko, a w jej ciemnych oczach Draco dostrzegł wyraźną ulgę. Przysunął się bliżej i nachylił.
— Rozbroiłem go — szepnął urażony prawie prosto do jej ucha. — Rozbroiłem Dumbledore'a na Wieży Astronomicznej — dodał, kiedy dostrzegł zmieszanie na twarzy Granger.
Powiedziałby jej także o tym, że wbrew temu, co uważała, byłby na tyle odważny, żeby naprawdę zaatakować Dumbledore'a, ale doszedł do wniosku, że jako byłemu arystokracie i wciąż jeszcze Ślizgonowi nie wypada chwalić się cechą charakteru przypisywaną domowi Godryka Gryffindora.
Granger uśmiechnęła się delikatnie.
— Wiem — odrzekła równie cicho. — Harry dobrze opisał mi tamtą noc. Bo widzisz, on też tam był.
Nie zdziwiło go to. Czuł wtedy, że on i dyrektor nie są jedynymi obecnymi na Wieży. Cóż, Potter zawsze znajdował się w centrum wydarzeń. To Draco powiedział Granger.
— Każdy ma inny talent. — Dziewczyna wzruszyła ramionami. — Harry ma dar do pojawiania się tam, gdzie niekoniecznie powinien i chciałby być.
— I to jest chyba zaraźliwe, prawda? — zapytał prowokująco Draco.
— Tak mi się wydaje — odpowiedziała zmienionym głosem Granger. Zapatrzyła się w siedzącego w kącie Charliego; miał żałosną minę. — Ty też musisz teraz uważać.
Draco prychnął i nie odpowiedział.
Po trzech toastach („Tak, zażyłam rano dodatkowy eliksir
zapobiegający łączeniu we krwi alkoholu i leków. Mogę pić, Jonathan.”)
przyszedł dla Harry’ego Pottera ten przerażający moment, w którym popłynęła
znikąd muzyka, a Ginny Weasley podeszła do ich stolika, jakby coś sugerując.
Harry poczuł, że lubi Remusa Lupina trochę mniej, gdy ten zaprosił do tańca swoją
żonę.
— Jak wam się podoba wesele? — spytała, chcąc przerwać
ciszę Ginny.
Co rusz zerkała to na coraz więcej tańczących par , to na
Harry’ego. Dzisiaj się całowali. Nie, Harry by do niej nie wrócił, ale tak bardzo
za nim tęskniła, że sam jego dotyk by jej wystarczył.
— Ciotka Tessi narzekała na moje krzywe kostki —
kontynuowała. — Jakby przez tę głupią sukienkę w ogóle je było widać.
Harry zaczął bawić się serwetką. Nie zamierzał jej
zapraszać do tańca.
Pojawił się Fred Weasley.
— Co tu tak stoisz, siostra, co? — spytał. — Fred mnie
zostawił i bajeruje Angelinę. Mój szósty zmysł mi podpowiada, że na tańcu się
nie skończy dzisiejszej nocy. Dobrze, bo dźwięki dochodzące z łazienki, gdy się
kąpał, były nie do zniesienia. Wiem, że to mój brat bliźniak, ale bez przesady,
trochę intymności. No i zostawi naszą nową asystentkę dla mnie — uśmiechnął się
do siebie. — Co tak stoisz, siostra? — powtórzył.
— Mam fruwać? — odparła opryskliwie.
Harry był dla niej najważniejszym mężczyzną na ziemi, ale
czasami tak bardzo ją denerwował.
— Chodź, zatańczymy. Szkoda, żeby parkiet się marnował. —
Chwycił ją za rękę i pociągnął na środek. Po chwili zniknęli w tłumie kręcących
się par.
Hermiona obserwowała zabawę. Była przygotowana, że
przesiedzi całe wesele. Harry prędzej oddałby Błyskawicę, niż zaczął tańczyć.
Nikt inny nie chciałby jej zaprosić. Wszystkim mówiła, że ona nie tańczy, że
nie umie. Było to kłamstwo, ale za to użyteczne, zwłaszcza podczas imprez w
Wieży Gryffindoru. Teraz żałowała. Dean dobrze tańczył, a Neville wydawał się
być urodzony do tego.
Nagle zobaczyła przed sobą wyciągniętą dłoń.
— Zatańczysz ze mną?
Nie wiedział, z jakiego powodu to robi. Po prostu, gdy
widział, jakim tęsknym wzrokiem dziewczyna wodzi za tańczącymi… Poza tym wypił
już trzy toasty. Nawet nie czuł jeszcze działania alkoholu, ale to był wygodny
argument.
— Mówisz poważnie? — zapytała, szczerze zdziwiona.
— Nie, to taki żart sytuacyjny, Granger — syknął Draco. —
Idziesz czy nie?
Granger złapała go za rękę i podniosła się, wywołując
wielkie zaskoczenie Pottera.
— Nie umiem tańczyć — powiedziała niepewnie, gdy ją
prowadził.
— Kobieta nie musi umieć tańczy, jeżeli jej partner
potrafi odpowiednio prowadzić — wyrecytował. Na lekcje tańca też chodził.
Arystokracie nie wolno było nie umieć z gracją poruszać się po parkiecie. — Co
sobie życzysz? Walc angielski, wiedeński, fokstrot, cha-cha i parę innych,
umiem też tańczyć po ludzku.
— Umiesz cha-chę?
— Czyli ostatnia propozycja — zignorował jej pytanie. Do
tej pory miewał nieprzyjemne sny z kręcącym tyłkiem Blaise’em Zabinim.
Przyciągnął ją bliżej i złapał w pasie. Jej ręka
zawędrowała na jego ramię.
— Podepczę cię — wyszeptała ze spuszczonymi oczami
czerwona na twarz dziewczyna.
— Przeżyłem już gorsze rzeczy w życiu, uwierz —
odpowiedział. — A buty należą do Zakonu. Im się będziesz tłumaczyć.
Granger uśmiechnęła się lekko.
— Teraz lepiej — zareagował na jej uśmiech Draco.
Okazało się, że Dracon Malfoy potrafił świetnie tańczyć i
nie miał do niej żadnych pretensji, że go depcze. Hermiona nie miała z kim
uczyć się tańczyć. Ostatni raz tańczyła z Wiktorem Krumem na Balu
Bożonarodzeniowym (wtedy cudem udało jej się zdobyć Eliksir Świetnej Tancerki,
którego reklamę zobaczyła w Czarownicy. Kosztował pięćdziesiąt galeonów, ale
było warto).
Draco puścił ją dopiero, gdy muzyka stała się cichsza, co
było znakiem, że nadchodzi czas kolejnego toastu za państwa młodych. Hermiona
prawie nie mogła złapać tchu, ale nie mogła też powstrzymać uśmiechu. Tańczenie
z mężczyzną było… fajne.
Harry posłał jej zaskoczone spojrzenie, gdy wypiła
kieliszek wódki jednym haustem. Mimo że paliła w gardle, Hermionie bardzo
smakowała.
Ginny znowu do nich podeszła, tym razem z wypiekami na
twarzy.
— Wiedziałaś, że Flegma zaprosiła takich przystojniaków?
— spytała przyjaciółkę.
Potter popatrzył na nią z wściekłością.
Debil. Myśli, że
Ruda będzie się marnować całą noc, bo on ma dwie lewe nogi?
— Widziałam też Kruma — zakomunikowała Ginny. — Podszedł
do ciebie?
Hermiona pokręciła głową.
— Pewnie się dowiedział, że wyszłaś za mąż — mrugnęła do
Dracona, który przewrócił oczami. — Właśnie, Jonathan, nie spodziewałam się, że tak dobrze tańczysz.
— Potraktuję to jako komplement i podziękuję — mruknął
Draco.
— Mogę zarezerwować taniec? — zażartowała Ruda.
— Jeśli żona mi pozwoli — odgryzł się.
Granger wypiła jeszcze jeden kieliszek wódki i
odpowiedziała:
— Pozwalam.
Ruda się zaśmiała, a i kąciki ust Dracona powędrowały do
góry.
Zabawa trwała w najlepsze. Państwo młodzi nie odrywali od
siebie wzroku, Hagrid podrywał Madam Maxim, Charlie Weasley usiadł w kącie i
popijał Ognistą Whiskey, patrząc na szczęście brata, młodzież niemal nie
schodziła z parkietu, a starsi goście rozprawiali o poważnych sprawach
rodzinnych i mniej poważnych plotkach na temat nadchodzących ślubów i rozwodów.
George Weasley zawołał go i zaproponował kolejkę za
zdrowie jego nowej bratowej. Draco nie podejrzewał go o zamiary otrucia jego
skromnej osoby, więc się zgodził. Rozmawiali na najbardziej neutralny ze wszystkich
tematów, czyli quidditch. Okazało się, że George Weasley uważa na temat
irlandzkiej drużyny to samo, co uważał Draco, i swoją opinię wypowiada
dokładnie tymi samymi słowami, co Draco.
Potem podeszła do nich Ruda i przypomniała o tańcu, jaki
jej obiecał. Draco wirując z Ginny wśród innych tańczących, zauważył, jak
Potter przysiada się do starszego, grubego czarodzieja. Do Granger dosiadł się
Wiktor Krum.
— Nie interweniujesz? — zapytała Ruda.
— A powinienem? — prychnął.
Ruda przyjrzała mu się badawczo.
— Nigdy nie przypuszczałam, że…
— Tylko nie mów mi, że mnie lubisz i jestem miły —
przerwał jej. — Bo cię zostawię na środku parkietu.
Ruda zachichotała.
— Nie, tego nie powiem. Bez przesady — odpowiedziała. —
Chodziło mi raczej o to, że bardzo mnie zaskoczyłeś.
Zaczyna się.
— Kiedy mój brat zaatakował Hermionę… — rozpoczęła
niepewnie. — Powiem wprost. Byłeś ostatnią osobą, którą posądziłabym o wyższe
uczucia... Ale pomimo tego nie sądzę, że szybko przestanę widzieć w tobie
złośliwą, chamską i rasistowską fretkę.
— Przynajmniej jedna — rzekła Draco z pozorowaną ulgą.
Ruda znowu się zaśmiała. On także nie przypuszczał, że
może czuć się dobrze w otoczeniu Weasleyów.
Po tym, jak zabrzmiały ostatnie nuty drugiego kawałka,
Draco odprowadził Rudą do jej stolika i podszedł do zaróżowionej Granger, wciąż
przebywającej w towarzystwie Wiktora Kruma.
— O, Jonathan — pisnęła Granger, podrywając się z
krzesła. Jak na gust Dracona, siedziała trochę za blisko Kruma, jednak tego nie
skomentował. W końcu czy to była jego sprawa?
— Wiktorze, to mój mąż, Jonathan Smart. Jonathanie, to
mój przyjaciel, Wiktor Krum.
— Miło mi cię poznać. — Draco pierwszy wyciągnął rękę.
— Nu, mi ciebie też — odpowiedział Krum, miażdżąc mu
rękę.
— Jonathan, wspominaliśmy z Wiktorem stare czasy — oznajmiła
Granger.
Patrząc na świecące się oczka Kruma, on chętnie obróciłby
słowo w czyn i wrócił do starych czasów. Pożerał Granger wzrokiem, jak gdyby
ledwo się powstrzymując od wzięcia ją na stoliku przy wszystkich gościach.
— Hermiona opowiadała mi o tobie — powiedział uprzejmie
Draco i poprawił okulary, które zsunęły się lekko podczas tańca z Rudą. —
Poznaliście się, gdy była w czwartej klasie, podczas Turnieju Trójmagicznego,
prawda?
— Nu, byliśmy bardzo blizgimi przyjacielami — odpowiedział
sugestywnie Krum, chyba z chęcia pokazania Draconowi, że w każdej chwili ten
stan rzeczy może powrócił.
Granger spłoniła się, natomiast Draco postanowił nie dać
się sprowokować.
— Tak, Hermiona potrafi rzucić urok na niejednego —
przyznał tylko. — Słyszałem, że szykujesz się do kolejnych mistrzostw świata.
To już za rok.
Ciężko było rozmawiać z Krumem, który od skończenia
szkoły nie włożył prawdopodobnie żadnego wysiłku w naukę języka angielskiego, a
na dodatek, kiedy odpowiadał, nie patrzył na Dracona, lecz na Granger. Draco
postanowił jednak ciągnąć rozmowę. Jonathanowi nie wypadało mu zostawiać swoje
żony po raz kolejny, a nie chciał im również przerywać. Granger najwidoczniej
bardzo dobrze czuła się w obecności Kruma.
— Pamiętasz nasz wypad nad jezioro? Albo gdy Rita Skeeter
pisała te okropieństwa na nasz temat?
Draco wreszcie się poddał i oparł wygodnie na krześle.
Rękę położył na oparciu krzesła Granger i zaczął obserwować pozostałych gości.
Potter, coraz bardziej oniemiały, przysłuchiwać się staremu
czarodziejowi. Ciotka Tessie, lekko się kołysząc, podeszła do barku i poprosiła
o jeszcze jeden kieliszek Ognistej. Hagrid i Madam Maxim gdzieś zniknęli (ta…),
Charlie też, Ruda razem z Angeliną Johnson śmiała się z żartów braci
bliźniaków, a państwo Weasley kołysali się w powolnym rytmie starej piosenki o
miłości.
Nad Norą dawno zapadł zmierzch. Zboże szumiało na
delikatnym letnim wietrze, a gnomy cichaczem wracały do ogrodu przez dziury w
płocie.
Czy tak żyją normalni ludzie?, zapytał Draco samego
siebie w myślach. Jak inne było życie Weasleyów od życia Malfoyów, a jak
rudzielcy byli przy tym szczęśliwi. Bez pieniędzy, bez pozycji, bez wpływów, a
jednak szczęśliwi.
Przez te ponure rozmyślania, nie zwrócił uwagi na
Granger, chcącej, aby zareagował na aluzje Wiktora. Skoro tak bardzo podobała
się Szukającem reprezentacji Bułgarii, to dlaczego zerwał z nią kontakt? Może
przez kolejne kieliszki wódki, a może przez coś zupełnie innego, Krum zaczął
przypominać jej Rona. Najpodlejszy sposób traktowania dziewczyny – wykorzystać,
rzucić i wydrwić.
— A ty, Jonathan, co sądzisz o tej restauracji? — spytała
Dracona.
Nie usłyszał, więc kopnęła go w kostkę. Odwrócił się do
niej i wychwycił jej spojrzenie „Zacznij grać”. Czyżby Krum ją znudził?
— Myślę, kochanie, że co do ich menu masz absolutną rację
— odpowiedział, prostując się na krześle.
Krum wyglądał, jakby ostatnie resztki zdrowego rozsądku
powstrzymywały go od skonsumowania Granger.
— Jonathan jest taki kochany — zaszczebiotała Grager.
Miły, kochany,
dobry… chociaż już dzisiaj mogłaś sobie darować.
Krum skrzywił się. Hermiona dała mu kosza. Pożegnał się
grzecznie i odszedł, zataczając się po butelce Ognistej, a Granger spiorunowała
Draco wzrokiem.
— Ktoś podrywa twoją żonę, a ty nie reagujesz? — fuknęła.
— Myślałem, że się dobrze bawisz — wzruszył ramionami.
— W ogóle słuchałeś, o czym rozmawialiśmy?
— Wyłączyłem się gdzieś w okolicach narzekań na pracę
Departamentu Magicznych Gier i Sportów — przyznał zgodnie z prawdą, dopijając
swoją szklaneczkę Ognistej Whiskey.
— Wielkie dzięki. Wiesz, co on mi zaproponował? —
zezłościła się dziewczyna.
— Przecież powiedziałem, że was nie słuchałem —
powtórzył, spoglądając na jej zaczerwienione policzki.
— Kolację w restauracji „Rozwiązły Czarodziej”!
— Ostro — przyznał Draco ze śmiechem. — Wiesz,
przynajmniej nie owijał w bawełnę. No i mielibyście blisko do głównego dania.
Nad restauracją jest hotel „Niegrzeczna Czarownica”.
Granger dała mu mocnego kuksańca.
— Wal się.
Draco zagwizdał.
— Łoł, a co to za słownictwo? Poza tym, to ty tu prowadziłaś dwuznaczne
dyskusje ze swoim byłym, nie ja, kotku.
Hermiona przechyliła następny kieliszek wódki.
Nadszedł Grzmotter, wyraźnie załamany.
— Rozmawiałem z Elfiasem Dogdem — poinformował Granger. —
Wiesz, tym od artykułu o Dumbledore’rze.
— To on tutaj jest? — zdziwiła się dziewczyna, patrząc
wokoło.
— Tak, i w życiu nie zgadniesz, co mi powiedział… —
przerwał nagle, przypominając sobie, że nie są przy stoliku sami. — Nie
tańczysz z Ginny? — burknął do Dracona.
— Przestałem jakoś w poprzednim stuleciu, Potter — syknął
Draco.
To, że Potter jest ogólnie opóźniony, nie było dla niego
nowością.
— Możesz nas na chwilę zostawić? — zapytał, nie siląc się
na grzeczność.
Draco podniósł się z krzesła. Super tajna narada Świętej
Pary. Nie miał na to ochoty, nawet jakby Potter nie kazał mu spadać. Zobaczył,
że po drugiej stronie namiotu George Weasley otwiera kolejnego szampana. W
sumie, całkiem dobrze im się rozmawiało. Bliźniacy byli jak Artur. Traktowali
go zwyczajnie.
— Zostawiam moją żonę sam na sam z tobą tylko dlatego, że
jestem pewny, że nawet gdyby się przed tobą rozebrała do naga, ty nie
wiedziałbyś, co z nią zrobić, Harry —
powiedział Grzmotterowi na odchodnym.
— Debil — mruknął pod nosem Harry. Draco tego nie
usłyszał.
*
— Wiedziałaś o tym? — spytał Harry po tym, jak
opowiedział Hermionie o rozmowie z Elfiasem Dodgem.
— Nie, co ty — szepnęła przejęta. — Jestem tak samo
zaskoczona jak ty.
— Dlaczego Dumbledore chciał to ukryć? — zastanowił się
na głos Harry. — Bo przecież chciał, skoro nigdy nie rozmawiał o swojej
przeszłości.
— Elfias ci powiedział, że Dumbledore był skryty od
dziecka — powiedziała Hermiona. — Może po prostu nie widział sensu w mówieniu
ci o swojej rodzinie?
Harry zacisnął szczękę.
— Szkoda, że nie działało to w obie strony — wycedził. —
On wiedział o mnie wszystko. Interesowało go całe moje życie, a ja na dodatek
niczego nie zamierzałem przed nim ukrywać. Dostał mnie na tacy, podczas gdy sam
kłamał.
— Nie mówił całej prawdy, to różnica, Harry — poprawiła
go Hermiona, łapiąc za jego zaciśniętą pięść. Z ulgą przyjęła, że nie wyrwał
się z jej uścisku. — Musimy zaczekać do publikacji książki Rity. Może i to
wierutna kłamczucha, ale rozmawiała z Bathildą Bagshot.
— Liczysz, że uda nam się wyłuskać fakty z paplaniny
Skeeter? — zapytał Harry.
Hermiona pokiwała głową z westchnieniem.
— Po powrocie do Hogwartu postaram się też rozejrzeć w
bibliotece — dodała.
Decyzja została podjęta poprzedniego dnia. Hermiona
dokładnie przemyślała słowa pani profesor McGonagall i doszła do wniosku, że
dyrektorka miała rację. Hogwart był obecnie najbezpieczniejszym miejscem w
Wielkiej Brytanii i nic nie stało na przeszkodzie, żeby z niego wyprawiać się
na poszukiwania horkruksów. Musieli gdzieś mieszkać (w razie planu B było to
Grimmauld Place 12), poza tym Hogwart stanowił ważne miejsce dla
Sami-Wiecie-Kogo. Mógł w nim właśnie nie ukryć któryś z horkruksów.
Wspomnienie o ulubionym dla Hermiony miejsce w szkole
wywołało na twarzy Harry’ego nikły uśmiech.
— Zawsze biblioteka — mruknął. — Wracamy do zdrowia.
— Ile razy ta biblioteka uratowała nam życie, co?
Harry popatrzył jej prosto w oczy.
— To ty je nam ratowałaś — stwierdził wprost. — Nie
okrywaj sławą jakiś spróchniałych książek, Hermiono. To zawsze ty nas wyciągałaś z opresji, nie one.
Dopiero teraz zaczynam to w pełni dostrzegać… i bardzo cię za to przepraszam.
— Harry… — głos uwiązł jej w gardle.
— Nie doceniasz się — zganił ją. — I ja ciebie nie
doceniałem. Zrozumiałem to w moje urodziny… — zawiesił głos. Nie rozmawiali o
Ronie. Jeszcze nie nastąpiła ta chwila. — Ten gnojek mnie wkurza — wskazał
głową na Malfoya stojącego po drugiej stronie namiotu i najwyraźniej
flirtującego z francuskimi koleżankami panny młodej — ale będę mu wdzięczny do
końca życia za to, co zrobił.
— On nie jest zły — wyszeptała Hermiona, bojąc się
reakcji Harry’ego.
Ale Harry nie zdążył niczego powiedzieć, ponieważ wróciła
Tonks.
— Mam dosyć tej cholernej wojny — burknęła pod nosem.
— Coś się stało? — zapytała natychmiast Hermiona.
— Kolejny atak? — zawtórował jej Harry.
Tonks westchnęła głęboko i nachyliła się nad stołem.
— Nie wiadomo — odpowiedziała ściszonym głosem. —
Shackebolta właśnie wezwali do Ministerstwa. Podobno odkryto niewłaściwe użycie
czarów w okolicach Dundee.
— Myślisz, że śmierciożercy znowu napadli na jakieś
osiedle? — spytał Harry.
— Bardzo prawdopodobne — odrzekła smutno Tonks. — Zakon
znowu został przechytrzony.
— Zakon nie ma wpływu na to, gdzie zaatakują — zwróciła
uwagę Hermiona.
Tonks potarła czoło wierzchem dłoni.
— Zakon się sypie, Hermiona — odpowiedziała, rozglądając
się, czy nikt ich nie podsłuchuje. W pobliżu znajdowała się tylko ciotka Tessie
zajęta Ognistą Whiskey. — Z każdą akcją tracimy kolejnych członków. Nie mamy
też szpiegów w najbliższym otoczeniu Sami-Wiecie-Kogo. Odkąd Snape zdradził,
domyślamy się tylko, gdzie i kiedy dojdzie do następnych mordów. Śmierciuchy są
w lepszej sytuacji niż my. — Spojrzała na Hermionę i Harry’ego świdrującym
wzrokiem. — Jeżeli macie sposób na Sami-Wiecie-Kogo, to lepiej się pośpieszcie,
zanim starcza nam jeszcze zasobów ludzkich, żeby walczyć.
*
George Weasley przywitał Dracona z otwartymi ramionami.
Po chwili dołączyły do nich kuzynki Fleur Delacour. Dracon, w odróżnieniu od
bliźniaka, prowadził z nimi zaledwie miłą rozmowę o różnicach między
europejskimi szkołami magii, a tą w Stanach Zjednoczonych.
— Masz brytyjski akcent — zauważyła jedna z nich, ta
najlepiej mówiąca po angielsku i, nie ukrywajmy, najbardziej na Draco napalona.
— O, potrafisz rozpoznać akcenty? Nie uwierzysz, ale
niektórzy moi koledzy dalej nie potrafią odróżnić Szkota od Australijczyka —
powiedział jej z zawadiackim uśmiechem. Tylko na tyle mógł sobie dzisiejszej
nocy pozwolić. Nie był kretynem, żeby za szybki numerek w pszenicy Weasleyów
przepłacić rozpoznaniem prawdziwej tożsamości Smarta i trafieniem do Azkabanu.
Nawet jeżeli jej dekolt tak nęcił, a on w końcu poczuł działanie alkoholu w
organizmie… — Moi dziadkowie są Brytyjczykami — powtórzył
za panią Delacour sprzed kilku dni. — O, moja żona się zbliża.
Między stolikami zbliżała się do nich Granger. Chyba nie
podobało jej się, że Draco rozmawia z francuską koleżanką.
— Jesteś żonaty? — Jacquiline była zaskoczona.
— Tak, mam najwspanialszą żonę na świecie — odpowiedział
na tyle głośno, żeby Granger słyszała. George był zbyt zajęty, aby zauważyć, że
Hermiona do nich dołączyła. — A oto i ona.
— Widzę, że ty też postanowiłeś się dobrze bawić —
rzekła, mierząc pogardliwym spojrzeniem Francuski.
Szykuje się
scena zazdrości? Granger, nie zapędzaj się, tylko udaję twojego męża. No i
francuski podryw niestety także.
Przedstawił sobie dziewczyny i powiedział Granger:
— Już się za tobą stęskniłem. — I ku zaskoczeniu zarówno
koleżanek panny młodej, jak i samej Granger, pocałował swoją żonę z czułością w policzek.
— R-rozmawiałam z Harrym, a potem przyszła Luna. Niedługo
już się deportują.
— Dlaczego? — spytał, udając zaciekawienie. — Wesele
dopiero się rozkręca.
— Pan Lovegood musi dopracować najświeższy numer
Żonglera. Wydanie w środę.
Francuski nie patrzyły na Dracona tak, jak wcześniej.
Młody Malfoy nie spodziewał się po nich jakichkolwiek skrupułów (Charlie wrócił
do swojego kąta), ale najwidoczniej tak działała obecność Hermiony i jego
zachowaniu w stosunku do niej. Po co marnować czas na po uszy zakochanego męża,
skoro jest tylu innych przystojnych mężczyzn na weselu?
— Może pójdziemy się pożegnać? — zaproponowała Granger.
— Tak, powinniśmy się z nimi pożegnać, Hermiono — zgodził
się Draco i pożegnał się z Francuskami. — Naprawdę uważasz mnie za idiotę? —
wyszeptał jej do ucha, oplatając ją w talii.
— Jesteś facetem — odrzekła krótko, uciekając wzrokiem.
— Nie każdy facet posuwa wszystko, co się rusza —
powiedział i ją puścił, bo już byli przy Lovegoodach.
— Dobrze cię było zobaczyć, Draco — szepnęła Pomyluna,
kiedy jej ojciec zachęcał Granger do czytania Żonglera. — Cieszę się, że na
Wieży Astronomicznej nic ci się nie stało. Jesteś bardzo dzielny, skoro
zgodziłeś się na propozycję profesora Dumbledore’a. Mam nadzieję, że wojna
szybko się skończy i będziesz mógł odetchnąć… Do zobaczenia w Hogwarcie. A, i
miłej nocy — mrugnęła do niego, a później zerknęła na Hermionę.
Draco wolał nie wiedzieć, o co jej chodziło.
Lovegoodowie pożegnali się jeszcze z państwem młodym, a
Aurorzy, których wciąż snuli się między gośćmi, dopilnowali, żeby bezpiecznie
deportowali się do domu.
Draco zatańczył z Hermioną jeszcze trzy kawałki. Wcale
nie była taką złą tancerką, za jaką się uważała. Im dłużej tańczyli, tym mniej
go deptała i bardziej się rozluźniała. Potem dziewczyna tańczyła z Fredem i
Georgem, Billem, panem Weasleyem i Remusem Lupinem. Draco poprosił o taniec
pannę młodą i Angelinę Johnson (francuskie koleżanki, z którymi rozmawiał, nawet
nie zaszczyciły go spojrzeniem), która okazała się mieć do niego taki sam
stosunek jak bliźniacy.
Gdzieś około północy, gdy Harry Potter wreszcie
zdecydował się zaprosić Ginny Weasley do tańca, niebo zasnuły czarne chmury i
zrobiło się zimno.
— Spokojnie — zawołał Artur Weasley do zaniepokojonych
gości. — Zaklęcia ocieplające przestały działać. Bardzo państwa przepraszam.
Zaraz wszystko wróci do normy. Lato w tym roku jest kapryśne.
Draco nie musiał spoglądać na Granger, żeby wiedzieć, że
nie chodzi o żadne zaklęcia ocieplające. Dementorzy niebezpiecznie zbliżyli się
do Nory.
Dziewczyna zaczęła drżeć, więc ściągnął wierzchnią część
swojej szaty i zarzucił jej na ramiona.
— Nie, nie trzeba — zapewniła, zamierzając ściągnąć jego
ubranie.
— Przestań, słyszę, jak dzwonisz zębami — odpowiedział,
zauważając z sarkastycznym uśmieszkiem, że Grzmotter robi to samo. Ruda nie
protestowała. Wręcz przeciwnie, zdawała się być zachwycona, że jej facet
nareszcie okazał się facetem.
— Tobie będzie zimno.
— Nie tak dawno powiedziałaś mi, że nie chcesz się ze mną
kłócić — zauważył.
— Dziękuję — Granger uśmiechnęła się do niego z
wdzięcznością.
— Twoje opatrunki się trzymają? — spytał. Przestała się
na niego gniewać i znowu mógł ją opatrywać. Rana od czasu do czasu się otwierała,
ale na szczęście jej większa część zdążyła się wygoić. Pozostały tylko blizny.
— Tak — odparła. — Ginny pomogła mi jej poprawić w
łazience.
Pan Weasley z poważną miną prawie przebiegł obok ich
stolika, zmierzając ku Aurorom. Grzmotter posłał zdenerwowane spojrzenie
Granger.
Po chwili podszedł do nich Remus Lupin i nachylił się,
żeby pozostali nie usłyszeli.
— Śmierciożercy zaatakowali Ministerstwo Magii —
powiedział przyciszonym głosem. — Informacja o ataku na Dundee była podpuchą.
Całe szczęście, bo nie zdążylibyśmy zareagować, gdyby nie informacja od
Kingsleya. Na razie walka jest wyrównana. Gdyby jednak… Wiecie, co robić —
rzucił porozumiewawcze spojrzenie Hermionie i zanim Harry oświadczył, że chce
iść walczyć razem z Zakonem, Remus zniknął.
Draco poczuł strach. Jeżeli ministerstwo padnie, nie
będzie miał gdzie uciec.
Hermiona zaczęła grzebać w swojej torebce.
— Hermiona… — zaczął nerwowo Harry, ale nie pozwoliła mu
dokończyć:
— Harry, nie martw się. Przecież wszystko ustaliliśmy.
— Ale moje rzeczy…
— Nie martw się — powtórzyła z mocą i wyciągnęła z
wyszywanej koralikami torebki mały klucz, który Draco natychmiast rozpoznał.
— Na wszelki wypadek. — Wcisnęła klucz w dłoń Dracona. —
Mówiłam, że będzie ci zimno.
Młody Malfoy machnął ręką.
— Jesteś pewna?
— Tak — odpowiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. —
Masz różdżkę? — zapytała cicho, by Harry nie mógł dosłyszeć.
Draco pokiwał głową, sięgając do kieszeni.
— Świetnie — ucieszyła się dziewczyna. — Jeśli będziemy
mieli szansę, uciekniemy razem z tobą, a jeśli nie, to jak najszybciej znajdź
się w mieszkaniu. A obrączkę mam nadzieję, że zdążę ci oddać.
Hermiona zawsze była przygotowana.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Goście zdawali się nie
zauważać ruchu w oddziale Aurorów i podenerwowania pana Weasleya oraz Billa.
Przy ich stoliku zapanowała pełna napięcia cisza.
Hermiona wypiła jeszcze kieliszek wódki (nie czuła się pijana, wyglądało na to,
że odziedziczyła mocną głową po ojcu), a Harry co rusz zerkał na Aurorów. W
każdej chwili mogli pojawić się śmierciożercy i dementorzy.
— Idę do pana Weasleya. — Harry poderwał się
niespodziewanie z krzesła. Nie umiał siedzieć bezczynnie, gdy tam, w Londynie,
walczyli, a Ministerstwo Magii było o krok od upadku. Dziwił się Hermionie,
choć z drugiej strony i tak nie zgodziłby się na to, aby walczyła. Nadal była
słaba po ataku Rona, nawet jeżeli gorąco temu zaprzeczała.
— Harry, zostań — rzekła Hermiona, a Ginny przytrzymała
chłopaka za rękaw. — Co ci to da? I tak nie możesz nic zrobić.
— Hermiona ma rację — poparła przyjaciółkę zmartwiona Ginny.
— Pamiętasz, co powiedział Remus. Poza tym tata się chyba tam aportował.
Nigdzie go nie widać.
Po kwadransie Artur się pojawił i od razu do nich
podszedł.
— Udało się odeprzeć atak — powiedział, wywołując u
młodzieży westchnienie ulgi. — Tak, to zdecydowanie najlepsza wiadomość
dzisiejszego dnia.
— Są ofiary? — spytał Harry.
— Na szczęście nie — odpowiedział Artur. — Kilkunastu
rannych, co zdaje się być prawdziwym cudem, patrząc na zniszczenia holu
głównego. Udało nam się złapać paru śmierciożerców. — Popatrzył na Draco, który
wstrzymał oddech. Po minie pana Weasleya jednak poznał, że nie schwytali jego
ojca. — Żaden z nich nie był specjalnie wysoko postawiony. Mimo to Scrimgeour
wykazał się zdrowym rozsądkiem i zażądał od Departamentu Przestrzegania Prawa
przyśpieszonych procesów. Do rana powinni zostać zesłani do Azkabanu.
— Jeden do zera dla nas — skwintował Harry, gdy pan
Weasley odszedł.
Raczej jeden do
trzech miliardów, Grzmotter, pomyślał Draco, popijając brandy. Przed śniadaniem
dorwał Proroka Codziennego. W ubiegłym tygodniu zaginęły sto dwadzieścia cztery
osoby, a zabito ponad trzysta.
— Chcesz zatańczyć? — mruknął Harry do Ginny. Pomimo że
zwyciężyło Ministerstwo Magii, atmosfera przygnębienia pozostała. Decyzja śmierciożerców
o ataku na magiczne władze Wielkiej Brytanii świadczyła o ich pewności siebie i
rosnącej sile.
Ginny posłała mu niewyraźny uśmiech, ale wstała. Leciała
wolna piosenka.
— Czy to się kiedykolwiek skończy? — wyszeptała Granger
ze wzrokiem wbitym w konwalie zdobiące stolik.
— Wszystko się kiedyś kończy. Wojny też — powiedział
Draco.
Hermiona popatrzyła mu w oczy.
— Mogę się do ciebie przytulić? — zapytała nieśmiało.
Zdecydowanie za
dużo przebywamy dzisiaj w swoim towarzystwie, pomyślał młody Malfoy, ale
przysunął się do dziewczyny.
Skłamałby, mówiąc, że wesele mu się nie podobało. Nie był
pewny, czy spodziewał się, że Weasleyowie będę na niego warczeć i przykleją go
do krzesła na całą noc, czy przygotował się na coś innego, lecz rzeczywistość
go zaskoczyła. Gdzieś z tyłu głowy zaczynał rozumieć to, co Granger próbowała
mu wytłumaczyć przez ostatni tydzień. Oni nie traktowali go jak wroga.
Dziewczyna wtuliła się w jego klatkę piersiową.
— To dzieje się tak szybko — wyznała w jego koszulę.
Nie mogę się nie
zgodzić.
Pogłaskał ją po plecach. Na początku lipca miał ochotę
podpalić Norę i wymordować jej mieszkańców. Nienawidził ich za to, że Zakon
Feniksa go podpuścił, a Dumbledore wykorzystał jego chwilę słabości. Teraz
wszystko się zmieniło. Nie pałał do nich miłością, ale też nie chciał ich
zabić. A wszystko zaczęło się od Wieprzleja. Ronald Weasley osiągnął odwrotny
skutek do zamierzonego.
Zaśmiał się w duchu. Miał wrażenie, że jego umysł
oczyścił się po alkoholu. Jego myśli wydawały się być bardziej spójne i
logiczne. Szampan, wódka i brandy raczej nie powinny tak działać.
Granger podniosła głowę i po raz drugi w ciągu pół
tygodnia go pocałowała.
Salazarze,
oszaleję.
Teraz jednak nie przypominało to krótkiego buziaka w
usta, jak poprzednio. Całowała go, jakby naprawdę byli parą. Dlaczego jej nie
odepchnął? Bo się napił? Bo brakowało mu dziewczyny? Bo się jej już nie
brzydził, a na dodatek dzisiaj bardzo ładnie wyglądała?
Zdawało się, że oboje zapomnieli, że obok bawi się
dziesięć tuzinów innych czarodziejów. Draco pogłębił pocałunek, a Hermiona mu
na to pozwoliła. Smakował brandy, którą dopiero co wypił, i pachniał perfumami,
które zostawiła mu rano przy lustrze wraz z pozostałymi kosmetykami. Wybrała je
specjalnie dla niego w Londynie podczas zakupów.
Oderwali się od siebie, Hermiona zaróżowiona, a Draco
blady, by zaczerpnąć powietrza.
— Obiecuję, że niczego sobie nie będę wyobrażała — rzekła
dziewczyna.
Dracon popatrzył na nią uważnie. Jej oczy świeciły,
zaczerwienione usta miała leciutko rozchylone. Nie odsunęła się, więc nadal
czuł na swojej twarzy jej oddech pachnący wódką. Co oni najlepszego wyprawiali?
Nie mógł się jednak powstrzymać. Przez tyle tygodni nie
miał dziewczyny. Prawie zapomniał, jak to jest się całować. W dodatku był
trochę wstawiony (przy libacjach z Blaisem to nic, ale, pomyślał już po raz
drugi dzisiejszej nocy, alkohol to zawsze wygodny argument). A ona była chętna…
Co z tego, że on nazywał się Malfoy, a ona Granger? Już
nie był arystokratą, wyklęli go. Zabrali jego całą tożsamość, majątek, pozycję.
Mieli go gdzieś, bo nie wypełnił woli Czarnego Pana. Nawet matka się nim nie
zainteresowała.
Postawa Narcyzy bolała go zdecydowanie najmocniej.
Dumbledore na Wieży Astronomicznej powiedział, że Zakon jest w stanie ochronić
całą rodzinę Malfoyów. Ale ona nie chciała opuścić domu. Wybrała jakiegoś
pierdolonego psychopatę bez nosa, a nie własnego syna.
Wpijając się w wargi Hermiony Granger, pomyślał, że w
Norze dbają o niego bardziej niż kiedykolwiek to robili w Dworze Malfoyów. Że
Arturowi Weasleyowi zależy na nim mocniej niż Lucjuszowi i Narcyzie.
Okulary Jonathana Smarta zsunęły się na koniuszek nosa,
zanim dziewczyna odsunęła się od Draco. Wpatrywali się w siebie przez jakiś
czas, wreszcie go zapytała z bordowymi wypiekami na twarzy:
— Nie jesteś zmęczony? Może powinniśmy już iść na górę?
Zawahał się. Nie chciał po raz kolejny wszystkiego
zniweczyć jednym wyskokiem.
— Nie chcę, żebyś jutro…
— Nie jestem pijana, okej? — weszła mu w słowo swoim
pewnym prefektowskim głosem. — Wiem, czego chcę, i nie będę cię prześladowała
przez następne miesiące. Nie wyślę ci walentynki, ani nie oświadczę na moście w
Hogwarcie. Proszę cię tylko o jedno. Nie potraktuj mnie jak szmatę.
Doskonale rozumiał, co miała na myśli.
— Nikt się nie dowie, jeśli nie będziesz chciała, masz
moje słowo.
Znowu go pocałowała. Krótko i słodko.
— Muszę powiedzieć panu Weasleyowi, że już idziemy spać —
wyjaśniła, wstając. — Zaraz wracam.
Wkrótce wsadzą
mnie na Oddział Zamknięty Munga. A jeśli nie, to ja się tam wsadzę jutro, jak
się obudzę przy niej.
Coś podpowiadało Hermionie, że pan Weasley wyczytał
wszystko z jej twarzy. To było okropnie zawstydzające, ale za nic w świecie nie
zamierzała teraz stchórzyć.
To było chore, prawda. I wymyślone pod wpływem alkoholu,
też prawda. Ale chciała pozbyć się Rona, chciała go zdradzić, chciała go
poniżyć. Chciała przestać się czuć jego własnością. Był jedynym mężczyzną,
który widział ją nagą i miał ją w łóżku.
Dlaczego Dracon Malfoy? A miał być Harry, którego kochała
Ginny? Albo Wiktor Krum, który chciał ją zwabić do hotelu jak jakąś dziwkę? A
może George Weasley, właśnie idący pod rękę z koleżanką Fleur za ogrodzenie?
Poza tym z jakiego powodu nie miała mieć faceta na jedną noc? Nikogo już się
nie bała. Nikt już jej nie mógł zabronić.
Nagle poczuła uścisk na swoim ramieniu. To była Ginny.
— Wiesz, co robisz? — zapytała śmiertelnie poważnie.
— Nie mam pojęcia, o co ci chodzi — udała Hermiona. —
Gdzie Harry?
— Nie zmieniaj tematu, Hermiono — odpowiedziała szorstko
Ginny. — Widziałam, jak się całowałaś przed chwilą z Malfoyem.
— A ja widziałam, jak całowałaś się rano z Harrym. Co z
tego? — odrzekła opryskliwie Hermiona.
Ginny zaskoczyła postawa Hermiony. Zauważyła, że odkąd
jej przyjaciółka spaliła swoje rzeczy, zaczęło dziać się z nią coś niedobrego.
Kochała ją jak rodzoną siostrę. Nie chciała, aby Hermiona znowu cierpiała. Już
jej pożal się Merlinie brat zafundował jej dosyć przykrych wrażeń.
— Hermiono, rozumiem, że Malfoy cię uratował i o ciebie
dbał. Może faktycznie zaczął wykazywać oznaki ludzkie, ale to nadal jest ta
sama fretka. Pomyśl, nim zrobisz cokolwiek, czego mogłabyś później żałować.
— Ginny, myślałam przez ostatnie osiemnaście lat i nic mi
to nie pomogło — odpowiedziała miękko Hermiona. — Wiem, co robię.
— Mam nadzieję —
szepnęła Ginny do siebie, patrząc za odchodzącą Hermioną ubrana w wierzchnią
część szaty Draco Malfoya.
***
(Ten fragment zawiera scenę powszechnie uważaną za nieodpowiednią dla osób poniżej lat 18 ;)
Serce waliło jej jak młotem. Myślała, że za drugim razem
będzie w stanie trochę opanować swój strach i zdenerwowanie. Nic z tego. Było
tak samo przerażająco.
Malfoy zamknął za nimi drzwi pokoju Charliego Weasleya i
opieczętował je zaklęciem.
— Żeby nikt nam nie przeszkadzał — powiedział i położył
różdżkę na stoliku nocnym. — Jakbyś chciała wyjść, wystarczy „Alohomora”.
— Znam zaklęcie otwierające — odpowiedziała drżącym
głosem Hermiona.
Właśnie, że nie
uciekniesz, skarciła się w myślach.
— No tak, ty znasz wszystkie zaklęcia — pochwalił ją,
podchodząc bliżej.
Pocałował ją pomału i delikatnie. Nie zamierzał jej
wystraszyć. Czuł, jaka była spięta. Z jakiegoś powodu pragnął, żeby zapamiętała
tę noc. Dla niego też miała być specjalna. Pierwszy raz od wyklęcia, pierwszy
raz z dziewczyną, która nie mdlała na jego widok z zachwytu, ani nie krzyczała
z przerażenia. Następna normalna rzecz w jego życiu. Normalność niemal zaczynała
mu się podobać.
Przerwał pocałunek i stanął za jej plecami.
— Nie bój się — szepnął, przygryzając jej ucho. Zadrżała.
— Nie jestem taki straszny, na jakiego wyglądam.
Zaśmiała się cicho, a on złapał jej dłonie i zaczął je
delikatnie masować. Czy powinien słyszeć głosy, krzyczące, że oszalał? Wiedział
to i bez nich. A ona stała tak blisko, cała drżąca, miękka, słodka. Przekroczył
granicę, przed którą potrafiłby się jeszcze powstrzymać.
Pocałował ją za uchem, potem odsunął jej włosy i zszedł
niżej. Odchyliła głowę, ale nadal była niesamowicie spięta.
— Ja… — nie umiała dokończyć. Nagle ten pomysł wydał jej
się durnowaty, a ona sama żałosna. Stał za nią Dracon Malfoy, bożyszcze
hogwardzkich nastolatek, chłopak, które przespał się z tyloma dziewczynami, ile
ona miała włosów na głowie. Tylko się zbłaźni.
— Wiem — odpowiedział, obsypując jej szyję pocałunkami. —
Rozluźnij się i przestań myśleć. Teraz jesteś tylko ty, Hermiono.
Ostrożnie zsunął z niej jego szatę i obrócił ją twarzą do
siebie. Patrzyła na jego koszulę, więc dotknął jej podbródka i sprawił, by
patrzyła mu w oczy.
— Jeżeli chcesz wyjść, to nie będę cię zatrzymywał —
wyszeptał łagodnie. Sam nie wierzył, że to powiedział, ale z drugiej strony nie
miała czuć się do niczego zmuszana.
— Chcę zostać — odpowiedziała i tym razem ona go
pocałowała.
Nie odrywając się od jego ust, ściągnęła szpilki,
zmuszając go do pochylenia się bardziej. Nie była niska, ale on był drugim
najwyższym chłopakiem w Hogwarcie. Przebijał go tylko Zabini.
Wydawała się być mniej przestraszona, gdy sięgała do jego
kołnierzyka i zaczynała całować go w szyję. Draco zamruczał, żeby ją zachęcić.
Po chwili także ją objął i przyciągnął do siebie. Odpięła pierwsze guziki jego
koszuli i przejechała zimnymi palcami po jego skórze. Ostrożnie wyciągnął z jej
włosów spinkę, a ona wyciągnęła koszulę ze spodni i ściągnęła mu okulary.
Niespodziewanie odsunęła się od niego, podeszła do
stolika nocnego i chwyciła różdżkę. Jeżeli teraz zamierzała go zostawić, to
chyba Draco rozwali Norę gołymi rękami. Kilka pocałunków po tak długiej
przerwie wystarczyło, aby się podniecił.
Wycelowała w niego różdżkę i wyszeptała „Finite
Incantatem”. Dracon poczuł, jak włosy wrastają mu w głowę, jak rysy twarzy mu
się zmieniają, jak jego nos na powrót staje się długi i prosty.
— Pragnę Dracona, a nie Jonathana — szepnęła dziewczyna,
znowu się do niego zbliżając.
— Będziesz miała dużo pracy rano — powiedział, nie
ukrywając, że to go ucieszyło.
— W ogóle mi to nie przeszkadza.
Ściągnęła z niego koszulę, muskając dłońmi jego ramiona,
plecy, brzuch i odkrywając, że bladą skórę pokrywa masa drobnych, ale również i
większy blizn. Na chwilę zatrzymała wzrok na Mrocznym Znaku.
— Mam nadzieję, że kiedyś zniknie — wyznanie Draco jego
samego zaskoczyło.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
— Też mam taką nadzieję — powiedziała.
Odpiął haftki jej sukienki, w czasie gdy ona sięgała do
paska jego spodni. Stanęli przed sobą w samej bieliźnie.
— Podwiązka jednak nie spadła — zauważył i pociągnął ją w
stronę łóżka.
Zaczęli całować się namiętnie i gwałtownie. Hermiona
objęła go za szyję, a on położył ją na pryczy. Kiedy przesunął ustami po jej
szczęce, zagryzła wargi, powstrzymując jęk.
— Nie rób tak — wymruczał jej do ucha. — Chcę cię
słyszeć.
Coraz mocniej jej pragnął. Przejechał językiem po jej
obojczyku i pocałował ją w odsłoniętą skórę piersi. Hermiona zajęczała cicho, a
potem przewróciła go na plecy i usiadła na nim. Muskała ustami bliznę za
bliznę. Jedna na mostku, kolejna obok sutka, następna na brzuchu. Wreszcie się
wyprostowała i poruszyła kilkakrotnie biodrami, kokieteryjnie przygryzając
wargę. Salazarze, najchętniej wziąłby ją już teraz.
Znowu znalazł się na górze. Uniósł ją odrobinę, by dostać
się do zapięcia stanika. Zdjął go z niej, nie pozwalając dziewczynie się
zasłonić.
— Mam blizny — szepnęła, uciekając wzrokiem — a moje
piersi…
— Też mam blizny — odszepnął. — Poza tym już cię
widziałem, zapomniałaś?
Pocałowali się raz jeszcze. Potem Draco przejechał
językiem między jej piersiami i ugryzł delikatnie jej sutek, pieszcząc palcami
drugą pierś. Jęknęła z zadowoleniem. Długo całował paskudną bliznę na jej lewej
piersi, z zadowoleniem słuchając jej zmysłowych pomruków. Potem zniżył się na
jej brzuch, omijając grubą warstwę bandaży. Przesunął palcami wzdłuż krawędzi
jej majtek. Hermiona zadrżała i znowu się spięła.
— Nawet nie masz pojęcia, jakie to przyjemne — wymruczał
znad jej pępka, ale widząc niepewność w brązowych oczach, postanowił jeszcze
przez moment zaczekać.
Ułożył się wygodnie między jej nogami i uniósł jedną.
Wodził palcami po kostce, łydce, kolanie, aż wreszcie po udzie. Zadrżała i
zaczęła szybciej oddychać. Chwycił za podwiązkę, białą i delikatną jak
pajęczyna, i zsunął ją razem z pończochą. Tak samo zdjął drugą. Dziewczyna
goliła się mugolską żyletką, małe, na razie niewidoczne włoski, czuł pod
palcami.
Ponownie się nad nią nachylił, czując na torsie jej
twarde sutki, na twarzy jej oddech, na rękach jej dłonie. Wpił się w jej wargi,
brutalnie wpychając język w jej usta. Jęknęła i poruszyła się pod nim. Jego
ręka znowu powędrowała do materiału jej majtek. Uśmiechnął się. Nawet przez nie
poczuł, że się mocno podnieciła.
Nie mogąc się powstrzymać, rozerwał bawełnę i naparł na
jej piersi swoją klatką piersiową. Dotknął palcami jej gorącej i mokrej
łechtaczki. Cichutki jęk wyrwał się z gardła Hermiony. Przestawała się
kontrolować. Potrafiła tylko czuć jego palce coraz bardziej drażniące jej
kobiecość.
Jęczała coraz głośniej, a on z zadowoleniem obserwował,
jak spada maska ułożonej pani prefekt i żelaznej dziewicy. Zapamięta tę noc.
Nie wierzył, żeby Łasica kiedykolwiek doprowadził ją do takiego stanu. Pod tym
względem będzie jej pierwszym mężczyzną. Nieważne, co miała przynieść
przyszłość, na zawsze go zapamięta. Sprawiło mu to niemałą satysfakcję.
— Jesteś piękna — wyszeptał do jej ucha.
To wystarczyło, aby zaczęła napierać na jego palce. Nie
pozwolił jej jednak się na nie nabić. Prychnęła zniecierpliwiona. Przygryzł jej
napuchnięte usta, szybciej poruszając dłonią. Zrobiła się jeszcze bardziej
mokra. Wsunął w jej gorące wnętrze palec, nie przerywając pieszczot łechtaczki.
— Spójrz na mnie — nakazał.
Popatrzyła mu prosto w oczy, nieświadomie wbijając
paznokcie w jego plecy. Rumieńce na jej policzkach pozostawały czerwone, a
brązowe oczy błyszczały pożądaniem. Nie potrzebowała więcej niż paru ruchów.
Zaczęła spazmatycznie oddychać, Draco poczuł, jak jej
drobne ciało charakterystycznie się napina, a jej pochwa zaciska się na jego
palcu.
— Dracon! — krzyknęła, zadrapując jego skórę na plecach.
Jeszcze jeden ruch. Brązowe oczy zaszły mgłą, a potem ona
wygięła się w łuk.
— Dracon…
Złożył delikatny pocałunek między jej piersiami, kiedy
łapała ostatnie chwile orgazmu.
Opadła na poduszki, głęboko oddychając i czując mocne
bicie serca. Wciąż drżała. Draco położył się obok niej i przyłożył mokre palce
do jej ust.
— Zobacz, jak smakujesz — wychrypiał.
Przejechała językiem po jego dłoni i przysunęła się do
niego jeszcze bardziej. Po chwili całowała go dziko, napierając na jego ciało. Zniżyła się do jego szyi, a potem torsu,
wplatając palce w jego włosy i wodząc koniuszkiem języka po jego skórze. Potem
znowu pocałowała go namiętnie w usta. Długo się od niej nie oderwał się, a
kiedy stwierdził, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej, wstał z łóżka i ściągnął
bokserki.
Nie odwróciła wzroku, chociaż widział jej zawstydzenie.
Rozkoszował się przez moment tym widokiem, później znowu ułożył się wygodnie
między jej nogami, rozszerzając je, i pochylił się nad nią. Wszedł w nią
powoli, rejestrując jej reakcję. Hermiona niemalże się uśmiechnęła. To było dla
niej nadal nowe uczucie, ale tym razem prawie nie zabolało. Co więcej Hermiona
pragnęła czuć Dracona i zamruczała zadowolona, gdy zaczął się w niej poruszać.
Oplotła go łydkami w pasie, by było im wygodniej, przymknęła oczy i skupiła się
na jego ruchach. To, co czuła, nie dało się opisać słowami. Przestała myśleć,
tak jak na początku jej nakazał. Nie obchodziło ją, że to właśnie Draco Malfoy.
Merlinie, pragnęła, żeby ta noc się nie skończyła. Podejrzewała, że to i tak
tylko namiastka tego, co mógł z nią zrobić. Teraz zgodziłaby się na wszystko.
Wreszcie zrozumiała opisy w książkach i zachwyty koleżanek. To było
najprzyjemniejsze uczucie na świecie.
Draco przyśpieszył i oboje zaczęli pojękiwać. Wplotła
palce w jego włosy, z zachwytem obserwując jego twarz. Spocona, zaróżowiona, z
rozchylonymi ustami. Jego oddech nadal pachniał brandy. Przylgnęła do niego
najmocniej, jak potrafiła. Powędrowała dłońmi na jego barki. Nie ogarnęło ją to
obezwładniające uczucie, które przeżywała chwilę wcześniej, ale zupełnie jej to
nie przeszkadzało. Dracon Malfoy jęczał coraz głośniej w jej objęcia.
W końcu poczuła pod palcami, jak on sztywnieje.
— Powiedz moje imię, Draco — tym razem to ona mu coś
nakazała, a zrobiła to najbardziej zmysłowym głosem, na jaki ją było stać.
Widziała, jak Dracon przestaje nad sobą panować. Nadszedł
czas na jego ostatnie, najgwałtowniejsze ruchy.
— Hermiona!
Wytrysnął w niej i Hermiona krzyknęła, ponownie wbijając
paznokcie w jego barki. Wyraz błogiego rozluźnienia i piekielnego zmęczenia
pojawił się na jego twarzy chwilę przed tym, jak opadł na nią. Oboje głośno
oddychali, mając na ustach szerokie uśmiechy.
Draco przetoczył się na plecy, a Hermiona szepnęła:
— Dziękuję.
— Cała przyjemność po mojej stronie — wydusił, próbując
opanować oddech.
Może seks z Hermioną Granger nie wyląduje w jego
dziesiątce najlepszych, ale w dziesiątce najoryginalniejszych ze względu na
partnerki zajmie pierwsze miejsce.
Okrył ich pierzyną, następnie przygarnął dziewczynę do
siebie, a ona niepewnie splotła palce swoje i jego. Każde z nich wolało ciszę od
słów.
Świat mógł runąć jutro.
***
Doczekaliśmy się! Tak, upragniony rozdział pt. "Wesele" zawitał na Smoczą Opowieść, a ja mam do Was pytanie. Usatysfakcjonowani? Nie mogę się doczekać Waszych opinii! Za każdym razem, gdy w komentarzach pisaliście, że z niecierpliwością wypatrujecie właśnie dnia ślubu Billa i Fleur, ja uśmiechałam się od ucha do ucha ^^
Tyle wspaniałych słów za każdym razem od Was otrzymuję. Nie jestem w stanie dostatecznie Wam za nie podziękować. Jesteście najlepsi na świecie!
💗💗💗💗💗💗💗💗💗
Zapraszam serdecznie na mojego mejla (martwiała@gmail.com) oraz ask.fm/martwiala
Do następnego rozdziału! ;*
***
Doczekaliśmy się! Tak, upragniony rozdział pt. "Wesele" zawitał na Smoczą Opowieść, a ja mam do Was pytanie. Usatysfakcjonowani? Nie mogę się doczekać Waszych opinii! Za każdym razem, gdy w komentarzach pisaliście, że z niecierpliwością wypatrujecie właśnie dnia ślubu Billa i Fleur, ja uśmiechałam się od ucha do ucha ^^
Tyle wspaniałych słów za każdym razem od Was otrzymuję. Nie jestem w stanie dostatecznie Wam za nie podziękować. Jesteście najlepsi na świecie!
💗💗💗💗💗💗💗💗💗
Zapraszam serdecznie na mojego mejla (martwiała@gmail.com) oraz ask.fm/martwiala
Do następnego rozdziału! ;*
Tak!! Jestem bardzo usatysfakcjonowana, to był chyba twój najlepszy rozdział. Życzę weny i oby tak dalej 😉
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz i cieszę się niezmiernie, że Ci się podobało! ^^
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Droga Autorko! Jestem osobą, którą uwielbia pisac długie komentarze, wyszczególniać wszystko, ale dzisiaj... brak słów. Naprawdę nie wiem, co napisac (oczywiście jest to jak najbardziej pozytywne uczucie). Ten rozdział jest najlepszy, po prostu. Niesamowity, genialny, wyjątkowy. I ja.. naprawdę nie wiem, co więcej napisac. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Mój komentarz jest bardzi krótki, ale uwierz mi - sprawić żebym zaniemówiła jest naprawdę ciężko. Tobie się to udało. Gratuluję niesamowitego rozdziału. Życzę duuużo weny i pamiętaj, milczenie jest złotem, a w moim przypadku szczególnie💗
OdpowiedzUsuńDroga Sarah12!
UsuńUśmiechnęłam się od ucha do ucha, przeczytawszy Twój komentarz ^^ Twoje milczenie mnie niezmiernie uszczęśliwiło. Bardzo Ci za nie i za ten wspaniały komentarz dziękuję! ^^
Pozdrawiam gorąco!
Dziękuję za odpowiedz😊 Nie mogę doczekać sie kolejnego rozdzialu tej niesamowitej, wyjątkowej, przecudownej (mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale już wystarczy) opowieści 💗
UsuńNatomiast ja nie potrafię doczekać się Twoich następnych komentarzy! ^^ :)
UsuńBardzo jestem zadowolona z pojawienia się tego rozdziału 💗💗💗
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny, a w nim mam nadzieję "poranek". Coś mi mówi że niedługo prawdziwa torzsamość Jonathana może się ujawnić poza Norą.. ale zobaczymy :D
Nie mogę się doczekać kolejnych części 💗💗💗
Bardzo dziękuję za Twój komentarz!
UsuńZobaczymy, jak potoczy się wszystko w następnym rozdziale i czy Twoja intuicja dobrze Ci podpowiada ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Aaaaaa! Akcja się rozkręca <3. Dziękuję za takie szybkie dodanie rozdziału, jest mega <3
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za ten komentarz! :)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Uff, wreszcie znalazłem chwilę wolnego, to i napiszę jakiś komentarz. Tak, jestem pracoholikiem (z przymusu, ale jednak)i nie istnieje dla mnie pojęcie życia prywatnego.
OdpowiedzUsuńCzy już kiedyś wspomniałem, że Harry jest nudny? Wieczne braki odpowiedzi, posyłanie wściekłych wspomnień i zgrzytanie zębami. Niech się wreszcie zepnie i zrobi jakąś awanturę na linii z fretką, bo by się przydała iskra. Ale taka zła iskra. Bo te z zupełnie innej beczki się pojawiły :D
Co do tego, to... tym mnie zagięłaś. Jestem prostym człowiekiem, to spodziewałem się prostego rozwiązania wesela. Myślałem o czymś kanonicznym, jednak takie poprowadzenie wydarzeń wywołało mój uśmiech.
Co do innych weselników. Bliźniacy? Zawsze najlepsi, największe swojaki wśród rudzielców. Szkoda mi Charliego, bo wydaje mi się, że znam z różnych źródeł jego stan. Lovegoodowie zawsze mnie zadziwiali swoim szaleństwem - co powiedziało Lunie, że to Draco? :)
Wracając do początku, urzekło mnie opisanie ogółu wesela. Odniosłem wrażenie, że mógłbym na spokojnie zorganizować plan, ekipę, pierdyliard statystów (plus ewentualne peruki, żeby ustylizować ich na rudowłosych) i kręcić to. By było swojsko, bo wyraźne zaznaczyłaś, że była staropolska potrawa narodowa.
A zakończenie... czy naprawdę wymaga dodania czegoś? :)
Dzisiaj dość krótko, jutro mam dwunastogodzinną zmianę, toteż potrzebuję wykorzystania ostatnich wolnych godzin na sen. Nawet jeśli nie widać moich komentarzy pod każdym rozdziałem (lub samych moich rozdziałów), to wciąż gdzieś tam egzystuję i zaglądam co jakiś czas.
Kreślę z szacunkiem :)
A wiesz, jaki to jest ból, drogi Raijin, kiedy ma się wakacje i nie ma się czasu? To jest dopiero tragedia, zwłaszcza w perspektywie zbliżających się studiów.
UsuńJeśli chodzi o Harry'ego... cóż, jak to mówi mądre angielskie (chyba) przysłowie: Be careful what you wish for ;)
Myślałam o rozwiązaniu bardziej kanonicznym, ale Smocza opowieść wtedy stałabym się niemalże kalką siódmego tomu, a to chyba nikogo by nie satysfakcjonowały ;)
Bliźniacy muszę zostać bliźniakami, bo w innym wypadku byłby to gwałt na kanonie. Charliego także mi szkoda. Nie zasłużył sobie chłopak na to :( Co do Luny, Draco sam powiedział, że to te jego oczy :D A tak naprawdę, to Luna widzi więcej niż inni, a nasz Dracon nie jest aż takim ekstra aktorem, żeby całkowicie pozbyć się swojej "malfoyowości" :)
Bardzo Ci dziękuję za tak miłe słowa i cieszę się, że zakończenie Ci się podobało ^^ Podzielasz opinie naszej dwójki xd
Wszystko rozumiem! Nie przejmuj się, liczy się to, że czytasz, podoba Ci się i kiedy możesz zostawiasz po sobie znak ;)
Pozdrawiam serdecznie i życzę więcej wolnego czasu! ^^
Cześć! ♡
OdpowiedzUsuńNo cóż, takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Jednak gdzieś tam moja podświadomość mówiła, żebym pamiętała o Twojej aluzji z poprzedniej notki pod rozdziałem.
Śmierciożercy przegrali w Ministerstwie, więc wnioskuję, że Rufus przeżył, a ataku na Norę już nie będzie. A skoro Minister nie został zabity, Voldemort nie może przejąć kontroli nad Ministerstwem, obsadzając na stanowisku Scrimgeoura kogoś, kto wykonuje jego rozkazy. Naprawdę jestem ciekawa, jak to może wpłynąć na losy bohaterów.
Zastanawiam się też nad tym, czy wkrótce coś się nie stanie, bo mam wrażenie, że ta, jak to nazwę, sielanka nie potrwa długo, trochę jak cisza przed burzą.
A teraz mój ulubiony wątek w tym rozdziale. ♥♥♥ Wprost kocham, gdy autorzy przedstawiają Lunę jako osobę, która widzi więcej niż inni. Może właśnie ze względu na to, jaka jest, skupia się na kompletnie innych rzeczach niż inni, dzięki czemu dostrzegła, kim tak naprawdę jest tajemniczy mąż Hermiony. Uwielbiam jej spojrzenie na świat i mam nadzieję, że to nie będzie ostatni epizod z Luną.
I powiedz mi, czy się nie mylę, ale wydaje mi się, że to Twój dotychczas najdłuższy rozdział.
Znowu znalazłam klika źle postawionych przecinków. Nie było ich jakoś dużo, żeby utrudniały czytanie, ale zwracam uwagę. Wyłapałam też śmieszny błąd, ale to pewnie przez roztargnienie, bo później ten wyraz jest poprawnie napisany. A mianowicie przy opisie sukienki Hermiony pojawia się słowo dekold, ale, jak już pisałam, to zapewne wina roztargnienia.
I jeszcze jeden. W zdaniu " Nie był kretynem, żeby za szybki numerek w pszenicy Weasleyów przepłacić rozpoznaniem prawdziwej tożsamości Smarta i trafieniem do Azkabanu." zamiast słowa przepłacić powinno być przypłacić.
I jeszcze na koniec powiem, że rozdział bardzo mi się podobał i czekam na następny.
Pozdrawiam! ♡
Frida
Hej! ^^
UsuńBardzo dziękuję za Twój komentarz!
Nie chciałam rozwiązywać wesela w sposób kanoniczny, ponieważ to wiele by to skomplikowało i tak naprawdę mielibyśmy drugi raz "Insygnia Śmierci" co chyba mijałoby się z celem.
Trafiłaś w punkt! Luna widzi więcej, zawsze tak było. Dla mnie to jak najbardziej naturalne i niemalże oczywiste, że Luna musiała go rozpoznać, tak, jak rozpoznała Harry'ego.
To prawdopodobnie jest najdłuższy rozdział, jaki opublikowałam tutaj. Nie jest on za to najdłuższym, jaki kiedykolwiek napisałam ;)
Rozdział nie był betowany. Ostatnio tak wyszło, że jakoś mijałyśmy się z moją betą :( Ale obiecuję, że błędy zostaną wkrótce poprawione! ^^
Ponownie bardzo Ci dziękuję za komentarz i pozdrawiam bardzo gorąco! ^^
Szanowna Autorko,
OdpowiedzUsuńpierwszy raz znajduję chwilkę na komentarz!
Twoje opowiadanie jest interesujące- bardzo lubię je czytać i nie ukrywam, że często w sekundzie wolnego zaglądam czy jest jakaś nowość!
Ten rozdział skradł moje serce- jest naprawdę długi, ładnie i zgrabnie napisany. Ah, no i przede wszystkim CIEKAWY!
Cieszę się, że nieco zmieniasz kanonowe wydarzenia, bo to nadaje Twojej opowieści pierwiastka nadzwyczajności.
Bardzo dobrze, że rozwijasz konkretnie wątek uczucia Draco i Hermiony- w wielu opowiadaniach błędem jest właśnie zbytnia rozwlekłość, a Ty szast-prast i jest- wywołując w Nas czytelnikach uśmiech ;)
Również wyłapałam troszkę błędów, ale nie mają one znaczące wpływu na ogólny odbiór.
Gratuluję, przeczytanie tego rozdziału to czysta przyjemność! ;)
Liczę, że szybko pojawi się kolejny rozdział!
Pozdrawiam ;)
Bardzo dziękuję za przemiły komentarz i za poświęcony czas! ^^
UsuńSmocza opowieść zajmuje szczególne miejsce wśród moich opowiadań, więc staram się, jak mogę, aby wyszła jak najlepiej. Mam nadzieję, że uda mi się ją dokończyć w dobrym stylu ^^
Tak, Dramione często jest oderwane od rzeczywistości. Z takimi charakterami, jakie posiadają Draco i Hermiona, typowa komedia romantyczna jest, moim zdaniem, niemożliwa i dlatego Smocza opowieść na razie tak się toczy ;)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
Rozdział nie był betowany, to dlatego. Przepraszam i obiecuję poprawę!
''(...)Długo się od niej nie oderwał się, a kiedy stwierdził, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej, wstał z łóżka i ściągnął bokserki.'' (byl jedynie w samych skarpetach). Nie miej mi tego za zle, to moj spaczony charakter i absurd, ktory wciskam wszedzie. Pochwala za dlugi rozdzial (cheers lass!) i za nie-olewanie postaci drugoplanowych! Czekam na wiecej przygod baraszkujacych Hermiony i Draco (moze dodasz mu te skarpetki?).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Hannah, wczesniej jako Girts vel ciotka Tessie 2.0.
Hej!
UsuńNie mam Ci tego za złe, oczywiście, że nie! XD Postanowiłam nie wspominać o skarpetkach, bo one nigdy nie są romantyczne ;D Muszę rozważyć dopisanie jednego zdania z nimi w roli głównej ;)
Bardzo dziękuję za Twój komentarz! Zobaczymy, jak rozwinie się ich "romans" :)
Również pozdrawiam bardzo serdecznie! ^^
mam nadzieje, ze ich l'amour bedzie hotter than hell;) milo sie tu czyta:)
Usuńpzdr!
Okaże się! ^^
UsuńHejo hejooo ;D
OdpowiedzUsuńWpadłam spóźniona, bo w tym całym zamieszaniu zdołałam wylapać dopiero teraz, że nie skomentowałam rozdziału! Dopiero zaginiona scena dała mi przysłowiowego pstrycza w nos.
Czekałam na wesele. czekałam i czekałam. Bo coś mi świtało, że to będzie przełomowa noc w życiu Draco i Hermiony. I nie spodziewałam się, że aż tak przełomowa! Jetem kompletnie zaskoczona, ale oczywiście cieszę się jak głupie dziecko ;D A niechaj im się teraz wiedzie, a co! W każdym bądź razie akcja u Ciebie gna niczym nasze pendolino, a mi nie pozostaje nic innego, jak tylko wsiąść i zapiąć pasy, bym nie wypadła na następnym zakręcie. Serio, oniemiałam. I teraz jestem w stanie powiedzieć tylko tyle.
Biję brawo, robię pokłony, a przy okazji kładę się posłusznie, bo jak wiadomo padłam, leżę i za Chiny Ludowe stąd teraz nie wstanę.
Iva Nerda
Hejo hejooo :D
UsuńI się doczekałaś!^^ Po przeczytaniu Twojego komentarza stwierdzam, że bardzo Ci się podobało, z czego jestem niezwykle zadowolona :D
Miałaś dobre przeczucia. Rozdział "Wesele" i w oryginale był kluczowy, więc pomyślałam, że w Smoczej opowieści też powinien być :)
Akcja gna, ale zobaczymy, czy w pewnym momencie nie wyhamuje ;) Natomiast jestem szczęśliwa, że wywołałam u Ciebie taką reakcję ^^
Ja również się Tobie kłaniam i uśmiecham, że nadal pozostajesz na podłodze :D
Pozdrawiam serdecznie! ^^
Cóż za niedopatrzenie z mojej strony! Przeczytałam rozdział już dawno temu i teraz wchodząc na bloga czekając na kolejny rozdział którego niestety jeszcze nie widze stwierdziłam że poczytam sobie komentarze - z nadzieja ze napisałaś cos o kolejnym rozdziale i jego publikacji. A tutaj wielkie zaskoczenie - nie zostawiłam po sobie złamanego knuta. Bije pokłony i proszę o wybaczenie :( jestem nierozgarniętą pandą :(
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - WOW. Jestem troche zaskoczona, ale patrząc na szybkość rozwijania się relacji miedzy Draco i Hermioną nie powinno mnie to zdziwić :D Niemniej jednak jestem bardzo tym uradowana, gdyż iż ponieważ uwielbiam momenty jak miedzy naszą ukochaną parką dzieje się dobrze 😍 Jestem bardzo ciekawa, co szykujesz dla nas w kolejnym rozdziale. Teraz to mogę się już spodziewać wszystkiego - ciąża, atak Rona No normalnie wszystkiego. Dlatego nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Kończę ten komentarz bo na telefonie strasznie cieżko sie pisze :( obiecuje dłuższy komentarz pod następnym rozdziałem :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie :)
Ukochana pando, jesteś najmilszą pandą, jaką znam, i wybaczę Ci każde opóźnienie, czy przeoczenie! ;)
UsuńTeż się cieszę, gdy Draco i Hermiona są szczęśliwi. A tej nocy chyba byli, coś mi tak podpowiada :)
Cóż mogę powiedzieć co do rozdziału dwunastego: tego się NAPRAWDĘ nie spodziewałaś :D Rozdział świeżutki, cieplutki i trochę przemoknięty ze względu na pogodę u mnie właśnie wylądował na "Smoczej opowieści". Mam nadzieję, że również Ci się spodoba!
Pozdrawiam gorąco!