Betowała: Katja
Na jej jasnej bluzce, gdzieś pod drobną piersią, pojawił się szkarłat, który z każdą chwilą rozlewał się coraz bardziej. Hermiona wydała z siebie cichy dźwięk przypominający „Ała” — jakby skaleczyła się w palec, a nie dostała nożem w plecy. Ostrze musiało być o wiele dłuższe niż wyglądało, bo uważny obserwator mógł dostrzec błysk jego srebrnego zakończenia przebitego przez brzuch dziewczyny.
Na jej jasnej bluzce, gdzieś pod drobną piersią, pojawił się szkarłat, który z każdą chwilą rozlewał się coraz bardziej. Hermiona wydała z siebie cichy dźwięk przypominający „Ała” — jakby skaleczyła się w palec, a nie dostała nożem w plecy. Ostrze musiało być o wiele dłuższe niż wyglądało, bo uważny obserwator mógł dostrzec błysk jego srebrnego zakończenia przebitego przez brzuch dziewczyny.
W tym właśnie momencie w Draconie coś pękło.
Kiedy rzucał się do drzwi, nie był już tym samym
Malfoyem, który przez sześć lat nieustannie uprzykrzał życie szlamie Granger.
Nie zważając na obietnicę złożoną Arturowi Weasleyowi,
przy akompaniamencie krzyków Ginny i Harry’ego, przebiegł przez próg domu.
Poczuł silne mrowienie w całym ciele, jakby raził go prąd i już wiedział, że
złamał zaklęcie i teraz wszyscy śmierciożercy zyskają stuprocentową pewność co
do jego tymczasowego miejsca zamieszkania. Nie przejął się jednak tak, jak
mógłby jeszcze pięć minut wcześniej. Plama na bluzce Granger powiększała się z
każdą chwilą.
Był już jakieś cztery stopy od nich, dokładnie widząc
szaleńczy uśmiech Wieprzleya trzymającego na wpół omdlałą dziewczynę, kiedy
padł na ziemię. Zawsze i wszędzie, nawet gdyby w całości wymazano mu pamięć,
poznałby ból zaklęcia Cruciatus. Zdawało się, że wszystko w jego środku rozrywa
się, a potem płonie. Gdzieś z oddali słyszał swój wrzask i szaleńczy ryk Artura
Weasleya:
— ZOSTAW GO, TY SZCZURZE!
Zaklęcie jak na zawołanie przestało działać, ale Draco
nie miał złudzeń, że jego ojciec mógłby posłuchać „wielbiciela szlam”, jak
często nazywał pana Weasleya. Po tym jak Fenrir Greyback rzucił się na Artura
na nowo rozgorzała walka, lecz zdawała się być daleko od nich. Dla Ślizgona
istniały teraz tylko cztery osoby: on, Lucjusz, Granger i Łasica. Jakby
naprawdę jakieś zaklęcie odgrodziło ich od reszty świata.
Malfoy wypluł krew, która po Cruciatusie napłynęła mu do
ust, i spróbował się podnieść. W tym samym momencie Lucjusz wyrwał mu różdżkę
„Magicznych Dowcipów Weasleyów” i kopnął go z całej siły w brzuch. Chłopak z
głuchym stęknięciem znowu padł na trawę, a jego ojciec się zaśmiał:
— Jak mogłeś tak nisko upaść, Draconie? — Lekko się nad
nim pochylił. — Ze strachu przed własnym ojcem, ukryłeś się u największych
szumowin, jakie chodzą po ziemi.
— A ty, tato? — zapytał niewyraźnie Draco, spoglądając na
Lucjusza spod półprzymkniętych powiek. — Jak mogłeś zacząć spiskować z ich
synem, którego uważasz za wyjątkowo marną imitację czarodzieja, żeby się na
nich zemścić?
Jeszcze raz dostał w brzuch, słysząc warknięcie Łasicy:
— Ceni mnie bardziej od ciebie, tleniony chuju.
— Zawsze… — zignorował Ronalda, z trudem łapiąc oddech, a
mimo to uśmiechając się — zawsze dziwił mnie fakt, że najbardziej lubisz używać
mugolskiej przemocy, ojcze. Przecież jesteś czarodziejem…
— Crucio!
Prawdziwy ryk bólu na jakiś czas zagłuszył bitewny rejwach.
Chłopak nie wiedział, ile czasu minęło, zanim Lucjusz nie
ściągnął z niego zaklęcia, ale musiało to trwać bardzo długo, skoro o mały włos
nie zemdlał. Jego ojciec wiedział doskonale jak torturować, aby ofiara
pozostała możliwie najdłużej przy świadomości.
— Teraz lepiej? — sarknął Malfoy Senior, gdy stwierdził,
że Draco mniej więcej znowu kojarzy, co się wokół niego dzieje. — Jakim prawem
mówisz mi, jak powinien zachowywać się czarodziej, skoro sam lecisz na ratunek
małej szlamie, co?
Dracon oddychał niemal tak ciężko, jak Potter miotający
się w ogromnych ramionach Hagrida.
— A może ona kogoś ci przypomina? — ciągnął Lucjusz
zimnym tonem. — Podobno mężczyźni zwracają większą uwagę na kobiety podobne do
ich matek.
W Ślizgonie, całym ciałem odczuwającym ból, budziła się
uśpiona przez długie niewidzenie się z ojcem nienawiść do niego. Nawet po
torturach nie potrafiłby nie skojarzyć, do czego pije Lucjusz. Gdyby tylko
chłopak miał więcej siły, rzuciłby się na niego i bez mrugnięcia okiem zabił
gołymi rękami.
— Nie tak cię wychowałem, Draco — mruknął z pozorowanym
żalem Malfoy Senior. — W moich marzeniach byłeś poważnym i dojrzałym
arystokratą, który umie odróżniać ludzi od zwierząt. A ty przystajesz do
zdrajców krwi i oglądasz się na szlamy.
Zażarte starcie wokół trwało, jak zauważył Ślizgon z
każdą chwilą odzyskujący coraz więcej sił. Nie był jednak na tyle pewny swojego
ciała, by wstać z tej upokarzającej pozycji i zmierzyć się z ojcem twarzą w
twarz. Zresztą, pewnie i tak zaraz znów leżałby na ziemi. Przecież nie miał
różdżki.
Teraz dokładnie widział, dlaczego nikt z członków Zakonu
Feniksa nie próbował powstrzymać Wieprzleja. Śmierciożercy, bez masek na
twarzy, bo po co się ukrywać, jeżeli Czarny Pan też się ujawnił, tworzyli coś w
rodzaju wyjątkowo ciasnego kręgu, mającego chronić Łasicę przed atakiem. Z tego
wynikało, że dość szybko znalazł się wysoko w ich hierarchii. Młody Malfoy
odważyłby się postawić sto do jednego, że to tylko za sprawą informacji, jakie
posiadał.
— A może Granger ci się podoba, dlatego tak koniecznie
chcesz ją uratować? Może już zdążyliście się parzyć, co? — wpadł na genialny
pomysł Lucjusz. — No, to jak jest naprawdę? Powiedz tacie, Draco.
Chłopak doszedł do wniosku, że Weasley musiał naopowiadać
jego ojcu coś w stylu gadki, z jaką wyjechał, kiedy natrafili na siebie
kilkanaście dni temu nocą w kuchni. Z dziką satysfakcją spojrzał prosto w szare
oczy Lucjusza, uśmiechnął się triumfalnie i jadowicie wysyczał:
— Jak będę chciał, to się z nią nawet ożenię…
Wiedział, że tym razem poważnie się naraża, wprowadzając
ojca w błąd, ale przenigdy nie przyszłoby mu do głowy, że za jego kłamstwo
przyjdzie zapłacić Granger.
Lucjusz chwycił go brutalnie za koszulę i jednym sprawnym
ruchem podniósł do góry, obracając w kierunku dziewczyny i Łasicy. Draco z
ledwością utrzymywał się na nogach, ale świetnie widział, że Ronald miał w
oczach to samo szaleństwo, co wtedy w kuchni, kiedy trzymał jego, natomiast
omdlała Granger, w której ciele wciąż tkwił sztylet, pozostawała nadal w miarę
przytomna, a szkarłat na jej bluzce przestał się powiększać, co oznaczało, że przedmiot
musiał zostać zaczarowany. Draco niewiele razy patrzył jej prosto w oczy,
zazwyczaj tylko wówczas, gdy spotykał ją samotnie chodzącą po korytarzach
Hogwartu, albo pochyloną nad którąś z opasłych szkolnych ksiąg i miał okazję
powiedzieć w jej kierunku dobitne „szlama”. Teraz, zmuszony przez Lucjusza,
prawdopodobnie po raz pierwszy zobaczył je tak dobrze.
Wielkie załzawione brązowe oczy kryły niewyobrażalny
strach i przerażenie, co oczywiście nie mogło dziwić. Dziewczyna przez ostatnie
kilka długich minut czuła w sobie zimne ostrze, a psychopata, którego do tej
pory uważała za swojego chłopaka, właśnie zamierzał ją zasztyletować.
Granger, na wpół świadoma, spojrzała wprost na Dracona i
chociaż miała drgawki, widać było, że jest oszołomiona tym, jak się zachował.
Pewnie w innej sytuacji wymyśliłby jakiś zgryźliwy
komentarz, ale teraz, jeżeli posiadałby na tyle odwagi, powiedziałby jej, że
jest tak samo zdezorientowany jak ona. To było coś niesamowitego. Pierwszy raz
dostrzegł w Hermionie Granger człowieka.
Jednak lodowaty głos Lucjusza szybko zabił niezwykłość
tego odkrycia.
— Obawiam się, synu, że nie dam wam mojego
błogosławieństwa.
Malfoy Senior skinął na Weasleya, a ten bez żadnego
zawahania wyciągnął z pleców dziewczyny nóż, by zaraz potem silniej i brutalniej
wbić go na nowo. Granger stęknęła, a kolana ugięły się po nią tak, że
pozostawała w pionie tylko za sprawą zaciśniętej wokół jej szyi dużej dłoni
Wieprzleja. Na oczach zastygłego w bezruchu Dracona, który wciąż patrzył
dziewczynie w twarz, rudzielec powtórzył ten ruch jeszcze trzy razy, a potem
powoli przekręcił nóż — zakończenie ostrza zamigotało w świetle rzucanych
zaklęć — i okrutnie przeciągnął go wzdłuż boku, rozpruwając go wraz z bluzką.
Rozległ się okropny dźwięk.
Granger wydała z siebie głośny charkot, a następnie
wypluła prawdziwą fontannę krwi. Brązowe oczy wreszcie oderwały się od
kredowobiałej twarzy Draco, wywracając się. Ślizgon ryknął i zaczął mocno się
szarpać, aż w końcu Lucjusz dał za wygraną i wspaniałomyślnie rzucił go na
ziemię. Ronald także puścił dziewczynę. Ta upadła bez życia na brudną trawę.
Potem rudzielec wyciągnął różdżkę i wystrzelił „Morsmordre” prosto w czarne
niebo. Nie minęła chwila a rozjarzyła je wielka czaszka, a z pomiędzy jej
szczęk wysunął się wielki zielony wąż. Młody Malfoy ostatni raz widział Mroczny
Znak nad Hogwartem. Zresztą, sam go wtedy wyczarował.
Ronald Weasley rzucił Draconowi ostatnie spojrzenie
niezwykle zadowolonego z siebie człowieka, by następnie zrobić kompletnie
pozbawioną wszelkiej logiki rzecz — teleportować się z głośnym trzaskiem. W
ślad za nim poszli kolejno wszyscy śmierciożercy, ni stąd ni zowąd przerywając
walkę.
Zdezorientowanie ogarnęło Ślizgona tylko na krótki
moment. Potem jego rozsądek i jako-tako trzeźwe myślenie wróciło i przeczołgał
się do Granger tak szybko jak po torturach potrafił.
Z boku tryskała krew, znacząc ziemię wokół drobnego
ciała, którym raz po raz wstrząsały potężne drgawki. Draco przyłożył twarz do
jej twarzy. Miała płytki oddech, ale jednak oddychała. Od dawna nie czuł takiej
ulgi, jak wówczas kiedy to stwierdził.
— DAJCIE MI PRAWDZIWĄ RÓŻDŻKĘ! — wrzasnął na całe gardło.
— NO JUŻ! NATYCHMIAST!!!
*
Granger przy przeprowadzonym w iście ekspresowym tempie
przenoszeniu jej na kanapę jakimś cudem odzyskała przytomność, co obwieściła
światu głośnym krzykiem. Dracon uznał to za dobry omen, cisnąc się tuż za panem
Weasleyem i Kingsleyem Shackleboltem niosącymi ranną dziewczynę. Chwilę
wcześniej rzucił na Granger parę zaklęć, które na razie nieźle radziły sobie z
obfitym krwawieniem i silnym bólem. Co nie zmieniało faktu, że dziewczyną
powinni zająć się wykwalifikowani magomedycy, jeżeli Zakon Feniksa nie chciał
stracić swojej członkini.
— Musicie ją jak najszybciej przetransportować do Munga —
powiedział tonem znawcy Malfoy.
Parę osób popatrzyło na niego jak na wariata.
Tak, zbzikowałem, pomyślał,
rzucając im jadowite spojrzenia. Zbzikowałem,
bo chcę uratować życie Granger bardziej niż wy, jej rzekomi przyjaciele.
Hagrid dopiero teraz puścił Pottera, który z lamentem
godnym profesjonalnej płaczki rzucił się w kierunku dziewczyny.
— Hermiono, to moja wina… — zaczął starą śpiewkę, a
Dracon nie zdołał się powstrzymać przed wymownym przewróceniem oczami i
wypowiedzianym ze złością komentarzem:
— Tobie naprawdę powinni za to jęczenie płacić,
Grzmotter…
— Nie ma mowy o żadnym Mungu — mruknął ktoś za Ślizgonem
tubalnym głosem.
Chłopak natychmiast odwrócił się w jego kierunku. Był to
na oko czterdziestoletni, wysoki, postawny czarodziej z gęstą spiczastą czarną
bródką i krótko ściętymi, zaczynającymi siwieć włosami.
— Co?! — krzyknął Draco.
— W szpitalu jest pełno szpiegów i szpiclów, także z
„Proroka Codziennego”. Dzisiejszy incydent NIE MOŻE ujrzeć światła dziennego —
wyjaśnił mężczyzna, całkowicie opanowany.
— Ona jest w naprawdę złym stanie, Dorianie — zauważył
Kingsley, ostrożnie kładąc na kanapie rzężącą Granger.
Po rannym bliźniaku nie było śladu, chociaż równie dobrze
Ślizgon mógł go przeoczyć w tym chaosie. Do Nory wtłoczył się chyba cały Zakon,
tworząc tłum natrętnych gapiów.
— A właśnie, że nie. Ona nie jest w złym stanie! —
krzyknął Draco z mordem w oczach. — ONA NA PEWNO UMRZE!
Ktoś za jego plecami zaniósł się histerycznym szlochem,
zagłuszając jęki Pottera i charkot Granger.
— To nie ma żadnego znaczenia — odparł oschle Dorian. —
Każdy z nas wiedział, na co się naraża, kiedy wstępował do Zakonu. Po śmierci
Alastora to ja zarządzam tą akcją, od początku do końca, i nie pozwalam na jej
transport do Munga. Dobro naszego stowarzyszenia jest najważniejsze.
— Nie widzisz, że ona UMIERA?! — wrzasnął na mężczyznę
Malfoy.
— To w dalszym ciągu nic nie zmienia.
Chłopak rzuciłby się na Doriana, gdyby nie mocny uścisk
kogoś innego.
— Nie macie tu kogokolwiek, kto zna się na magomedycynie?
— zapytał z furią Ślizgon, kiedy już wyrwał się Charliemu Weasleyowi.
— Ostatniego uzdrowiciela należącego do Zakonu zabiła
Bellatrix w czasie ataku na Hogwart — wytłumaczył mu treser smoków.
— No tak — mruknął z gorzkim uśmiechem Draco — kochana
ciocia Bella…
Malfoy obrócił się do kanapy dokładnie wtedy, kiedy
Granger po raz kolejny wrzasnęła z bólu. Jej ciało wygięło się w konwulsyjnych
drgawkach, a z boku znowu poleciała ciemna krew. Jego zaklęcia straciły swą
moc, a ona naprawdę umierała.
Musiał szybko działać. W jakimś dziwnym zamroczeniu
rzucił się do niej, dziko wywrzaskując:
— WYNOCHA STĄD! WSZYSCY! WYPIEPRZAĆ MI STĄD!
Po zebranych przeszedł szum oburzenia, ale w tym samym
momencie zabrał głos Artur:
— Draco ma rację, powinniśmy wyjść — orzekł, siląc się na
spokój.
Malfoy nawet nie zorientował się, kiedy mężczyzna
niepewnie położył rękę na jego trzęsącym się ramieniu.
— Potrzebujesz czegoś, Draco? — zapytał troskliwie.
— Magomedyka — odparł momentalnie Ślizgon, wpatrując się
bok dziewczyny.
Powiedzieć, że rana była paskudna to tak, jakby
stwierdzić, że śmierciożercy nie przepadali za mugolami.
— Coś, co mogę ci zaoferować — szepnął Artur.
— Niech pan ich stąd zabierze. Wszystkich, włącznie z
Potterem — wskazał na rozhisteryzowanego chłopaka, który, wyrywając się Ginny, rzucał w jego kierunku teksty typu
„Zabierz od niej te brudne łapska”. — I przyniesie wszystko, co ma w apteczce.
Gapi wytoczyli się głośno z salonu, a wierzgającego
Pottera wyniósł Hagrid.
— Może jednak potrzebujesz pomocy? — zaoferował się
Charlie Weasley.
— Raczej Granger potrzebuje. I to magomedyka — warknął
Malfoy, próbując odkleić bluzkę od zaczynającej krzepnąć krwi.
Ledwo skończył szósty rok, w którym i tak ważniejsza była
misja dana mu przez Czarnego Pana niż nauka. Co, do cholery, z tego, że był
świetny w Zaklęciach i Eliksirach? Na Merlina, czy oni naprawdę byli tacy
głupi, żeby sądzić, że siedemnastolatek potrafi uratować człowieka znajdującego
się o krok od śmierci?!
Nie jestem
jakimś pieprzonym Grzmotterem!
— A co? Potrafiłbyś przyszyć jej bok? — zakpił Draco.
Charlie zaśmiał się cicho i przyklęknął obok Ślizgona.
— Przyznaję, jeszcze nie składałem nikomu tułowia —
zażartował Weasley — ale parę odgryzionych przez młode smoki rąk już
uratowałem.
— Jak słowo daję, przerwę kolejną rodzinną tradycję i do
końca życia nie dam ani knuta na tych cholernych uzdrowicieli — powiedział
Draco. — Słowo daję. Zdołasz przewrócić ją tak, żeby leżała na tym zdrowym
boku?
Charlie pokiwał głową. Dziewczyna stęknęła, gdy ją
dotknął, a później raz jeszcze, kiedy Malfoy rzucił na nią te same zaklęcia, co
w ogrodzie. To krótkotrwale, ale jednak pomagało.
— Granger, słyszysz mnie? — zwrócił się do niej głośno
Ślizgon, podwijając rękawy.
Zerknął przelotnie na lewe ramię. Mroczny Znak pulsował
mocno, jeszcze bardziej ciemny niż podczas porannego prysznicu.
W tym czasie wrócił pan Weasley z trudem utrzymujący
niezliczoną ilość buteleczek, które ostrożnie położył na stole.
— To wszystko, co jest w Norze — oznajmił.
— Da się to rozłożyć? — spytał go Malfoy, wskazując głową
na kanapę.
Zauważał, że Artur ze wszystkich sił próbował nie patrzeć
na jego odwiniętą lewą rękę.
— Oczywiście — odpowiedział mężczyzna.
Potem machnął różdżką i mebel z trzaskiem zamienił się w
tapczan. Dziewczyna ponowie krzyknęła i wygięła się odrobinę, trzymana przez
Charliego. Artur, upewniwszy się, że na razie nie będzie potrzebny i zostawia
Hermionę i Dracona pod czujnym okiem swojego dorosłego syna, wycofał się do
kuchni, w nadziei, że uda mu się w końcu uspokoić Harry’ego.
— Słyszysz mnie, Granger? — powtórzył Draco, powstając z
kolan i nachylając się nad nią.
Leniwie otworzyła oczy i popatrzyła wprost na niego, spod
opadających na czoło skudłaconych, brudnych włosów:
— Ciebie nie da się nie słyszeć… — wyszeptała, mlaskając.
— Ma świadomość. To dobrze — powiedział chłopak, nie do
końca wiedząc do kogo konkretnie.
— A czemu niby nie miałabym jej mieć, Malfoy? — warknęła
na niego niewyraźnie, wypowiadając jego nazwisko z taką samą obrazą jak przez
ostatnie sześć lat.
Chwilę potem zwinęła się z bólu, próbując złapać za bok.
— Właśnie dlatego — odparł krótko blondyn. — A teraz
pozwolisz, że cię rozbiorę — dodał kurtuazyjnie, wychwytując rozbawione
spojrzenie Charliego.
Mina Granger była po prostu bezcenna. Zaczęła syczeć coś
pod nosem, ale Malfoy tylko się zaśmiał:
— Możesz wierzyć lub nie — skierował różdżkę, którą
użyczył mu właśnie Charlie w miejscu gdzie len przywarł do ran, wymawiając
cicho odpowiednie zaklęcie, i rozdarł jej zakrwawioną bluzkę jednym sprawnym
ruchem, ku coraz większym oburzeniu Granger — ale kiedyś z Blaisem, znasz
Blaise’a Zabiniego, nie? No to kiedyś z Blaisem rozmawialiśmy właśnie o tym,
czy istnieją jakiekolwiek szanse na dostąpienie przeze ze mnie tego zaszczytu.
— Pomachał jej skrawkami zabarwionego szkarłatem materiału. — Co prawda,
podczas imprezy w Pokoju Wspólnym Slytherinu nie odznaczaliśmy się zbytnią
trzeźwością… to też jedna z przyczyn, dlaczego o tobie rozmawialiśmy… ale, jak
Merlina kocham, nigdy, PRZENIGDY nie sądziłem, że miałem wtedy rację. —
Roześmiał się w głos.
Sytuacja była bardzo poważna, lecz Dracon nie naigrywał
się z dziewczyny bez powodu. Normalnie w żadnym innym wypadku nie zacząłby
takiego tematu z NIĄ, ale był pewien, że im dłużej jego słowa będą przykuwały
uwagę Granger, tym dłużej pozostanie ona przytomna i tym lepiej dla niej.
Jeżeli ojciec Blaise Zabiniego jeszcze gdzieś istniał,
Malfoy miał ogromną nadzieję, że wiedział także, jak bardzo był mu w tej chwili
wdzięczny.
— Szkoda, że nie
ma go tutaj. Teraz czas na biustonosz…
— Ani się waż… — zacharczała dziewczyna, a z jej ust poleciała
strużka krwi.
Malfoy jednak błyskawicznie odpiął haftki.
— Nie rzucaj się tak — warknął już mniej przyjaznym tonem,
kiedy zaczęła wyrywać się Charliemu.
Rana okazała się jeszcze większa niż myślał. Ciągnęła się
od zagłębienia łopatki aż po lędźwie, bordowa i szeroka. Teraz już nie było
wątpliwości, że bok został przebity na wylot. Draco prawdopodobnie widział
fragmenty mięśni i narządów. Nie zemdliło go tylko z powodu tego, że jako
śmierciożerca w ciągu minionego roku miał wątpliwą przyjemność oglądać wiele
zmasakrowanych ciał.
Wyrwał szelki biustonosza, który też nie obronił się
przed ostrym ostrzem — miseczka i pasem koronki z tyły były w połowie
przecięte, i ściągnął go z małych piersi dziewczyny, która za wszelką cenę
próbowała zasłonić się słabymi rękami.
— Nie myśl sobie, Granger, że jesteś pierwszą, której
cycki widziałem— sarknął. — Swoją drogą, chyba żaden facet w Hogwarcie nie
spodziewałby się, że nosisz koronkową bieliznę. Stara kocica, twoja ukochana
profesor McGonagall by się załamała — zironizował, odrzucając uszkodzony
biustonosz.
Jak on ma jej pomóc, skoro ta rana miała pięć cali
głębokości, cal szerokości i ze dwadzieścia cali długości? To cud, że ona nadal
żyła (nawet jeżeli brać pod uwagę niezwykle silne zaklęcia, które rzucił).
— Zamknij się, ty nędzny karaluchu — wycharczała znowu
Granger.
Malfoy zaśmiał się ironicznie:
— To tak mi się odwdzięczasz za pomoc?
Spróbował przesunąć różdżką po fragmencie zmasakrowanego
boku, ale dziewczyna głośno pisnęła i wstrząsnęły nią drgawki.
— Kurwa, potrzebuję tego magomedyka — powiedział Malfoy do
Charliego, przeglądając flaszeczki postawione na stole przez Artura.
Żadne z nich nie były w tej chwili użyteczne.
— Może ja spróbuję — zaproponował Charlie.
Draco oddał mu różdżkę i w milczeniu obserwował przez
kilka minut, jak Weasley przygląda się obrażeniom dziewczyny, a później rzuca
kolejne parę zaklęć. Malfoy znał wszystkie te formuły i ich działania i
zauważył, że niewiele z nich zadziałało tak, jak powinno. To stanowiło kolejne
potwierdzenie, że nóż, scyzoryk, czy Merlin wie co, czego używał Wieprzlej
bardzo dobrze zaczarowano.
Treser smoków przeniósł wzrok na Ślizgona, uważnie
lustrując jego pochyloną sylwetkę i zapewne zastanawiając się nad czymś, a po
chwili zapytał zdecydowanym tonem:
— Poradzisz sobie przez chwilę sam?
— Podobno nic się nie da zrobić — odpowiedział Draco
podejrzliwie, który domyślił się, że Charlie chce jakimś cudem sprowadzić do
Nory uzdrowicieli.
— To się jeszcze zobaczy — mruknął pod nosem Weasley. —
To poradzisz sobie?
— Jeśli Granger przestanie wierzgać jak hipogryf. —
Nachylił się nad dziewczyną i spojrzał na nią znacząco.
Ta jednak miała zamknięte oczy i zdawała się nie koncentrować
na niczym innym prócz własnego głośnego przyśpieszonego rzężącego oddechu.
— Tak, dam radę — zapewnił Charliego.
Malfoy usiadł na kanapie i objął delikatnie ranną w
pasie, tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się ręce tresera. Próbował rzucać
jakieś zaklęcia, aby zmniejszyć ranę albo chociaż złagodzić ból Granger, ale
nic nie działało, a jej oddech stawał się coraz bardziej urywany. W końcu
poddał się i wzmocnił wcześniejsze czary.
Na pewien czas w salonie zapadła cisza. Ślizgon czuł, jak
okaleczony brzuch dziewczyny opada i podnosi się pod jego palcami równocześnie
z nabieraniem i wypuszczaniem przez nią powietrza z płuc. Granger była ciepła i
miękka, i, trzymając rękę w jej pasie, znowu do jego głowy powróciła myśl z
ogródka — ona była człowiekiem. Dla każdego, kto nie wychował się w rodzinie
czystokrwistych arystokratów z wielowiekowymi tradycjami, to stwierdzenie
byłoby absurdalnie śmieszne, lecz dla Dracona stało się ono nieprawdopodobnym
odkryciem. Wiedział, że zachowywał się głupio, jak gdyby sam się przyznawał, że
do tej pory sądził, że Hermiona Granger jakoś inaczej oddychała, albo inaczej
się odżywiała, albo w ogóle posiadała kompletnie różne niż on potrzeby i
funkcje życiowe.
Ciągle był w amoku i nie postępował tak, jak powinien, i
właśnie na to „zaćmienie” zdecydował się zrzucić całą winę za pomoc szlamie,
kiedy już wróci mu rozum.
A teraz stwierdził, że skoro była „noc cudów”, a on i tak
prędzej czy później przez nią wyląduje na Oddziale Zamkniętym w Szpitalu
Świętego Munga, to posunie się o krok dalej.
Choć nie uprawiał seksu od prawie trzech miesięcy, nie
zrzuciłby na pociąg seksualny tego, że skóra Granger była dla niego niezwykle przyjemna
w dotyku. Zaczął pomału przesuwać palce wzdłuż rozległej rany. Najzwyczajniej w
świecie chciał coś sprawdzić.
Leciutko dotknął zarysu jej na wpół rozwalonej piersi,
ale dziewczyna nie protestowała (pewnie była zbyt otępiała — trzykrotne
zaklęcie niwelujące ból stanowiło dawkę graniczną, po której można stracić
świadomość na długie tygodnie). Jego palce powędrowały więc jeszcze trochę w
górę i Malfoy wreszcie to poczuł.
Serce Hermiony Granger biło szybko i mocno.
Dziewczyna niespodziewanie otworzyła oczy i popatrzyła
wprost na Dracona.
— Już się mnie nie brzydzisz? — spytała na tyle głośno,
na ile potrafiła.
Ślizgon nie zabrał ręki. Miał wrażenie, że mogłaby równie
dobrze zostać przyklejona do klatki piersiowej Granger Zaklęciem Trwałego
Przylepca — rytm uderzeń jej serca prawie że go hipnotyzował.
— Skąd taki wniosek? — prychnął. — Sprawdzałem, czy aby
na pewno jeszcze żyjesz.
Spojrzała na niego w dziwny sposób.
— Bo już nie powinnam, prawda?
Malfoy nie odpowiedział.
— Zapytałabym, czemu mi pomagasz — dobierała słowa z
wielką starannością, ponieważ ledwo mówiła —
a właściwie starasz się pomóc, ale wiem, że wolałbyś sam stawić się w
Dworze Malfoyów, niż wyznać mi prawdę… Swoją drogą nigdy nie myślałam, że to
będziesz ty.
— Co „będę ja”? — zapytał Draco, nie bardzo rozumiejąc, o
co jej chodzi.
Wyglądało na to, że majaczyła — w przeciwnym razie nie
rozmawiałabym z nim tak spokojnie — ale pozostawała przytomna i to było
najważniejsze, dopóki nie wróciłby Charlie Weasley.
— Przeważnie, jeżeli brałam pod uwagę ciebie, w moich
planach rzucałeś na mnie Zaklęcie Uśmiercające, a nie ratowałeś przed śmiercią.
— Czyżby najbliższa przyjaciółka Wybrańca wątpiła w jego
rychłe zwycięstwo? — zakpił.
Zdecydowanie majaczyła.
Granger uśmiechnęła się lekko.
— W to, że Harry pokona… Vol-Voldemorta? Nigdy — odpowiedziała
zdecydowanie, mimo że wymówiła nazwisko Czarnego Pana z tą samą nutą strachu,
co wszyscy. — Wątpiłam za to, czy uda mi się doczekać tej chwili. Jak widać,
znowu miałam rację, myśląc, że jednak nie. Moja wieczna nieomylność nawet mnie
zaczęła już denerwować — zażartowała, ale zaraz potem na nowo spoważniała,
widząc minę Malfoya. — Uśmiechnij się, twoja największa hogwardzka zmora
umiera. Wreszcie będziesz mógł zatańczyć na moim grobie…
— Nie przeceniaj się, Granger — przerwał jej ostro Draco.
— Jesteś tylko niemiłym dodatkiem do Hogwartu, który muszę znosić, ale nie
figurujesz na pierwszym miejscu listy moich wrogów.
Spojrzenie oczu dziewczyny stało się nie do zniesienia.
Odwrócił więc wzrok i chciał zabrać rękę, lecz mu na to nie pozwoliła, w ostatniej
chwili łapiąc ją słabą, odrobinę trzęsącą się dłonią. Z całą pewnością bez
większego wysiłku mógł się wyrwać i sam nie całkiem wiedział, czemu tego nie
zrobił.
— To zupełnie niemądre z mojej strony — zaczęła, a jej
głos z każdą chwilą cichł tak, jak słabł uścisk drobnej zimnej ręki — a mimo to
czasem gdy patrzyłam na stół Slytherinu, zwłaszcza w ubiegłym roku,
przychodziła mi do głowy jedna myśl…
— Że z chęcią zamieniłabyś Grzmottera i Łasicę na
Crabbe’a i Goyle’a? — spytał Malfoy, dobrze ukrywając coraz większy niepokój.
Serce dziewczyny nie biło już tak mocno, a z jej rany w
rytmie pulsu znowu zaczęła sączyć się krew, brudząc starą kanapę. Nie mógł
rzucić kolejnych zaklęć, bo by ją zabiły. Nie chciał wołać nikogo z kuchni — to
i tak nic by nie dało. Cała nadzieja pozostawała w Charliem Weasley.
Granger, nie rób
sobie jaj. Nie umieraj przy mnie, bo bynajmniej ja też inaczej wyobrażałem
sobie scenę twojego ostatecznego końca.
— Nie — spróbowała się zaśmiać, lecz wyszedł z tego tylko
charkot.
Z ust poleciała stróżka krwi.
Nie umieraj przy
mnie, idiotko!
— No więc, kiedy tak niejednokrotnie cię obserwowałam —
zaczęła jeszcze raz — nie patrz się na mnie w ten sposób, Harry od początku
podejrzewał ciebie o… — kaszlnęła, wypluwając krew — w sumie sam nie wiedział,
o co, ale podejrzewał… — przyjechała dłonią po jego palcach, jakby chciała się
nimi pobawić, a Malfoy poczuł, że jeżeli w tej chwili nie wróci Charlie, to
gorzko tego pożałuje — przychodziło mi do głowy, że gdybyś nie udawał rasowego
pozera i gdybyś ciągle nie przypominał mi tego, że jestem szlamą, to… — wydała
z siebie jęk, jaki zapewne miał być śmiechem — nigdy nie przypuszczałam, że
kiedyś ci będę miała szansę ci to powiedzieć… to mogłabym cię polubić, Draco.
Po raz ostatni niewiarygodnie mocno ścisnęła jego długie
palce, a potem Dracon przestał czuć bicie jej serca.
*
Powoli wstawał nowy dzień. Niebo nad Norą stopniowo
zmieniało swoją barwę z ciemnogranatowej na czerwoną, a potem bladoróżową. Dom
znów chroniły zaklęcia ochronne i patrol Aurorów krążących wokół kamiennego
murku. Trzciny szumiały głośno za sprawą gorącego wiatru. Z każdą chwilą robiło
się coraz cieplej. Zapowiadało się upalne przedpołudnie.
Dracon siedział na trawie, wpatrując się we wschód
słońca. Lepka od potu i krwi koszula dawno przywarła do chudego ciała, a brudne
spodnie niemiło drapały nogi. W głowie ponownie zagościł dziwny spokój, jakby
od wczorajszego wieczoru w ogóle go nie opuszczał. Jakby nic się nie zmieniło.
Bał się zasnąć, bo dobrze wiedział, że nawiedzą go koszmary.
Nie, nie te o Wieży Astronomicznej, tylko sto razy gorsze cienie przeszłości,
które Granger nieświadomie przywołała. Poza tym, chyba nawet nie potrafiłby
ściągnąć ubrań, jakie miał na sobie. Całe umazane jej krwią stały się dla
Dracona zadaniem.
Kiedy wyszedł z Nory i usiadł na trawie, ze wszystkich
stron obejrzał swoją kiedyś białą koszulę. Teraz niemal w całości miała kolor
czerwony. Przyglądał się szkarłatnym plamom i dopiero po jakimś czasie zdał
sobie sprawę, że szuka na nich brudu. Kazania prawione przez Lucjusza na temat
szlamu pływającego we krwi czarodziejów mugolskiego pochodzenia sprawiły, że w
szoku Ślizgon naprawdę starał się go dostrzec. Starał, ale pomimo tego, że
patrzył kilkanaście razy na swoją koszulę, nie znalazł.
Dopiero gdy zaczęło świtać, do Dracona przyszło
otrzeźwienie. Nie analizował swoich nocnych czynów, ponieważ nie miał na to
siły, i zdawał sobie sprawę, że jeszcze długo mieć ich nie będzie, ale w
zachowaniu Zakonu Feniksa dostrzegł kilka znaczących… luk… nieścisłości… rzeczy
świadczących o ich głupocie? Sam nie wiedział, jak je nazwać. W każdym razie w
ciągu całej nocy nie wykazali się tym poziomem szlachetności, o jaki do tej
pory posądzał ich Malfoy.
Słońce było już wysoko, kiedy poczuł, że ktoś siada obok
niego.
— Udało się — powiedział z wyraźną ulgą Charlie Weasley.
Ślizgon zerknął na niego przelotnie, by zaraz powrócić do
obserwowania nieba. Nad nimi płynęły pierwsze białe jak śnieg chmury.
— Nie interesuje cię to? — spytał, zdziwiony treser
smoków.
Malfoy odpowiedział dopiero po chwili.
— Skończyła się noc dobroci dla zwierząt — mruknął
złośliwie.
Emocje pomału opadały i chłopak czuł z tego powodu
ogromną ulgę. Za jakiś czas znowu zamknie się w klitce na trzecim piętrze,
którą w myślach już nazywał „swoją”, i nie wyjdzie z niej przez nie wiadomo jak
długi czas.
— A ja uważam, że dopiero się zaczęła — odparł Charlie.
Draco dostrzegł kątem oka, że treser się uśmiecha, i
pomyślał, że widocznie cała rodzina tych zdrajców krwi miała jakąś chorobę
charakteryzującą się napadami niekontrolowanego uśmiechania się do wszystkich,
którzy nimi gardzili. I zapewne zarazili się nią przez szlam tak uwielbianych
przez nich mugoli.
— Mam do ciebie parę pytań — oznajmił swoim zwyczajnym
zimnym tonem Draco.
Weasley nie wydawał się być urażony taką postawą
chłopaka, kiedy miło mu odpowiadał.
— Pytaj, o co zechcesz.
Ślizgon długo milczał, nim wreszcie wypalił:
— Czemu jej nie ratowaliście?... Bo nawet ja nie wierzę,
że jesteście aż tacy tępi, żeby nie umieć rzucać nawet podstawowych zaklęć
leczących — dodał pośpiesznie, wbijając wzrok w chmurę, która przypominała
gumochłona.
— Zakon Feniksa jakiś czas temu postanowił, że każdy z
jego członków zobowiąże się do nieratowania w czasie ważnych akcji absolutnie
nikogo — odpowiedział od razu Charlie.
— Dlaczego? — spytał Ślizgon.
Brutalne prawo dżungli, że jeśli zostaniesz ciężko ranny,
nikt ci nie pomoże, w szeregach organizacji założonej przez totalnie
ześwirowanego na punkcie dobra i miłosierdzia Albusa Dumbledore’a? Przecież to
się wzajemnie wykluczało.
— Cóż… — Weasley sprawiał wrażenie, jakby nie do końca
był pewny, czy może mu to powiedzieć. — Podczas jakiejś niedawnej akcji Zakon
stracił pięć osób tylko dlatego, że trzech z nich chciało ratować swoich
przyjaciół. Sam rozumiesz, że w obecnej sytuacji nikt nie może sobie pozwolić
na takie straty.
— Ale Granger nie brała już czynnego udziału w walce,
kiedy wykrwawiała się na kanapie w waszym domu — zauważył Malfoy.
Charlie westchnął ciężko.
— Takie zaklęcia wiążące, które rzucono na wszystkich w
Zakonie, bardzo trudno dokładnie sprecyzować — wyjaśnił. — A do tego dochodzi
poczucie winy. Jeżeli komuś nie uda się uratować bliskiej osoby, ciężko później
sobie z tym poradzić…
— Ale jeśli tylko patrzy bezczynnie na umierającego
człowieka, to nie czuje się tak źle — zironizował Draco.
— To nie ja ustalałem te zasady — przypomniał mu nieco
surowym głosem treser smoków.
Ciepły wiatr lekko targał jasne włosy chłopaka, a chmury
coraz liczniej napływały nad Norę.
— Czemu czekaliście z przeniesieniem Pottera aż do samego
końca? — zapytał Malfoy, ale po przeciągającej się chwili milczenia, dodał: —
Rozumiem, nie powiesz mi. — Po raz drugi uchwycił przyjazne spojrzenie
Charliego. — To w takim razie, jak to się stało, że pomagałeś Granger?
— Pomimo że brałem udział w akcji, nie należę na stałe do
Zakonu, więc mi wolno — odpowiedział krótko mężczyzna.
— Sprzeciwiać się nawet woli jego… szefa? — zapytał
zdziwiony Malfoy.
— Dorian nie może wydawać mi poleceń — rzekł Charlie. —
Zwłaszcza jeżeli jest na moim terytorium, że w ten sposób ujmę mój dom rodzinny,
i przychodzą mu do głowy wyjątkowo głupie polecenia… A poza tym znam Hermionę
od lat — wzruszył ramionami. — Jest nam wszystkim teraz bardzo potrzebna,
szczególnie Harry’emu.
Ponownie zapadła cisza. W oddali słychać było odgłosy
trzody chlewnej trzymanej przez Weasleyów i krzyki dzikich ptaków. Słońce mimo
wielu chmur coraz mocniej przygrzewało. Draco czuł jego ciepłe promienie na
bladej twarzy. Przymknął oczy. Było mu tak przyjemnie.
— Kiedyś to wszystko się skończy — zaczął niespodziewanie
Charlie — i dopiero wtedy w Anglii zrobi się… gorąco. Między innymi dlatego
wyjechałem do Rumunii. Tam żyje się spokojniej.
Dracon po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy spojrzał
wprost na Charliego, odrywając się od rozkoszowania sierpniowym słońcem. Treser
smoków był średniego wzrostu dwudziestopięciolatkiem o krępej budowie ciała.
Miał niebieskie oczy i, jakże by inaczej, wściekle rudą czupryną, zaś na twarzy
posiadał kilka piegów. Ślizgon nie całkiem wiedział, do czego Weasley zmierzał.
— Rzuciłeś na Hermionę bardzo zaawansowane zaklęcia,
których bym się po tobie nie spodziewał — ciągnął Charlie. — Wiedziałeś, jak z
nią postępować, by zmniejszyć ból i krwawienie. Jeżeli pewnego dnia chciałbyś
stąd na jakiś czas wyjechać, to serdecznie zapraszam cię do Rumunii. Przy
naszym obozowisku jest mały oddział Munga, niestety nieczynny od wielu lat, a nam
potrzeba dobrego uzdrowiciela.
Malfoya na moment zatkało, ale zaraz się opanował.
— Nikt mnie nie przyjmie do szpitala z tym — powiedział
spokojnie, pokazując na Mroczny Znak wijący się na jego lewym ramieniu.
Dawno temu przemknęła mu przez głowę myśl o zostaniu
magomedykiem. Ale potem wrócił Czarny Pan i Draco stał się śmierciożercą.
— Nie wszyscy, którzy leczą, skończyli magomedycynę —
zauważył Charlie, z pogodnym wyrazem twarzy spoglądając na Mroczny Znak.
— Chciałbyś się oddać w ręce niewykwalifikowanego
śmierciożercy-pseudouzdrowiciela?
— Jeżeli ten jest na tyle odważny, by się przed
czarodziejem nieczystej krwi do tego przyznać.
Po raz kolejny zapadło dłuższe milczenie. Malfoy nie miał
pojęcia, ile czasu siedzieli bez słowa, gdy wreszcie zadał ostatnie
prawdopodobnie najbardziej nurtujące go pytanie:
— Kiedy zobaczyliście, że Łasica już nie jest z wami?
Weasley nie odpowiedział tak szybko, jak wcześniej. Raczej
nie przez to, że nie zrozumiał, kim jest Łasica.
— Tata zauważył, że coś złego się dzieje, kiedy Ron
zaatakował Hermionę — powiedział powoli. — Ona się tego w ogóle nie
spodziewała, więc łatwo dała się ogłuszyć. Później oboje zniknęli, a my
najszybciej jak się dało obraliśmy kurs prosto do Nory. Resztę znasz…
Charlie wstał gwałtownie, a Draco zorientował się, że
chce już odejść, toteż wypalił bez zastanowienia:
— Jak się czuje Granger?
Potem był na siebie wściekły, że zapytał o nią. Weasley w
końcu mógł pomyśleć, że on się o nią martwił, albo co gorsza troszczył.
Malfoya nad ranem wyprowadził z Nory właśnie Charlie,
zaraz po tym, jak ściągnął do Granger dwóch magomedyków prosto z Munga. Z tego,
co chłopak wyłapał ze strzępków rozmowy Artura (który posłał mu pełne
wdzięczności spojrzenie) i Billa (udającego jak jego matka, że Draco nie
istnieje), gdy treser smoków wyciągał go na dwór, planowali zmodyfikować im
pamięć, jak wyleczą ranę dziewczyny.
Weasley popatrzył na niego z uśmiechem.
— Coś mi się tak wydawało, że prędzej czy później
zapytasz o Hermionę… — zamilkł, napotykając zimny wzrok Dracona. — Jeszcze nie
odzyskała przytomności, ale uzdrowiciele twierdzą, że jej życiu nie zagraża już
żadne niebezpieczeństwo. Z każdym dniem powinna nabierać coraz więcej sił.
Niestety prawdopodobnie blizny nie da się usunąć.
— Ostrze było zaczarowane — zakomunikował Malfoy.
Każdy, kto choć trochę interesował się czarną magią, miał
świadomość, że tylko przedmiot, na który rzucono silne czarny, pozostawia na
ciele znaki nieusuwalne przez uzdrowicieli.
— Owszem — potwierdził treser smoków. — I to nie byle
jakimi zaklęciami. Wszystko wskazuje na to, że wydarzenia ostatniej nocy
zostały skrupulatnie zaplanowane.
Ślizgon sądził, że Charlie pójdzie do domu, ale mężczyzna
powiedział mu coś jeszcze.
— Nie zapytam cię o to, z jakiego powodu postanowiłeś
uratować najbardziej nielubianą przez siebie mugolaczkę, bo wiem, że za nic w
świecie byś mi nie odpowiedział — rzekł. — I nie zapytam także, dlaczego
wybiegłeś z Nory, widząc mojego brata przystawiającego nóż do pleców tej
mugolaczki. Myślę, że nawet sam przed sobą nie chcesz się przyznać do pobudek,
które wtedy tobą kierowały… Pozwól mi dokończyć… Moje pierwszego dnia pracy w
Rumunii spotkałem pewnego bardzo doświadczonego opiekuna smoków. Wiesz, co mi
powiedział, jak opatrywałem swoje pierwsze oparzenie? „Smoka nie da się oswoić,
choćby nie wiadomo, jak bardzo by się tego chciało, ponieważ on sam nie potrafi
w pełni nad sobą panować”. Moim zdaniem dotyczy to WSZYSTKICH smoków. — I
obróciwszy się na pięcie, skierował swoje kroki w stronę Nory.
— To miał być dowcip sytuacyjny czy raczej jakieś
moralizatorskie gówno dla debilów-romantyków? — zakpił głośno Draco, podążając
wzrokiem za treserem smoków.
Charlie wzruszył ramionami, ale nie odwrócił się, kiedy
mówił:
— Nie wiem. Sam sobie odpowiedz na to pytanie.
*
Postanowiłam wstawić akurat dzisiaj ten szczególny rozdział, ponieważ właśnie w południe skończyłam zdawać maturę. Wyniki bardzo mnie cieszą, było dokładnie tak, jak chciałam i na co ciężko pracowałam przez ostatnie miesiące, więc tym bardziej jest co świętować ^^
Dracon i Hermiona. Nie musieliście czekać aż tak długo, prawda? Mam nadzieję, że wszystkim się podobało ^^ Muszę przyznać, że gdy po dwóch latach czytałam ten fragment, łzy stanęły mi w oczach. I teraz też tak się dzieje, ilekroć czytam słowa Hermiony. Może nie jestem teraz zbyt skromna, ale to raczej zasługa panny Granger i Dracona :)
To też bardzo ważny rozdział dzisiejszego dnia ze względu na to, co stało się w Manchesterze. Módlmy się za dzieci i ludzi w naszym wieku, którzy stracili życie na koncercie ukochanej piosenkarki [*]. To odrażająca zbrodnia i tym bardziej porażająca i przerażająca, że popełniona przez młodego człowieka. Nie chcę być zuchwałą, ale to, co pokazał nam "Harry Potter" i to, co też staram się tutaj przekazać, to to, że dobro nie jest tak spektakularne, ale jest cichsze i piękniejsze. I zawsze zwycięża.
Pięknego dnia życzę wszystkim po drugiej stronie ekranu :)
Znaleźć mnie można na mejlu: martwiala@gmail.com i Asku
*
Postanowiłam wstawić akurat dzisiaj ten szczególny rozdział, ponieważ właśnie w południe skończyłam zdawać maturę. Wyniki bardzo mnie cieszą, było dokładnie tak, jak chciałam i na co ciężko pracowałam przez ostatnie miesiące, więc tym bardziej jest co świętować ^^
Dracon i Hermiona. Nie musieliście czekać aż tak długo, prawda? Mam nadzieję, że wszystkim się podobało ^^ Muszę przyznać, że gdy po dwóch latach czytałam ten fragment, łzy stanęły mi w oczach. I teraz też tak się dzieje, ilekroć czytam słowa Hermiony. Może nie jestem teraz zbyt skromna, ale to raczej zasługa panny Granger i Dracona :)
To też bardzo ważny rozdział dzisiejszego dnia ze względu na to, co stało się w Manchesterze. Módlmy się za dzieci i ludzi w naszym wieku, którzy stracili życie na koncercie ukochanej piosenkarki [*]. To odrażająca zbrodnia i tym bardziej porażająca i przerażająca, że popełniona przez młodego człowieka. Nie chcę być zuchwałą, ale to, co pokazał nam "Harry Potter" i to, co też staram się tutaj przekazać, to to, że dobro nie jest tak spektakularne, ale jest cichsze i piękniejsze. I zawsze zwycięża.
Pięknego dnia życzę wszystkim po drugiej stronie ekranu :)
Znaleźć mnie można na mejlu: martwiala@gmail.com i Asku
Hahahaha, zdecydowanie jestem pierwsza :D Wpadłam tu zobaczyć czy coś się dzieje, a tu taka niespodzianka!
OdpowiedzUsuńJednak przeczytam dopiero później, po ciemku - z klimatem. :)
Ale pierwsze miejsce zaklepuje, nie ma co!
Gratuluję bycia pierwszą! :D
UsuńCodziennie sprawdzałam, kiedy dodasz nowy rozdział, bo twoja historia jest strasznie wciągająca i nie mogłam się oderwać. Cała opowieść jest nietuzinkowa, a pomysł i wykonanie jeszcze lepsze (o ile to możliwe). Twoje postacie są niezwykle kanoniczne, co bardzo sobie cenię. Ten rozdział szczerze mnie wzruszył, były też momenty, kiedy dosłownie nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Krótko mówiąc spadłam z krzesła (łóżka) :D Na potwierdzenie tego, jak niesamowity jest ten rozdział, to powiem Ci, że jest to pierwsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek skomentowałam. Nie robiłam tego nigdy wcześniej, a czytałam naprawdę dobre opowiadania. Ta opowiesc jest zdecydowanie jedną z NAJLEPSZYCH. Na koniec tylko zapytam, jak myslisz kiedy pojawi się następny rozdział?
OdpowiedzUsuńPoczułam się szczęśliwa i wzruszona, kiedy przeczytałam Twój komentarz. Z całego serca za niego dziękuję! Tyle ciepłych słów i to, że skomentowałaś po raz pierwszy akurat mój tekst wiele dla mnie znaczą.
UsuńKłaniam się przed Tobą nisko z nadzieją, że jeszcze się usłyszymy :)
Dziękując raz jeszcze, pozdrawiam ciepło!
PS Rozdział pojawi się w połowie tygodnia ;)
Jejku, tak się cieszę, że odpowiedziałaś! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ale musisz być przygotowana na bardzo długi komentarz :)
UsuńA ja się cieszę, że napisałaś! Twój komentarz wylądował w mojej prywatnej TOP 10 wszystkich komentarzy, jakie kiedykolwiek otrzymałam. Bardzo, bardzo dziękuję i nie mogę doczekać się Twojego komentarza. Uwielbiam długie komentarze! <2 *.*
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Hej gratki dla ciebie z powodu matur ;-)
OdpowiedzUsuńRuszył świetny ciekawe czy Smok wróci do swojej jamy i nie wyściubi nosa przez długi długi czas a tak na serio to świetny rodział i ten dialog Herm i Malfoya...
Trzymaj się ciepło, weny życzę i chęci do pisania bo już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
A dziękuję, dziękuję. Przeżyłam i to jest najważniejsze! :D
UsuńCzy ja wiem, czy Draco jeszcze tak naprawdę chcę wrócić do swojej "Nory"? ;)
Pozdrawiam ciepło!
Czekałam i się doczekałam!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze gratuluję z powodu matur, oby tak dalej :)
Poza tym rodział świetny. Najbardziej podobał mi się fragmenty jak Draco sprzeciwił się ojcu i dodał wzmiankę o ślubie (choć kłamał) xD oraz jak Hermiona mówiła Draco, że mogłaby go polubić. To było takie urocze ♡♡♡
Nie mogę się doczekać dalszej części! Ciekawa jestem jak ta sytuacja wpłynie na relacje z Norze, przede wszystkim dwójki głównych bohaterów ♡
Czekam na następny rodział!
Pozdrawiam :*
Dziękuję :)
UsuńJa też to uważam za urocze (♡♡♡), ale o tym cicho-sza, bo jeszcze na mieście się dowiedzą XD
Gnębiwstryski, które ostatnio mnie trochę męczą, podpowiadają mi, że uratowanie komuś życia nie może przejść bez echa. Zobaczymy ^^
Również pozdrawiam serdecznie ;)
Bardzo mi się podoba, jest świetne - zarówno pomysł jak i wykonanie. Z neicierpliwością czekam na ciąg dalszy :).
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Cieszę się, że Ci się podobało :* Na kolejny rozdział zapraszam w połowie tygodnia :)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Ten rozdział mogłabym czytać w kółko 😍 Pomimo wielkiego okrucieństwa i cierpienia jest przeuroczy - to wszystko jest takie przeciwne, napad śmierciożerców a z drugiej strony ratowanie Hermiony. Pomimo smutnego i okrutnego początku jest piękne zakończenie i szczerze Ci powiem, że jak czytałam rozdział po raz pierwszy to nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy- na prawdę w życiu bym nie przypuszczała, że Malfoy tak się zachowa. No i jeszcze mój ulubiony tekst Dracona do Lucjusza -'jak będę chciał to się z nią nawet ożenię' - nie wiem czemu ale bardzo mnie to rozczuliło w tamtej chwili( pomimo, że nie powinno, sama wiesz że sytuacja nie była za kolorowa)
OdpowiedzUsuńDodatkowo Charlie, dawno nie spotkałam się z nim w żadnym ff, a w tym mam wrażenie że jeszcze odegra jakąś rolę, no i sam stosunek Malfoya do niego - jest w stosunku do niego jakoś dziwnie 'normalny' co można nawet zauważyć w rozmowie na końcu rozdziału. Może nasz Draco zdał sobie sprawę.", że w tym wszystkim co powiedział mu Charlie jest dużo prawdy- bo smoka nie da się oswoić, ale zawsze jest jakiś wyjątek potwierdzający regułę - kto wie może tym wyjątkiem bedzie nasz Draco?
Jeszcze wracając na chwilę do początku (komentarz jest napisany na telefonie, dlatego może być nieskładny za co przepraszam :() Hermiona i jej zachowanie- zdaje sobie sprawę że myślała że nie przeżyje dlatego przeprowadziła taka rozmowę z Malfoyem. Gesty w tej rozmowie mówiły więcej niż słowa- stwierdzenie że Hermiona ma serce tak samo jak on (z jednej strony Draco powinien dostac Nobla za odkrycie, ale z drugiej strony to wydaje mi się że to w pewien sposób zapoczątkuje jego zmianę). No i gest Hermiony, kiedy przytrzymała jego rękę wraz ze stwierdzeniem - 'mogłabym Cię polubić'. Wyobrażam sobie co to w pewien sposób oznaczało dla Malfoya oraz jak cieżko musiało przejść to przez gardło Hermiony - w sumie nic dziwnego myślała że umrze, więc co jej po tym wyzwaniu. Jednak to krótkie przytrzymanie ręki było ogromnym krokiem do przodu- dla nich obojga, przynajmniej mam taką nadzieję.
Cieszę sie niezmiernie, że już jesteś po maturach i że dobrze Ci poszło :) a co zdawałaś i na co chcesz iść? :)
Nie mogę się doczekać rozdziału 26, ale jeszcze baaaaaardzo długa droga przed nami :( ale na wszystko przyjdzie czas :) czekam na rodział 6 i mam nadzieję że w ramach rekompensaty ( na ten czekaliśmy prawie miesiąc:() dodasz go szybciej :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Bardzo dziękuję za Twój komentarz! Nie będę kłamać, wyczekiwałam go :* Nie przejmuj się, że pisany na telefonie, wszystko zrozumiałam i poczułam się mile połechtana, odnosząc wrażenie, że Ci się spodobał, więc chyba odegrał swoją rolę ;) ♡
UsuńNie wiem, dlaczego, ale akurat w tym opowiadaniu bardzo intrygują mnie postacie, które były w oryginale nieco pomijane, patrz Artur czy Charlie. Może tak się dzieje, ponieważ Draco widzi więcej niż Harry, albo raczej widzi z innej perspektywy.
Rozdział szósty dodam już w połowie tego tygodnia. Na ten czekaliście dłużej z przyczyn ode mnie niezależnych ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Cześć. Dzisiaj może być bardziej chaotycznie niż zazwyczaj, a to dlatego, że jestem po szalonym tygodniu juwenaliowym, który zwieńczyłem całą nocą koncertowania, skakania, wydzierania się (i bycia trzeźwym, co zawsze ma swoje plusy, niezależnie od sytuacji), trzema godzinami snu i dwugodzinną trasą do domu rodzinnego.
OdpowiedzUsuńOj, się podziało. Liczyłem na typowo barbarzyńskie zakończenie konfliktu Ron-Draco, no ale ten gorszy kawałek mnie nie ma ostatnio materiałów do zadowolenia się przemocą. No dobra, była przemoc magiczna i tortury Ronalda, niech będzie.
Rozumiem, że ze względu na małą liczebność Zakonu padł taki nakaz o braku ratowania sojuszników, ale jest to kompletnie pozbawione logiki. Podczas Wojen Światowych (które dopiero były prawdziwym burdelem, chociaż istnieją ludzie wierzący w sfabrykowanie informacji o jakichkolwiek wojnach w tamtych czasach), czy już bardziej aktualnych konfliktów, rannych sojuszników ratuje się za wszelką cenę. Taki etos braterstwa. Dlatego też nieratowanie swoich przez Zakon jest czymś kompletnie nielogicznym. W ogóle, kto to rządzi tam teraz, bo jakoś się zgubiłem w tym chyba?
Akcja Draco-Charlie-Herma, bardzo in plus. Po cichu modliłem się, żeby nagle z tego nie wyszła komedia romantyczna i magiczne ratowanie dziewczyny kosztem blondynka, bo bym rzucił to wszystko w cholerę. Tak poprowadzona historia, ze wszystkimi słowami tam, wystarczająco zadowala. Ale i tak mam nadzieję, że nagle z tego później nie robi się ckliwa historyjka.
A już sama końcówka i subtelna transformacja Drakusia, cóż... Gdzie się zapodział ten wyszczekany fretek? Czekam na jego powrót, bo trochę mięciusi się mi tutaj chłopaczek zrobił.
U mnie jest cicho, nad czym ubolewam, ale studia, trzeci blog i zniechęcenie wszystkim wokół mnie trochę zastopowały. Dobrze, że już na czysto z maturami u Ciebie. Spokojnie wyczekuję kolejnego rozdziału.
Kreślę z szacunkiem.
Jako że trzymam się kanonu (w którym przemocy fizycznie prawie nie uświadczysz w porównaniu do objętości wszystkich siedmiu tomów), postanowiłam wprowadzać przemoc tylko i wyłącznie wtedy, kiedy jest to niezbędne. Mordobicia i wodospadów krwi nie spodziewałabym się w każdym rozdziale zawierającym walkę ;)
UsuńZakon Feniksa jest stosunkowo małą organizacją, aktualnie w "Smoczej opowieści" walczącą o pozbieranie się z kolan po śmierci swojego założyciela, mistrza i przywódcy. Stracili wiele osób (słowa Charliego), a ich obecny - Dorian - przywódca ma specyficzne poczucie moralności. Dlaczego? - Spojlery na horyzoncie. Dlatego to tak wygląda.
Nie przywiduję komedii romantycznej. Szczerze mówiąc, w czyste postaci za nią nie przepadam. I, drogi Raijin, nie przewiduję ckliwej historyjki, chociaż jako dziewczyna mam prawdopodobnie inny próg ckliwości niż Ty :)
Zakładam, że mężczyźni też są ludźmi i od czasu do czasu też coś odczuwają (mimo że na razie nie zdobyłam na to niezbitych dowodów). Draco był w szoku, to oczywiste. Nie zawsze trzeba być głośnym i sarkastycznym, nie zawsze nawet należy zachowywać się jak Malfoy. Do Dracona jako inteligentnego młodzieńca zaczęło to tamtego dnia docierać.
Także się cieszę, że matury już za mną.
Pozdrawiam!
Właśnie to jest chyba najlepsze, pomimo mojego wiecznego marudzenia. Jesteśmy różnymi osobami, o odmiennym "poziomie ckliwości", co pozwala Ci mnie stale zaskakiwać.
UsuńOczywiście, przemocy fizycznej w kanonie było prawie wcale, co z perspektywy czasu trochę dziwi. Duża szkoła, duże różnice wiekowe, część uczniów w TYM wieku, gdy zamiast mózgu ma się jogurt. Dlatego lubię czasami wyjść poza ramę i napisać historie, o których głośno nie mówiono w Potterach. A które są wspólnym mianownikiem niejednej szkoły.
Założenie słuszne, też jesteśmy ludźmi. Z tym, że (jak wszyscy ludzie) odczuwamy na różnych poziomach i na różne sposoby. Oczywiście, nie trzeba być. Czasami nie trzeba chcieć, a właśnie tak się zachowuje. Frecia jest inteligentną jednostką, co też nie ułatwia życia. To w takim samym stopniu błogosławieństwo, co przekleństwo gatunku.
Swoją drogą, Malfoy jako uzdrawiacz to... bardzo interesująca i ryzykowna wizja. Jeśli ją pociągniesz (pociągnęłaś? Bo rozumiem, że masz sporo materiału do przodu), to prześledzę ją z uwagą.
No i kim jest ten cały Dorian? Liczę na jakieś wyjaśnienie w niedalekiej przyszłości, bo facet pojawił się z kapelusza i miesza mi w głowie.
Za Tobą matury, przede mną egzaminy, wyczuwasz mój entuzjazm?
Bardzo się cieszę, że się zgadzamy :)
UsuńHejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny i wcale się nie dziwię, że tak strasznie Ci się podoba. Urzekł mnie już od pierwszego akapitu i trwało tak do samego końca. Pochłonęłam go od razu, a później przeczytałam jeszcze z parę razy, tak, żeby utrwalił mi się w pamięci.
Brawo, Ty!
Smoka nie da sie oswoić, ani przewidzieć jego czynów. Święta prawda, która w tym rozdziale powinna być powtarzana co minutę, niczym mantra. Jestem ogroooomnie ciekawa rozdziału 6 i mam nadzieję,że teraz, gdy już jesteś wolna jak ptak i szczęśliwa, jak Hermiona, gdy ma pod nosem nową książkę, dodasz go ciut szybciej.
Już nie mogę się doczekać!
Podsumowując: padłam, leżę i nie wstaję
Pozdrawiam, Iva Nerda
Jak mówił klasyk "Jeżeli nie chce się wracać do książki wiele razy po jej zakończeniu, nie ma sensu jej w ogóle czytać". Tym bardziej ogromnie dziękuję za Twoje wspaniałe słowa ♡
UsuńBrawo, Ja!
Dodam go w połowie tego tygodnia. I wiesz, ile mam książek do przeczytania? Salazarze, ja nie wiem, czy w te cztery miesiące zdążę XD
Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że lubię, jak padasz, leżysz i nie wstajesz? :) ♡♡♡
Pozdrawiam ciepło!
Heeeej! :)
OdpowiedzUsuńZ wejścia przepraszam, ze po tak długim czasie komentarz. :> Będzie króciutki, bo czytałam go... dawno temu. xd
W każdym bądź razie mega ciekawy i intrygujący. Super opisałaś, jak Draco zajmował się Hermiona. Mega mi się to podobało. :)
I masz dużego plusa za rozmowę Charliego i Draco. Była taka... naturalna. Po prostu miło się czytało. ^^
Generalnie rozdział bardzo fajny. :D
Pozdrawiam cieplutko!
labirynt-ff.blogspot.com
P.S. Resztę postaram się przeczytać jutro. ;)
Tęsknię za tym opowiadaniem :(
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńJestem tutaj, aby podzielić się tym, jak dobry był DR WALE w moim życiu. Widziałem dobre komentarze na jego temat w Internecie. Miałem szansę poznać kogoś, dla kogo wcześniej pracował. Moja przyjaciółka miała problemy rodzinne od urodzenia, więc dorosła postanowiła sama poszukać rozwiązania. W ten sposób poznała DR WALE, która pomogła jej rozwiązać problem rodzinny, który wywołał jej zmartwienia od urodzenia. Zapłaciła za PRZEDMIOTY DR WALE, których używała do pracy dla niej. Powiedziała, że w ciągu kilku dni wszystkie problemy się skończyły. Teraz jest szczęśliwą osobą. Po opowiedzeniu mi jej historii, sam kontaktuję się z DR WALE w sprawie mojej żony syna, który zdradzał mojego syna. Ze względu na miłość, jaką darzy ją mój syn, zwracam się do DR WALE o rozwiązanie. Kiedy powiedziałem o tym DR WALE'owi, powiedział, że musi rzucić zaklęcie. Powiedział mi, żebym zapłacił za RZECZY, które zrobiłem. DR WALE powiedział mi też, że zanim skończą się te tygodnie, moja Żona Syna przyjdzie żebrać. Tak jak powiedział przed upływem tygodni, moja żona syna przyszła prosić o przebaczenie. Oboje prowadzą teraz szczęśliwe życie. E-mail kontaktowy DR WALE: drwalespellhome@gmail.com LUB WhatsApp: +2347054019402