Betowała: Katja |
Patrząc
w lustro, pierwszy raz od bardzo długiego czasu dokładnie przyjrzał się swojej
twarzy i sylwetce. Strasznie schudł, co można było poznać po nienaturalnie
mocno wystających kościach policzkowych i obojczyku. Jego twarz stała się
jeszcze bardziej pociągła, a policzki trochę się zapadły. Skóra nie była już
tak nieskazitelna jak kiedyś, a włosy osiągnęły w jego opinii nieprzyzwoitą długość.
Przez pięć tygodni w Norze strasznie się zaniedbał. Jego prezencji nie pomagały
także wielkie ciemne sińce pod szarymi oczami i krótki jasny zarost.
Draco nie spał dwa dni, bez przerwy czuwając przy
Granger, którą magomedycy, krótko po tym, jak cudem udało im się jej pracę
serca, celowo wprowadzili w śpiączkę. Rana musiała się względnie wygoić, poza
tym organizm potrzebował regeneracji i wypoczynku, a na to najlepszy był
spokojny sen, za który można było uznać magiczną śpiączkę.
Wszedł pod ciepły strumień wody, nie umiejąc powstrzymać
pomruku zadowolenia. Nareszcie poczuł przyjemne rozluźnienie napiętych mięśni. Zaczesał
palcami do tyłu tłuste włosy i skierował twarz wprost na lecącą wodę. Policzki
trochę go zaszczypały.
Granger obudziła się jakieś dwie godziny
wcześniej. Nadal była trochę otępiała, ale uzdrowiciele uprzedzali o tym,
twierdząc, że otrzeźwienie powinno przyjść stopniowo. Z pomocą rudej
Weasleyówny zmienił więc rannej opatrunek, a później został niemalże wygoniony
do łazienki przez Artura („Draco, naprawdę zaczynasz nieprzyjemnie pachnieć.”),
zostawiając Granger w rękach Charliego. Po wzięciu prysznica miał iść prosto do
łóżka i porządnie się wyspać, ale mimo uporczywie klejących się powiek, oczywiście
ani trochę nie zamierzał wypełniać tego polecenia. W jego opinii był jedyną
osobą, która mogła pomóc dziewczynie, jeżeli cokolwiek złego zaczęłoby się z
nią dziać.
Brud i zaschła krew Granger spływały z
wodą do kratki ściekowej, pozostawiając jego skórę znowu czystą.
Najpierw szok, potem adrenalina, a
następnie zmęczenie nie pozwoliły Draconowi na dokładne przemyślenie swojego
zachowania z nocy z 31 lipca na 1 sierpnia. I za to był im bardzo wdzięczny.
Mógłby dość do niewygodnych wniosków. Zajmując się Granger, nadal koncentrował
się na wykonywanych czynnościach, a nie pobudkach, które nim kierowały. Tak
było dla ich obojga najlepiej.
*
Po długim prysznicu nieoczekiwanie
poczuł się jeszcze gorzej. Było mu ciepło i przyjemnie, kiedy wyszedł z
łazienki pachnący, ogolony i uczesany, ubrany w czyste rzeczy, ale przez to
właśnie potwornie chciało mu się teraz spać. Nie poszedł jednak do swojego
pokoju, ale do sypialni rudej Weasleyówny, znajdującym się na pierwszym
piętrze, który zajęła Granger.
— Miałeś iść spać — oznajmiła mu od
progu.
Jej głos wciąż był lekko charczący i
cichy. Leżała w świeżutkiej piżamie na łóżku pod oknem, z którego rozciągał się
widok na zielony sad. Miała włosy uczesane w gruby warkocz i niemrawo się do
niego uśmiechała, co nie omieszkał skrytykować Malfoy:
— Jak się nie przestaniesz tak
szczerzyć, to położę się na twoim łóżko, uprzednio wyrzucając cię przez okno —
ostrzegł, siadając pod ścianą, tam, gdzie zawsze przez ostatnie dwa dni,
nieopodal dziewczyny.
Oparł się o zimne drewno i ze wszystkich
sił próbował nie zamykać oczu.
— Nie zdemolujecie pokoju mojej siostry,
jeżeli zostawię was na chwilę? — spytał Charlie, zajmujący krzesło przy łóżku.
— Nie ma kto pomagać tacie posprzątać w garażu.
— Nie, raczej się na niego nie rzucę. —
Uśmiechnęła się Granger.
— A ty? — zwrócił się ze śmiechem do
Ślizgona Weasley.
Chłopak teatralnie wywrócił oczami.
— Granger nawet atom nie dobije, więc
nie sądzę, by mi się to udało. I to w dodatku bez różdżki — powiedział, przy
okazji wypominając, że znowu pozbawili go różdżki.
Artur Weasley, patrząc na niego
przepraszająco-współczującym wzrokiem, odebrał mu ją zaraz po tym, jak
przeszedł z podwórka. Draco prawie nie stawiał oporu.
Treser smoków podniósł brew, ale nic nie
odpowiedział, a po chwili zamknęły się za nim drzwi. Niemal natychmiast
odezwała się Granger:
— Czemu nie poszedłeś spać? — zapytała
słabo, lecz z wyraźną naganą w głosie. — Twoje cienie pod oczami wkrótce będę
widoczne nawet dla prawie całkowicie ślepej ciotki Ginny, Tessi.
Malfoy zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.
— Jeśli myślisz, że ten epizod z urodzin
Grzmottera coś zmienił w naszych wzajemnych relacjach, to z nieskrywaną
przyjemnością cię rozczaruję, Granger — syknął, kładąc nacisk na jej nazwisko –
wymówił je, jakby stanowiło obrazę niemal tak wielką jak „szlama”.
Dziewczyny to jednak nie zniechęciło.
— Jesteś naprawdę zmęczony — stwierdziła
troskliwym tonem. — Powinieneś…
— Zamknij się! — krzyknął na nią.
Musiała mu, jędza, przypominać, że pada
na pysk?! Jej świergotanie, nawet ciche, było aż nadto uciążliwe. O wiele
przyjemniej przebywało się z nią w jednym pomieszczeniu, kiedy leżała, bez słowa
i nieruchomo.
— Chcesz mnie zezłościć — rzekła miło. —
Spokojnie, jeszcze się na ciebie wkurzę. Myślę, że nastąpi to już niebawem,
muszę tylko odzyskać więcej sił. A do tej pory moglibyśmy dalej trwać w stanie
zawieszenia broni…
— O jakim zawieszeniu broni ty mówisz,
co? — zirytował się Malfoy.
— To w takim razie jak nazwiesz to, że
uratowałeś mi życie? — teraz i ona odrobinę się zdenerwowała.
— Dodatkiem do utarcia nosa mojemu ojcu
— odparł jadowicie. — Kiedy dowie się, że poniekąd to ja przyczyniłem się do
faktu, że wciąż takie coś jak ty egzystuje, nie będzie zadowolony.
Sam nie wiedział, czy to, co mówi, jest
prawdą. Teraz w głowie miał tylko jedną myśl — spać, spać, SPAĆ!
Na twarzy Granger, poznaczonej drobnymi
rankami i odciśniętym fragmentem poszewki na policzku, pojawiło się
rozczarowanie.
— Nie gadaj, że naprawdę sądziłaś, że
nagle poczułem do ciebie coś więcej niż odrazę — zakpił chłopak. — Nawet Łasica
nie byłby taki głupi, żeby przyszła mu do tej rudej łepetyny taka bzdura!
Chciał ją ugodzić prosto w serce, aby
raz na zawsze zapamiętała, że była dla niego nikim. Nie ratował jej ze względu
na to, że nazywała się Hermiona Granger. W jego sposobie myślenia o niej coś
się przez ostatni miesiąc zmieniło. Już na zawsze miała dla niego pozostać tym
czymś, w czego żyłach pływał tylko brud.
W jej oczach pojawił się gniew.
Najpewniej, gdyby tylko czuła się odrobinę lepiej, rzuciłaby na niego
przekleństwo.
— To dlaczego tak szybko wyszedłeś spod
prysznica? — wycharczała, co pewnie powinno brzmieć jak warczenie. — Dotykałeś
mnie jeszcze przed godziną. Ociekasz moim szlamem.
Starała się bardzo, ale nijak nie była w
stanie powstrzymać napływających łez. Dracon spoglądał na nią z triumfalnym
wyrazem bladej twarz.
— Doszedłem do wniosku, że jeszcze przez
wiele miesięcy, chociaż bym nie wiadomo jak długo się szorował pumeksem, nie
zmyję go — odpowiedział, z zimną satysfakcją obserwując jej reakcję.
Warga Granger zaczęła się trząść, a z
kącików oczu poleciały drobne łzy. W tym samym momencie odwróciła szybko głowę
w kierunku okna.
— Myślałam… — głos się jej załamał i
musiała minąć chwila, by kontynuowała: — Dla ciebie do końca życia pozostanę tylko
szlamą, prawda?
Chłopak wzruszył ramionami.
— Prawdziwego pochodzenia nie możemy
zmienić — powiedział lekko.
Drobna sylwetka dziewczyny zatrzęsła się
kilkakrotnie i rozległ się jej tłumiony szloch, a potem zapadła głucha cisza.
Malfoy wbijał uporczywie wzrok w plakaty
Fatalnych Jędz i Harpii z Hollyhead. Gwenog Jones w ciemnozielonej szacie ze
złotym pazurem na dużej piersi raz po raz przelatywała z jednego na drugi,
niekiedy zerkając zalotnie w jego stronę. Na chwilę prawie zapomniał o tym, że
nie musiałby wypijać Eliksiru Słodkiego Snu, by natychmiast zasnąć. Ale potem z
łóżka zaczęły dolatywać dziwne dźwięki.
Początkowo myślał, że Granger znowu
jęczy z bólu, i dopiero po paru sekundach, uświadomił sobie, że ona śpiewa. I
to nie byle co, tylko kołysankę.
Na
Wojtusia z popielnika
iskiereczka
mruga.
Chodź,
opowiem ci bajeczkę,
bajka
będzie długa.
— Granger, co ty, do cholery…
— Teraz to ty
się zamknij — rzuciła ostro w jego kierunku.
Chciał jej
odpyskować, ale ona zaczęła na nowo, a jego, jak gdyby byłoby to możliwe,
ogarnęła jeszcze większa senność niż ta, którą odczuwał przed momentem.
Był
sobie król, był sobie paź
i
była też królewna.
Z
cukru był król, z piernika paź,
królewna
z marcepanu…
Jego powieki
stawały się coraz cięższe, zupełnie jakby ktoś go czarował albo hipnotyzował.
Głos zamarł na ustach, a ponętna postać Gwenog Jones w obcisłej szacie stała
się zamazana. W końcu się poddał i zamknął oczy.
Kiedy Malfoy
niemalże niedosłyszalnie zachrapał, Hermiona znowu na niego spojrzała. Nawet
jeśli pod ścianą drzemał największy dupek, jakiego kiedykolwiek spotkała, to
właśnie on ją uratował. Dobrze słyszała, jak uzdrowiciele mówili, że gdyby nie
zaklęcia, które na nią rzucił, choć bardzo proste, już by nie żyła. Szczerze
nienawidziła zaciągniętego wobec niego długu wdzięczności, ale jakieś
pocieszenie dało się znaleźć w tym, że on czuł to samo.
Spokoju na
dawała jej jedna myśl. Dlaczego on to zrobił?
Do tej pory
sądziła, że Malfoy z chęcią własnoręcznie by ją oskalpował. Ona także nie
darzyła go zbytnią sympatią. Można więc łatwo sobie wyobrazić ogromne
zdziwienie, jakie ogarnęło Hermionę, kiedy leżąc na kanapie w salonie
Weasleyów, powróciła do niej niewielka część świadomości i uświadomiła sobie,
że Ślizgon pochyla się nad nią, trzymając rękę na jej klatce piersiowej,
dokładnie w miejscu, gdzie najlepiej wyczuwalne było bicie serca. Złapała
długie palce chłopaka i mocno je ścisnęła, bo święcie wierzyła, że jest on
ostatnią osobą, którą w swoim życiu widzi. Była pewna, że umrze. A Malfoy przy
niej trwał, chociaż doskonale wyczuwała ogarniającą go panikę. I właśnie to
stanowiło największą zagadkę.
Czemu jej po
prostu nie zostawił? Teoria, że to przez zachowanie jego ojca, zdawała się być
naciągana. To przecież nie stary Malfoy ją dźgnął nożem. No i słyszała, co
chłopak mu powiedział.
„Jak będę
chciał, to się z nią nawet ożenię…”
Nie, Hermiona
nie była głupia i wiedziała, że to tylko cięta pyskówka, ale, na gacie Merlina,
co spowodowało, że posłużył się nią, żeby dopiec ojcu?
Dzisiejsze
zachowanie Malfoya, chociaż poczuła się dotknięta do żywego, wydawało się jej
być tylko próbami ocalenia pozorów, które i tak nie miały już większego sensu.
Oboje czuli, że coś między nimi się zmieniło.
Ona nie lubiła
jego, a on jej, to fakt, ale…
Hermiona doszła
do wniosku, że nie pozostaje jej nic innego, jak cierpliwie czekanie na rozwój
wydarzenie, dokładnie w momencie, w którym Malfoy zaczął wiercić się i ciężko
dyszeć. Chwilę potem wyjęczał coś niezrozumiałego.
Dziewczyna
popatrzyła na niego zaciekawiona. Widocznie coś przekręcała, gdy nucąc
kołysankę, rzucała na niego zaklęcie usypiające, jakie w założeniu powinno
wywołać taki san efekt jak Eliksir Słodkiego Snu – nie dopuszczać do
rozwinięcia się koszmaru u osoby, na którą zostało rzucone.
A Malfoyowi
wyraźnie się śnił koszmar. Poruszył się gwałtownie, mamrocząc gorączkowo „Mamo,
mamo!”.
*
Miał
siedem lat. Były jego urodziny. Przejechali ciocia Izabela i wujek Thorn razem
z ich jedynym synem, najlepszym przyjacielem Draco, Blaisem. Tato co prawda nie
pozwolił mu zaprosić nikogo więcej, ale i tak zabawa była przednia.
Od
mamy dostał wielką księgę o najwybitniejszych czystokrwistych czarodziejach w
historii magii, od ojca cztery razy większy od niego samego obraz przedstawiający ich
drzewo genealogiczne, ale i tak najbardziej podobał mu się prezent wręczony
przez Blaise’a. Nowiutka miotła wyścigowa, Nimbusa 1700, z połyskującą ciemną
rączką i idealnie brązowymi witkami.
—
Polatasz na niej później, Draco — powiedział mu zimnym tonem tata, kiedy
zapytał, czy może wyjść do ogrodu i ścigać się z Blaisem (który pomyślał także
o zabraniu swojej miotły, Nimbusa 1500). — Najpierw musimy zjeść z naszymi
gośćmi kolację.
Dorośli
rozmawiali jak zwykle o bardzo nudnych sprawach. Tato narzekał na jakiegoś pana
Weezleya, czy jakoś tak, ponieważ ten uwielbiał mugoli i szlamy. Draco
wiedział, że mugole i szlamy to brudy zaśmiecające świat. Byli nic nie warci, a
ich żyłach płynęła krew cuchnąca błotem. Sprawiali, że tacy czarodzieje jak on
i jego rodzice, PRAWDZIWI czarodzieje musieli się ukrywać i płaszczyć przed
nimi (chłopiec nie do końca wiedział, co znaczy „płaszczyć się”, ale skoro tato
tak powiedział, to na pewno miał rację). Ale tato twierdził, że najgorsza była
ślepota Ministerstwa Magii, które nic z tym nie robiło. Kiedyś znalazł się
jeden mądry czarodziej, którego Lucjusz nazywał „Czarnym Panem”, i właśnie on
chciał przywrócić czarodziejom czystej krwi ich należną pozycję, tępiąc (też
nie za bardzo zdawał sobie sprawy, co to „tępić”) mugoli i szlamy, ale w
tajemniczych okolicznościach pozbawiono go mocy. Kto to zrobił i w jaki sposób?
„Dowiesz się w przyszłości, Draco”.
Nagle
przyjemna atmosfera zabawy urodzinowej prysła niczym bańka mydlana. Narcyza
odpowiedziała coś Lucjuszowi, który gwałtownie wstał, przewracając krzesło.
Rzucił się do niej i złapał za szyję.
—
Mama! — krzyknął siedmioletni Draco, zeskakując z krzesła i biegnąc do
szamoczących się rodziców. — Zostaw ją, tato! — Szarpnął ojca za krawędź szaty
z czarnego jedwabiu. — Zostaw! Mamo, mamo! Zostaw ją!
Czasami
jego tatę ponosiło i wtedy podnosił głos na mamę. Raz nawet uderzył ją przy
chłopcu. Draco nie mógł dopuścić, żeby stało się to jeszcze raz.
Z
miejsca poderwał się wujek Thorn i doskoczył do szamoczącego się małżeństwa,
odsuwając chłopca na maksymalną odległość.
—
Zabierz dzieci! — zwrócił się do Izabeli, próbując odciągnąć rozwścieczonego
Lucjusza od Narcyzy.
Ciocia
natychmiast chwyciła za rączki Blaise’a i Dracona, ale chłopczyk, odciągany,
zdążył jeszcze zobaczyć, jak jego tato wbija coś w plecy mamy, a ta pada
bezwładnie na ziemię. Na jej letniej lnianej sukience pojawiła się szkarłatna
plama, która z każdą chwilą rosła.
Potem
zrobił się szum w jadalni, a wujek Thorn zawołał do bawialni swoją żonę. Ciocia
Izabela kategorycznie zabroniła im wychodzić z salonu, do którego ich
zaciągnęła, ale Draco jej nie posłuchał. Musiał wiedzieć, czemu mama upadła i
skąd na jej jasnym ubraniu wzięła się czerwień.
Odczekał
chwilę, a potem najciszej jak się dało przeszedł przez korytarz i podszedł do
drzwi od bawialni.
Przez
szparę w uchylonych drzwiach dostrzegł mamę leżącą na kanapie. Narcyza co
chwila kręciła się i podskakiwała, jakby coś ją swędziało w plecach. Nagle
wujek Thorn rozerwał ładną sukienkę i oczom chłopca ukazała się naga skóra jego
mamy, cała w czymś czerwonym.
Scena zaczęła
się rozmywać, może przez to, że już dorosły Draco zastanowił się nad czymś.
Nigdy nie zapomniał rozmowy wujka Thorna i jego mamy. Oboje śmiali się ze
swoich wyczynów na imprezie kończącej siódmy rok w Hogwarcie. Thorn podpuszczał
Narcyzę, pytając, czy podobały jej się jego ślipy w czerwone hipogryfy z
koronki, kiedy w dormitorium chłopaków robił dla niej striptiz z powodu
przegranej z Nottem w pokera. Narcyza odpowiedziała, że do dzisiaj je sobie
przypomina, kiedy Lucjusz nie wraca na noc do domu. Izabela zaś ze śmiechem ją
ostrzegła, by uważała, bo stanie się o nią zazdrosna.
*
I znowu siedział
oparty o ścianę wyłożoną drewnem w pokoju na pierwszym piętrze. Tyle że teraz
był wypoczęty jak nigdy, a w dodatku ciężko dyszał i w głowie huczały mu słowa
matki sprzed dziesięciu lat, które powiedziała do niego, kiedy tylko odzyskała
siłę by samodzielnie się poruszać.
„Nie możesz,
Draco, w ten sposób zachowywać się w stosunku do twojego ojca”, rzekła ganiącym
tonem. „Jeżeli jest na mnie zły, to znaczy, że miał rację i dobry powód do
tego”.
Nigdy więcej nie
stanął w jej obronie, a i sama Narcyza od tamtej pory traktowała go z widoczną
rezerwą i chłodem. Potem ani razu nie zdarzyło się, aby czytała mu bajki na
dobranoc i bawiła się z nim w ogrodzie. Za to zatrudniła mu guwernantkę, która
nauczyła go pisać, czytać i liczyć, dobrych manier i mówić po francusku. To
było o wiele przydatniejsze w prawdziwym życiu niż kochający rodzice.
Gdyby był
bardziej emocjonalny, stwierdziłby, że w swoje siódme urodziny stracił ostatnią
rzeczywiście kochającą go osobę. Ale na szczęście Dracon nie należał do osób,
którymi targają emocje (oczywiście, wykluczając nienawiść). No i francuski się
przydał, gdy ojciec rok temu zaprowadził go do Moulin Rouge’u, ekskluzywnego
burdelu dla dobrze sytuowanych czarodziejów czystej krwi, który swoją siedzibę
miał w samym centrum Paryża.
Dopiero po
jakiejś minucie przypomniało mu się, że nie jest w pokoju sam. Całe szczęście
Granger wydawała się być pogrążona w głębokim śnie. Jej obandażowana
własnoręcznie przez Dracona klatka piersiowa równomiernie podnosiła się i
opadała, a głowę nadal miała skierowaną w stronę okna tak, że było widać tylko
część jej lekko piegowatej twarzy — odrobinę blady policzek i zamknięte oko.
Szybko odwrócił
wzrok. Granger, jeszcze wciąż kredowobiała i cała w bandażach, za bardzo
przypominała mu po tym śnie Narcyzę. Spojrzał po raz kolejny na plakaty tak
licznie porozwieszane po całym pokoju do momentu, w którym stykały się z drewnem, że trudno
było stwierdzić kolor farby na ścianach.
Ciekawe, ile
czasu minęło, odkąd tu siedział. Chyba nie aż tak sporo, skoro nikt się do nich
nie pokwapił.
Jakby na
zawołanie drzwi się otworzyły i ukazała się w nich mała postać Ginny Weasley.
Niska dziewczyna z sięgającymi po pas prostymi rudymi włosami i okrągłą twarzą
całą w piegach popatrzyła na niego z iskierką w oku.
Pewnie
Potter właśnie ją obmacywał — pomyślał wrednie Draco.
— Malfoy —
rzuciła o oktawę wyższym głosem, niż powinna — możesz już iść. Zostanę z
Hermioną.
Ku zaskoczeniu
Ginny, chłopak wstał bez słowa i minął ją w przejściu. Do tej pory
kategorycznie protestował, gdy ktoś mówił, aby wyszedł z pokoju.
Kiedy tylko
usłyszała odgłosy jego kroków na schodach, Hermiona poruszyła się na łóżku i
odwróciła głowę w jej kierunku.
— Myślałam, że
śpisz — oznajmiła Ginny, podchodząc do krzesła, które zajmował przed nią
Charlie.
— Nie, mam już
dosyć spania — odrzekła jej Granger. — Ileż można!
Weasley się
zaśmiała.
— Rozumiem,
zamknęłaś oczy, że nie patrzeć na naszą fretkę!
— Nie nazywaj go
tak — przerwała jej ostrzej niż zamierzała Hermiona. — Może i nie grzeszy
szczególną sympatią w stosunku do nas, ale to nie oznacza, że my też musimy
zachowywać się tak samo w stosunku do niego.
Ginny zmrużyła
podejrzliwie oczy, siadając na krześle, ale nie powiedziała już nic więcej.
Chwilę siedziały w ciszy, a potem Hermiona zaczęła rozmowę o przesuniętym
terminie ślubu Billa i Fleur. Weasley natychmiast podłapała temat, narzekając
straszliwie na to, że zmusza się ją do wytrzymanie z Flegmą jeszcze przez bite
dwa tygodnie.
*
Minął tydzień od
urodzin Pottera. Ślub został przesunięty na 15 sierpnia, a Fleur kategorycznie
oświadczyła, że choćby sam Sami-Wiecie-Kto wpadł do Nory, to ta data nie zmieni
się nawet o dzień.
Draco na powrót
znalazł rozrywkę w obserwowaniu Imperiusa i Cruciatusa, które swym nowym
zwyczajem codziennie około południa wybierały się na „spacer” po całym suficie.
Chłopak był przekonany, że w tej sytuacji już niedługo zobaczy Avadę i Kedavrę,
i szczerze zaczął się zastanawiać, czy pająki posiadają jakąś dziwną odmianę
inteligencji.
Wychodził tylko
na posiłki i opatrywanie Granger. Czasami przy tym drugim na krótki moment
odzyskiwał różdżkę (zazwyczaj Charliego) i to poprawiało mu humor, ale tylko
dopóki znowu nie był zmuszony jej oddać.
Mimo tego że on
zachowywał się prawie tak samo, jak wcześniej, zauważył widoczną zmianę w
zachowaniu Weasleyów. Bill już nie patrzył na niego bez przerwy spod byka, ryża
kura przestała mruczeć pod nosem klątwy, gdy go widziała, a raz nawet przy
obiedzie Artur zagadnął go o jego preferencje sportowe. To była najdłuższa
rozmowa Dracona, odkąd wylądował w Norze. Co prawda nie podszedł do niej jakoś
przesadnie ochoczo, ale spokojnie odpowiadał na wszystkie pytania pana
Weasleya, a wracając do pokoju na trzecie piętro, czuł się jakoś dziwnie
lepiej, za co sam siebie później skrytykował.
Jedenastego,
dokładnie w poniedziałek, pierwszy raz o własnych siłach (chociaż stale
asekurowana przez Pottera) na śniadanie zeszła chwiejnym krokiem Granger, cała
w skowronkach. Bliźniaki powitali ten wyczyny gromkimi brawami, Artur
powiedział do dziewczyny coś miłego, a Draco stwierdził, że to cyrk co najmniej
taki, jakby Granger okrążyła Ziemię na miotle.
— No, nie krzyw
się tak — zwróciła się do niego dziewczyna, niezgrabnie zajmując, o zgrozo!,
puste krzesło obok niego. — Miałeś już dostatecznie długie wakacje ode mnie.
Jej głos stał
się znowu normalny — głośny i dźwięczny. Twarzy nie miała takiej bladej, a
włosy ponownie stały się dawną szopą.
Popatrzył na nią
z niechęcią.
— Co roku
przysługiwał mi dwumiesięczny urlop od twojego jazgotu, Granger — mruknął znad
owsianki.
— Ale ostatnio
byłeś bardzo niegrzeczny i Mikołaj doszedł do wniosku, że należy ci się
odpowiednia kara — zaśmiała się, a pan Weasley odchrząknął, chcąc zamaskować
swoją prawdziwą reakcję na jej słowa.
— Hermiono, jedz
— upomniał ją Harry, zajmując miejsce tuż obok dziewczyny.
— Przecież jem.
Dziękuję, pani Weasley — powiedziała kobiecie, kiedy ta stawiała przed nią
także miskę z owsianką. — Przepyszne! — dodała po pierwszej łyżce.
Molly posłała
jej szeroki uśmiech.
— Chociaż jedna
potrafi docenić mój wysiłek — powiedziała z wyrzutem.
— Ależ mamo, my
go naprawdę doceniamy! — zapewnił Fred.
— Po prostu
stwierdziliśmy, że jeżeli będziemy się powtarzać, to zanudzisz się z nami na
śmierć — dodał George.
— Biłobi lepsie,
gdibi ni codzinni tio samio — zauważyła Fleur zgryźliwym głosem.
Pani Weasley
posłała jej wściekłe spojrzenie i już miała zripostować, kiedy głos zabrał
Artur.
— Z wami z
pewnością nie dałoby się nudzić — powiedział, zapobiegając wszczęciu kolejnej
kłótni.
— No, jedz,
Harry, jedz — Granger zaczęła wesoło przedrzeźniać Pottera patrzącego z
podejrzliwością na owsiankę.
Gryfon już miał
jej coś odpowiedzieć, gdy za oknem pojawiło się parę charakterystycznie
hukających ciemnych plamek, z każdą chwilą coraz bardziej zbliżających się do
Nory.
— Sowy… —
stwierdziła Granger.
— Jakaś ty
domyślna — zironizował Draco.
— Nie martw się,
już prawie mi dorównujesz — odpyskowała dziewczyna, jednak uśmiechnęła się do
niego całkiem przyjaźnie.
Trzy brązowe
sowy i jedna czarna jak węgiel, w której Draco momentalnie rozpoznał Zawadiakę
— ptaka zawsze przez niego używanego w Hogwarcie, jeśli jego własny nie był w
stanie przesłać komuś list, wleciały przez otwarte okno kuchni i wylądowały na
środku stołu, nie bacząc na produkty spożywcze na nim rozstawione.
Malfoy zauważył,
że Potter posłał Granger dziwnie zaskoczone spojrzenie, spostrzegłszy pieczęć
Szkoły Magii i Czarodziejstwa na żółtawym pergaminie listów, jakby w ogóle ich
w tym roku nie oczekiwał.
Ślizgon za to
spojrzał na pana Weasleya. Naprawdę wymagali od niego, by wrócił w tym roku do
Hogwartu?
— Dalej,
dzieciaki, otwórzcie — zachęcił ich Artur.
Ginny nie trzeba
było dwa razy powtarzać. W mgnieniu oka pochwyciła list dostarczony przez
najmniejszą z sów. Draco natomiast powoli odwiązał pergamin od nóżki Zawadiaki
i podał mu do dzióbka kawałek chleba. Ostrożnie, jakby koperta miała zaraz
wybuchnąć, rozerwał pieczęć i wyciągnął z niego pierwszą kartkę.
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: Minerwa McGonagall
(Mistrz
Transmutacji 1967, 1983, 1990; Wiceprzewodnicząca Zespołu
Uczących
Czarodziejów; Wielka Czarownica)
Szanowny Panie Malfoy,
Mamy przyjemność
poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart na rok siódmy (klasa Okropnie Wyczerpujące Testów Magicznych).
Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny
rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 2o
sierpnia, upraszając, aby potwierdził Pan w liście zwrotnym swoje preferencje
odnośnie wybranych przez Pana przedmiotów szkolnych.
Minerwa
McGonagall
Minerwa McGonagall,
dyrektor
Później była
lista podręczników. W miejscu książki do Obrony Przed Czarną Magią świeciła
pustka, a w post scriptum umieszczono uwagę, że tytuły, których zabrakło w
liście, uczniowie otrzymają w szkole . Stara kocica najwyraźniej nie zdążyła
jeszcze znaleźć jakiegoś chętnego szaleńca na miejsce nauczyciela Obrony.
Trudno się dziwić, wszyscy uczący rocznik ’80 nie skończyli zbyt dobrze, a
ostatni zabił Albusa Dumbledore’a. Tak, tylko wariat mógł chcieć tej posady.
Dracona wcale
nie zdziwiło, że w kopercie znajdował się jeszcze jeden list. Wiedział, że
odnosi się do jego prefektury i był pewien, że właśnie ją utracił. Jak inaczej
miałoby być, skoro o mało co nie rzucił w dyrektora Avadą Kedavrą. Jakie więc
poczuł zdziwienie, gdy z pergaminu z brzdękiem wyleciała odznaka, i to Prefekta
Naczelnego.
Zwyczajnie
oniemiał.
Powierzchnia
plakietki była podzielona na cztery części, a w każdej z nich widniał malutki
herb jednego z domów. Duże „P” na środku lśniło to na szmaragdowo, to na
srebrno.
Był przekonany,
że McGonagall jakimś cudem się pomyliła, ale kolejne słowa w liście do Prefekta
Naczelnego Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zdecydowanie temu
zaprzeczały.
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: Minerwa McGonagall
(Mistrz
Transmutacji 1967, 1983, 1990; Wiceprzewodnicząca Zespołu
Uczących
Czarodziejów; Wielka Czarownica)
Szanowny Panie
Malfoy,
Z nieskrywaną
przyjemnością, ja, Minerwa McGonagall, dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w
Hogwarcie, Mistrz Transmutacji 1967, 1983, 1990; Wiceprzewodnicząca Zespołu
Uczących Czarodziejów; Wielka Czarownica, niniejszym mianuję Pana, Panie
Draconie Lucjuszu Malfoyu, na jednego z dwóch Perfektów Naczelnych Szkoły Magii
i Czarodziejstwa w Hogwarcie w roku szkolnym 1997/1998.
To zaszczytna
funkcja, którą w przeszłości obejmowali tacy wielcy czarodzieje jak Merlin,
Nicolas Flamel czy Albus Persival Wulfryk Brian Dumbledore, tym szczególnie
miło jest mi przyznawać ją Panu, Panie Malfoy.
W liście
znajdzie Pan swoją odznakę. Oczekuje się Pana w przedziale dla prefektów, wagon
12, Ekspres Londyn-Hogwart, gdzie zaczerpnie Pan wszystkich potrzebnych
informacji tyczących się Pana nominacji.
Minerwa
McGonagall
Minerwa McGonagall,
Dyrektor
To musiał być
ponury żart tej starej kocicy! Jak? No jak?!
— Harry, zostałeś
prefektem? — zdziwiła się Ginny, przyglądając się niewielkiej rzeczy w dłoniach
chłopaka.
Malfoy oderwał
wzrok z połyskującego srebrnego „P” i popatrzył na zdezorientowanego Pottera.
— Zamknij
paszczę, Grzmotter — syknął, nie potrafiąc się powstrzymać.
— Ale my nie
wracamy do Hogwartu — wymamrotała Hermiona, wpatrując się w swoją odznakę
Prefekta Naczelnego, którą dopiero teraz zauważył Draco.
Teraz to już był
pewny, że McGonagall sobie z nich ponuro zażartowała i…
Co?! Spojrzał na
dziewczynę obok siebie, jakby była niespełna umysłu. Jak to nie wracają do
Hogwartu?!
— Hermiono,
chyba się przesłyszałem — powiedział pan Weasley.
Granger z
wbitymi w kawałek metalu oczami nie odpowiedziała. Zamiast tego zaczęła obracać
odznakę między palcami, mrucząc „Ja Prefektem Naczelnym?... Ja?”
— Harry? —
zwrócił się do Pottera Artur.
Ten natomiast
bez wahania odparł:
— To prawda. Nie
wracamy w tym roku do Hogwartu — powtórzył z mocą za przyjaciółką.
— A możemy
wiedzieć dlaczego? — syknęła w jego stronę Molly, odrzucając ściereczkę w
kratkę.
Potter przełknął
głośno ślinę, ale spojrzał z mocą na panią Weasley.
— Profesor
Dumbledore powierzył mi pewną… ważną sprawę — rzekł pewnie. — Nie mogę go
zawieść.
— Co to za
sprawa? — spytała podejrzliwie kobieta.
— Nie mogę pani
powiedzieć. — Harry wytrzymał wściekłe spojrzenie oczu Molly.
— Hermiono —
zwróciła się do dziewczyny.
Ale ta była tak
zapatrzona w odznakę Prefekta Naczelnego, że chyba nic do niej nie docierało.
Draco zauważył, że jej oczy robią się szkliste, i się załamał.
Granger
się popłacze, bo dostałą posadę, która od pierwszego wystrzału jej ręki w górę
na lekcji Transmutacji była dla niej przeznaczona. Merlinie, proszę…
— Arturze,
rozumiesz to wszystko? — fuknęła na męża Molly.
Pan Weasley
przebiegł wzrokiem po wszystkich w kuchni, zatrzymując się na twarzy Pottera.
— Harry, pani
profesor McGonagall wie o tym? — zapytał.
Chłopak się
zmieszał.
— Jestem dorosły
— oświadczył wymijająco, odkładając odznakę Prefekta do koperty zaadresowanej
zielonym atramentem. — Nie wiem, jak Hermiona, ale ja nie zamierzam już wracać
do Hogwartu.
W kuchni zaległa
kompletna cisza. Nawet bliźniacy (z trudem odtworzone ucho George’a było wciąż
owinięte bandażem), którzy do tej pory coś do siebie szeptali, teraz wpatrywali
się w Pottera.
— Molly,
myślisz, że Minerwa pogniewa się, jeżeli jedną z sów użyję, aby wysłać do niej
list? — zagadnął swobodnie do czerwonej na twarzy żony.
— Co zamierza
pan zrobić? — spytał Harry, a jego pewność siebie nagle wyparowała.
Weasley posłał
mu przyjazne spojrzenie.
— Zamierzam
wysłać list do profesor McGonagall, jakbyś nie dosłyszał, Harry — odparł lekko
uszczypliwie.
Malfoy prychnął
pod nosem z zadowoleniem. Nawet już oni
mają dość twojego zadufania w sobie, Grzmotter.
— A niby po co?
— zaatakował Potter.
— Ponieważ
uważam, że pani profesor należą się słowa wyjaśnienia z waszej strony — Artur
zakończył dyskusję, wstając od stołu, biorąc jedną sowę i wychodząc na
zewnątrz.
Molly posłała
Potterowi i Granger mordercze spojrzenie i podążyła za mężem.
Przez chwilę
jeszcze nikt się nie odzywał, a potem niespodziewanie odezwała się Ginny:
— Jakim cudem
Harry mógł zostać Prefektem? — spytała. — Przecież Ro… to znaczy Gryffindor ma
już jednego Prefekta w waszym roczniku.
Nikt od tygodnia
nie wspominał ani słowem o Ronaldzie. Draco, który nie brał czynnego udziału w
życiu domu i w ogóle bardzo rzadko schodził na parter, pomyślał, że musieli
zawrzeć między sobą jakieś milczące porozumienie. Przez pierwsze kilka dni w
Norze panował marazm, ale później wszystko wróciło do prawie całkowitej normy.
Tak, jakby Weasleyowie umówili się, że będą udawać, że Ron nigdy nie istniał.
— Jeżeli w danym
roku szkolnym w Hogwarcie nie pojawi się któryś z Prefektów, zostaje mianowany
na jego miejsce inny — wyrecytowała na wydechu tym swoim przemądrzałym tonem.
Malfoy
uśmiechnął się do siebie w duchu. Granger musiała czuć się o wiele lepiej,
skoro Pierwsza Żelazna Kujonica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie do
długiej przerwie wracała.
Schowawszy
odznakę Prefekta Naczelnego i trzy zwoje pergaminu do koperty, Hermiona
spojrzała prosto w twarz Ginny i bez śladu drżenia w głosie dodała:
— Ron musiał
zrzucić szkołę.
Próbowała wstać,
ale jeszcze nie była na tyle silna, by zrobić to bez pomocy. Jakby na zawołanie
Potter poderwał się ze swojego miejsca, oferując swoje silne ramię. I krzyknął
jak oparzony:
— Malfoy, co to
jest?!
— To? — upewnił
się swobodnym tonem Ślizgon — Odznaka Prefekta Naczelnego…
— ALE JAK TO?!
— Też chciałbym
wiedzieć — mruknął pod nosem Draco, ale na szczęście Harry go nie usłyszał.
*
Profesor
McGonagall za pomocną Sieci Fiuu znalazła się w Norze jeszcze tego samego dnia
wieczorem. Prawie niedostrzegalna linia, która kiedyś była jej ustami, nie
zwiastowała niczego dobrego.
Ginny i
bliźniacy zostali wygonieni do swoich pokojów, a państwo Weasley pod pretekstem
wyplenienia gnomów wyszli do ogrodu. W salonie więc znajdował się tylko Harry,
Hermiona i Draco. Ten ostatni nie był zbytnio zadowolony z faktu, że został
zmuszony wysłuchiwać pretensji starej kocicy, że jej pupilki w tym roku wypięły
się na nią i Hogwart, ale wiedział, że dowie się wreszcie, co się z nim stanie
w roku szkolnym. Nawet jeżeli szanse na jego powrót do klasy Owutemów były
bliskie zeru. Nie łudził się bowiem, że listy McGonagall stanowiły jakieś
potwierdzenie, że nie został uwięziony w tej szopie do końca życia.
— Mogę wiedzieć,
co tak naprawdę panem kieruje, panie Potter? — zapytała sztywnym tonem profesor
McGonagall.
Nie siedziała na
wątpliwej jakości fotelu, wolała stać przy oknie. Gryfoni natomiast zajęli
kanapę (nikt by nie powiedział, że tydzień temu była cała we krwi, zaklęcie
„Chłoszczyć” należało do tych bardziej pospolitych, niemniej jednak czyniło
cuda), a Draco fotel, którym pogardziła belferka.
— Już to mówiłem
— zniecierpliwił się Potter. — Profesor Dumbledore powierzył mi wypełnienie
ważnego zadania. Nie zawiodę go!
— Proszę nie
podnosić na mnie głosu, Potter — ostrzegła go Minerwa, a Hermiona popatrzyła na
Harry’ego z naganą. — To nadal nie wystarczający powód, aby decydować się na
przerwanie edukacji!
Gryfon potargał
ze złością czarne włosy i wymruczał coś pod nosem.
— Pani profesor
— zaczęła niepewnie Granger — naprawdę chcielibyśmy wrócić do Hogwartu, ale
okoliczność na to nie pozwalają…
— A ja sądziłam,
że okoliczności to właśnie najlepszy powód, żeby skończyć szkołę — przerwała
jej ostro Minerwa.
Dracon pierwszy
raz zobaczył wypieki na jej twarzy. Merlinie, ona była w stanie się rumienić?!
— Zdawać by się
mogło, że ulice są pełne sług Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać — skrzywiła
się lekko, ale kontynuowała: — Hogwart to jedyne w pełni bezpieczne dla was
miejsce. A szczególnie dla ciebie, Potter.
Gryfon zacisnął
pięści, aż pobielały mu knykcie. Hermiona położyła mu rękę na ramieniu,
posyłając ciepły uśmiech, ale on go nie odwzajemnił wpatrzony w swoje ręce.
— Pani profesor
— dziewczyna przeniosła wzrok z przyjaciela na nauczycielkę — my naprawdę to
wszystko rozumiemy, ale profesor Dumbledore na pewno chciałby, żeby jego wola
została wypełniona.
Minerwa potarła
nerwowym ruchem czoło. Już nawet nie starała się ukrywać, że ta sytuacja
wywołuje w niej silne emocje.
— Panno Granger,
a nie pomyślała pani, że profesor Dumbledore przede wszystkim chciałby, żebyście
byli BEZPIECZNI? — zapytała, wyraźnie zdenerwowana.
— Hogwart
podlega Ministerstwu Magii, które jest infiltrowane przez Voldemorta! —
krzyknął Potter, podrywając się gwałtownie z kanapy.
Ciekawe
skąd Grzmotter zna słowo „infiltrowany?” — zamyślił się na chwilę Ślizgon.
— Harry, proszę
— szepnęła Hermiona, pociągając chłopaka za brzeg koszulki, a dyrektorka
fuknęła lodowatym tonem:
— Nie będę tak z
tobą rozmawiać, Potter... Muszę jeszcze się tylko upewnić w pana sprawie, panie
Malfoy — dodała po chwili, odwracając się w kierunku blondyna.
No,
nareszcie!
— Pan wraca do
Hogwartu?
— Miałem
nadzieję, że to pani profesor odpowie mi na to pytanie — odpowiedział
uprzejmie, prostując się w fotelu.
W odróżnieniu od
Jestem-Pseudo-Bohaterem-Potter umiał okazać szacunek wobec nauczycieli, nawet
jeżeli nie zgadzał się z nimi.
— To znaczy? —
zapytała kobieta.
— Od pewnego
czasu moje losy nie leżą w moich rękach, pani profesor — wyjaśnił, wzruszając
ramionami. — Myślę, że to czy wracam do szkoły, zależy wyłącznie od Zakonu
Feniksa.
— Zatem widzimy
się w Hogwarcie — stwierdziła pewnie.
Draco chciał
zadać jakieś pytanie, dowiedzieć się czegokolwiek więcej, ale Minerwa szybko
weszła do kominka, rzucając ostatnie spojrzenie dwójce Gryfonów.
— Z wami także —
dodała z mocą, a potem z sykiem ognia zniknęła w zielonych płomieniach.
Dzisiaj spokojniej, prawda? Można złapać oddech w tym gorącu początku lata ^^
Mam nadzieję, że ten rozdział także Wam przypadł do gustu po masywnej piątce <3 (Chyba nigdy nie przestanę się kochać w tym rozdziale *.*)
Chciałabym OGROMNIE wszystkim podziękować za komentarze. Były po prostu wspaniałe! Naprawdę to, że wciąż dostaję od Was tak wspaniałe opinie na temat "Smoczej opowieści" jest równie cudowne jak spełnienie się mojego marzenia o dostaniu listu z Hogwartu. Bardzo Wam wszystkim dziękuję i kłaniam się nisko.
Dla tych, którzy przeżywają piekło sesji: Dacie radę i pamiętajcie, że gdy skończycie tę, zostanie Wam już jedna mniej do zaliczenia ;)
Dla tych, którzy męczą się w te słoneczne dni w szkole: To już końcówka :)
A dla maturzystów (jeżeli jacyś tu są) oraz wszystkich pozostałych, którzy mają wolne: Niech żyje całodzienne pisanie/czytanie/obijanie się - co kto woli! :D
Zapraszam na mojego Aska i mejla: martwiala@gmail.com
Do zobaczenia!
Dla tych, którzy męczą się w te słoneczne dni w szkole: To już końcówka :)
A dla maturzystów (jeżeli jacyś tu są) oraz wszystkich pozostałych, którzy mają wolne: Niech żyje całodzienne pisanie/czytanie/obijanie się - co kto woli! :D
Zapraszam na mojego Aska i mejla: martwiala@gmail.com
Do zobaczenia!
Pierwsza! Rezerwuję sobie to zaszczytne miejsce. Mimo braku czasu musiałam zajrzeć i zobaczyć, czy nie dodałaś rozdziału. Nie zawiodłam się i rozdział jest cuuudoowny. Masz rację, że w porównaniu do 5 jest bardzo spokojny, ale uważam, że to dobrze. Przeczytałam go i stwierdziłam, że skomentuję (powtórzę mój komentarz z tamtego rozdziału i powiem, że jest to pierwsze opowiadanie jakie
OdpowiedzUsuńkiedykolwiek skomentowałam). Komentarz jest napisany ja szybko, ale jutro napiszę kolejny, ale tym razem z dłuuugą recenzją :) Gratuluje ogromnego talentu i nie mogę się odczekać kolejnego rozdziału, bo to opowiadanie przebija wszystkie inne. Mam nadzieję, że mój komentarz cię uszczęśliwi i zmotywuje do dalszego pisania. I przygotuj się na jutrzejszą dawkę komplementów💕
Gratuluję bycia pierwszą!
UsuńNIEWYOBRAŻALNIE się cieszę, że pozostałaś na moim blogu na dłużej! Mam nadzieję, że pozostaniemy w stałym kontakcie! :D
Nie mogę doczekać się Twojej opinii i BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ za tak cudowne słowa. You made my yesterday evening, yk? 💕
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo ja dziękuję za tak cudowne opowiadanie. Twoje odpowiedzi na moje komentarze niezwykle mnie cieszą i wzruszają 💗(Usunęłam poprzedni komentarz ze względu na błędy😂)
UsuńOooooo! Rozdział ♡
OdpowiedzUsuńAkurat kiedy naszła mnie nieodparta ochota na przeczytanie czegoś :D
Rodział jak zwykle świetny. Chciałabym widzieć scene rozmowy Hermiony, Draco i Harrego z McGonagall xD
Nie mogę się doczekać następnego rodziału ♡
Chcę już powrót do Hogwartu, tam zawsze jest najciekawiej i najmagiczniej ☆☆☆
Mam do ciebie pytanie, czy w związku z tym, iż zaraz wakacje, będziesz również przez ten okres dodawała rodziały czy zamierzasz zrobić sobie jakąś dłuższą przerwe? Ja tak tylko orientacyjnie chciałabym wiedzieć jeżeli to nie problem ;)
Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny do pisania ♡♡♡
:* :* :*
W takim razie jestem tym bardziej zadowolona, że trafiłam na odpowiedni moment!
UsuńNie, nie planuję robić żadnej przerwy. Co za dużo, to nie zdrowo, a przecież dopiero miałam znaczną przerwę z powodu matur. Rozdziały planuję dodawać regularnie. Mam nadzieję, że to Cię ucieszy!
♡♡♡
Dobry wieczór (dobranoc jest bardziej pożegnalne, więc pomimo pory, no nieważne).
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, rozdział pozwolił złapać oddech po ostatnich wydarzeniach. Milutko. Scena snu może sugerować, co popchnęło Fretunię do działania w ostatnim czasie. Proces uczłowieczania i pokazywania jego drugiej strony sukcesywnie się rozkręca, co mi się niezwykle podoba.
Może być dzisiaj krócej i chaotycznie, bo zwyczajnie zdycham. Kombinacja krótkiego snu i dziwnej pory działa niekorzystnie. Szczególnie, gdy jest ciągnięta od dłuższego czasu. W ogóle, przypadkowo zobaczyłem nowy rozdział, ale dzięki temu miałem robotę przed snem.
Zaraz, zaraz, zaraz... o ile Dracona jako prefekta naczelnego zrozumiem, tak Piorunka jako prefekta już nie do końca. To jest ten sam powód, dla którego ani Syriusz, ani James nie zostali mianowani na tę funkcję, tylko Lupek.
No i ta piękna sytuacja, gdy Minerwa wkracza do Nory. Gdyby miała temperament Szalonookiego (niech ziemia lekką będzie mu), to Harry by został świnką morską.
Mówię, dzisiaj bardziej nieskładny niż zazwyczaj, błagam o udzielenie wybaczenia.
Pozdrawiam.
Mój drogi czytelniku, pragnę Ci przypomnieć, że Harry Potter nie został prefektem na piątym roku tylko i wyłącznie dlatego, że Dumbledore "nie chciał mu dodawać obowiązków" (to mniej więcej jego słowa z kanonu). Teraz, kiedy Ron nie wraca (?) do szkoły, wybór Harry'ego wydał się profesor McGonagall naturalny. Mam nadzieję, że sytuacja jasna ^^
UsuńProfesor McGonagall poczuł wiatr w żaglach, bo przecież wiedziała, że po śmierci Dumbledore'a zostanie dyrektorem Hogwartu. Nie zapominajmy jednak o Severusie Snape'ie. Może akurat wygryzie ją ze stanowiska, jak to zrobił w kanonie? ;)
Pozdrawiam serdecznie, nie gniewając się ani trochę za długość komentarza!
Mega, mega, mega, mega!
OdpowiedzUsuńWpadłam dzisaj zobaczyć, czy może czegoś nie dodałaś i aż podskoczyłam z radości gdy zobaczyłam nowy rozdział :D. Kocham Twój pomysł na postaci, ich przedstawienie, no po prostu wszystko. To jest cudne <3. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;).
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję! :* :D
UsuńTwój komentarz także jest cudny <3 Dziękuję bardzo za niego i obiecuję, że następna część pojawi się równie szybko :)
Pozdrawiam serdecznie!
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńBaaardzo czekałam na ten rozdział! Mogłabym teraz opisać wszelakie koncepcje, które z niekrytym przerażeniem pojawiły się w mojej głowie, ale po co mam Cię stresować? :D
Zastanawiałam się jak zachowa się Draco po tym spektakularnym, jak i zupełnie zaskakującym bohaterstwie w poprzednim rozdziale, co skutkowało zaglądaniem na Twojego bloga niemal codziennie. Wszystko jest takie naturalne. Choć jego słowa odnośnie Hermiony sprawiły, że miałam ochotę go udusić, to jednak trzeba przyznać, że takie wyparcie jest naturalnym mechanizmem obrony (a przynajmniej w jego mniemaniu).
Hermiona natomiast pozytywnie mnie zaskoczyła - ta jej radość z życia, pozytywne podejście do wszystkiego... No super. Widać, że bliska śmierć pozwoliła jej docenić, co jest w życiu najważniejsze. Czekam na dalsze interakcje między nimi!
Najbardziej jednak zastanawiam się jak dalej potoczy się akcja. Czy zdecydujesz się wysłać ich na poszukiwanie horkruksów - tak jak w pierwotnej wersji, z tym, że teraz, pod nieobecność Rona, jego miejsce zajmie hm... Draco; czy może pójdziesz pod prąd i całą trójkę wyślesz z powrotem do Hogwartu.
Jedna i druga wersja w pełni mnie satysfakcjonuje! :D
Podsumowując, tradycyjnie: padłam, leżę i nie wstaję.
Iva Nerda
Hej! :D
UsuńUwierz mi, jestem OGROMNIE ciekawa Twoich koncepcji i jeżeli tylko masz ochotę i czas, proszę, zdradź mi je :) To nie będzie stres, tylko przyjemność, czytać, jakie pomysły ominęłam :)
Starałam się bardzo. To chyba kwestia odpowiedniej ilości przeczytanych wątków miłosnych. Bardzo często bohaterowie od pierwszego wejrzenia się w sobie zakochują na zabój, a przecież tak się nie zdarza w prawdziwym życiu, prawda?
Hermiona próbuje poukładać swoje życie na nowo. A jej stosunek do Draco, to, moim zdaniem, takie traktowanie siebie nawzajem, jakiego skrycie Hermiona sobie życzyła od bardzo długiego czasu.
A czy wracamy do Hogwartu? Cóż, to się okaże ;)
Moja droga, im dłużej leżysz, tym dłużej ja się cieszę 💗
Pozdrawiam serdecznie! :)
No to jestem jak obiecałam💕 Nie mogłam skomentować wcześniej niestety, ale teraz w końcu mogę wyrazić wszystkie moje uczucia😊
OdpowiedzUsuńZacznijmy od samego początku i tego, co mnie tak urzekło w twoim cudooownym opowiadaniu. Po pierwsze niesamowity pomysł na historię. Czytałam już mnóstwo opowiadań, a wszystkie z nich i tak polegały mniej więcej na tym samym. W twojej historii jest inaczej. Wszystko jest zaplanowane od początku do końca, a ja nie mogę oderwać się od tej historii i wciąż do niej wracam. Codziennie sprawdzam, czy nie dodałaś rozdziału, a kiedy dodasz, to cieszę się jak małe dziecko. Niektóre rozdziały czytam w wolnym czasie, mimo że znak je na pamięć.
Dobra teraz przejdę do postaci. To może zacznijmy od Draco. Jest on absolutnie CUDOWNY. Uwielbiam to, że nie zrobiłaś z niego jakiegoś mięczaka, który zaraz padnie na kolana przed Hermioną i będą żyć długo i szczęśliwie. Jest niezwykle kanoniczny i mimo tego, ze w oryginale jest go mało, to w twoim opowiadaniu jest dokładnie taki, jakiego go sobie wyobrażam. Ma świetne sarkastyczne poczucie humoru, jego kwestie nigdy nie są nudne i przekombinowane. Zawsze jak czytam jego kwestie, myśli i tym podobne, to dziękuję ci w duchu za jego postać. Jest tak niezwykły, inteligentny i kanoniczny (powtarzam się wiem, ale w ten sposób wyrażam zachwyt), ze nie mogę sie nadziwić. Cała jego postać to po prostu cudo. Jest to zdecydowanie najlepsza wersja Draco, o jakiej kiedykolwiek czytałam. Biję pokłony i ruszaj dalej.
Twoja Hermiona jest świetna. Po prostu genialna. Uwielbiam w niej to, ze trzyma się od Draco na ,,dystans" (nie wiem jak to nazwać). Chodzi o to, że nie rzuca się ja niego jak jakaś mało inteligentna nastolatka, tylko spokojnie i z wyczuciem chce zawiązać z nim pewna relację.
Artur- uwielbiam (będę sie cały czas powtarzać). Postać tak często pomijana, a tutaj pojawia się i to w świetnym stylu. To samo dotyczy Charliego, który tez jest świetnie wpleciony w tę historię.
Twój Ron, który w większości opowiadań zostaje uznany za kompletnego durnia, tutaj pojawia sie jako zły charakter. Szczerze uwielbiam to. Tak swietnie pokazałaś nam jego postać, ze jestem w stanie zrozumieć, co nim kieruje.
Reszta postaci (Harry, Molly, Ginny itp.) jest również swietnie wykreowana, ale nie będę każdego z nich opisywać, bo chce cię jeszcze wychwalic za inne rzeczy.
Pająki w pokoju Draco to po prostu C U D O. Niby szczegół, a daje świetny efekt.
Pomysł, ze znakiem posłuszeństwa jest ŚWIETNY. Jeju możesz go sprzedać Rowling. Jest to tak przemyślane i spokojnie może znaleźć sie w oryginalnej książce, której brakuje czegoś takiego.
Scena uratowania Hermiony to.. nie wiem jak to opisać. To ona skłoniła mnie do napisania mojego pierwszego komentarza. Byłam nią tak wzruszona. Nie mówiąc już o samym pomyśle na nią, to jest ona tak dobrze napisana, ze czułam sie jakbym tak stała z boku obok nich.
Takich scen było jeszcze wiele, ale ta zwaliła mnie z nóg. W tym rozdziale bardzo spodobało mi sie to, ze Draco nie zmienił sie z dnia na dzien. Nadal traktuje Hermionę z dystansem, ale wie, że coś się zmieniło.
Mogłabym tak pisac i pisac, ale ten komentarz nie wyrazi tego, jakie to opowiadanie jest cudowne. Kocham je całym sercem i nie mogę sie doczekac następnego rozdziału. Mam nadzieję, ze dotrwałam do końca. Na koniec zapytam (jak zawsze) jak myslisz, kiedy pojawi się następny rozdział?💗
Podpisuję się rękoma i nogami pod tym komentarzem, nie umiem tak pięknie wyszczególniać i wskazywać składowych dlaczego dane opowiadanie mi się podobało, jednak ten komentarz cudownie odzwierciedla moje uczucia dk tego opowiadania <3. Rzeczywiście, jest to jedno z najlepszych Dramione jakie czytałam do tej pory :).
UsuńCzy mogłabym inaczej rozpocząć pisać odpowiedź do Twojego komentarza, Sarah12, niż 💕 💕 💕
UsuńTwoje słowa to miód na moje serce! Bardzo Ci za nie dziękuję, bo ilekroć je czytam, robi mi się ciepło w środku i uśmiecham się od ucha do ucha. Bardzo dziękuję również za to, że mój Smok został przez Ciebie tak doceniony! 💕
Pomysł wpadł ot tak, po prostu, pewnego popołudnia. Chociaż muszę przyznać, że postać Dracona od pewnego czasu mnie mocno intrygowała, to szczerze mówiąc długo zupełnie nie rozważałam pisania o nim i z jego perspektywy.
Draco potraktowałby mnie zapewne bardzo nieprzyjemnym zaklęciem, gdybym go przedstawiła w inny sposób 💕
Wszystkie postacie, które wymieniłaś są tak bliskie mojemu sercu, że nie wybaczyłabym sobie, gdybym je zniszczyła. I oby nigdy do tego nie doszło (Salazarze, uchowaj)!
To ja kłaniam się przed Tobą i również mam nadzieję, że wspólnie dotrwamy do końca i że stanie się to w odpowiednim czasie (ani za szybko, ani za późno) ;*
Na koniec przeproszę Cię, że dopiero teraz odpowiadam, ale muszę przyznać, że ostatnio ciągle piszę i z trudem znajduję czas na cokolwiek innego. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Obiecuję poprawę! :)
Takie miłe słowa. Na gacie Merlina, cała jestem czerwona! 💕
Pozdrawiam serdecznie!
PS Rozdział w najbliższym czasie
Droga Mustangowiec!
UsuńKażdy komentarz cieszy mnie niezmiernie! Nie liczy się ilość, ale jakość, a to, że tak wysoko cenisz "Smoczą opowieść" to wszystko, czego mogłabym sobie życzyć 💕 Bardzo Ci dziękuję!!!
Pozdrawiam serdecznie! :*
Tak się cieszę, że znalazłaś czas, aby mi odpisać💗 Najpiękniejszym uczuciem jest dla mnie uszczęśliwienie kogoś i cieszę się, że mi się udało. Jeszcze raz dziękuję i czekam niecierpliwie na następny (pewnie świetny) rozdział 💗
Usuń💕💕💕
Usuń*dotrawałaś do końca💗
OdpowiedzUsuńMusisz mi wybaczyć spóźnienie, ale mam teraz taki natłok rzeczy na uczelni, że nawet sobie nie zdajesz sprawy :( ALE jeżeli wszystko dobrze pójdzie to 26.06 już zacznę wakacje - idealnie dzień przed urodzinami :D
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o rozdział... Może będę wypunktowywać, bo inaczej będzie to bardzo chaotyczny komentarz. Chociaż z tym pewnie też będzie chaotyczny... No, ale dobra.
Po 1 byłam NIEZMIERNIE ciekawa, jak będzie zachowywać się Draco - nie myślałam, oczywiście, że od razu rzuci się na Hermione z wyznaniem miłości - byłoby to nierealne no i po prostu... no nie JESZCZE nie :D Oczywiście nie zawiodłam się na Tobie - zachowywał się jak zawsze, no może nawet jeszcze trochę gorzej. Tłumaczę to sobie tym, że on jest teraz w fazie WYPARCIA.
Po 2 nawet nie spodziewałam, się, że Hermiona po części już zacznie zmieniać nastawienie - może to spowodowane jest traumą jaką przeszła? W sumie nie do końca. Jakby nie patrzeć ta śliczna fretka uratowała jej życie. Na pewno nie spodziewała się, że przeżyje dlatego tak się przed nim otworzyła. Wydaje mi się też, że jej zachowanie jest uwarunkowane po części tym, jak zachowywał się Malfoy podczas ich.. hmmm... nazwijmy to sam na sam :D Na pewno nie spodziewała się takiego obrotu spraw, a co za tym idzie, zauważyła w nim kogoś innego niż chama ze Slytherinu. Ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to tylko skorupa, pod którą, kryje się coś dobrego. No i oczywiście wydaje mi się, że Hermiona zacznie obierać Malfoy'a z tej skorupki powoli jak jajko :D
Po 3 powrót do Hogwartu? Teraz jestem w lekkim szoku... Bardziej spodziewałam się... W sumie do końca nie wiem czego, ale na pewno nie powrotu do szkoły. Chociaż mam taki mały plan ułożony w swojej głowie, który może w jakimś stopniu pokryje się z tym, co Ty przygotowałaś dla naszych bohaterów.
Po 4 mam nadzieję, że Ron będzie umierał z męczarniach razem z Lucjuszem (nie wiem, jak to odnieść do tego rozdziału, ale po prostu stwierdziłam, że muszę to napisać)
Musisz mi wybaczyć tą niespójność całego tekstu i ewentualne głupoty, które napisałam, ale nie mogłam już dłużej zwlekać z napisaniem komentarza ( rozdział przeczytałam od razu po opublikowaniu, ale nie miałam już czasu i siły na komentowanie) no a potem jak to zwykle bywa, ktoś mi chyba kradł godziny z doby, bo było ich zdecydowanie za mało, dlatego dopiero teraz, mając trochę czasu stwierdziłam, że coś muszę napisać, bo mi to spędza sen z powiek :D
Oczywiście nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału dlatego wstawiaj go jak najszybciej :)
Pozdrawiam Cię serdecznie! :)
Nic nie szkodzi! Piszesz do pretendenta do miana "tytana pracy", doskonale więc rozumiem, że szkoła w kluczowych momentach po prostu musi być na pierwszym miejscu. Życzę Ci pomyślnego zakończenia tego roku!
UsuńProszę, wyjaw mi swój plan! Bardzo jestem ciekawa, co wymyśliłaś i czy rzeczywiście tak się stanie ;*
Ron... chciałabym Ci powiedzieć O WIELE WIĘCEJ, ale nie mogę :( Zobaczymy, jak dalej potoczy się "Smocza opowieść".
Jak zwykle było merytorycznie i spójnie, pando, nie martw się ;* Twoje komentarze zawsze są przeze mnie wyczekiwane, ale spokojnie, mogę czekać, zwłaszcza że mam już wakacje ^^
Właśnie wstawiłam rozdział siódmy, na który Cię serdecznie zapraszam! 💕
Pozdrawiam ciepło!